Próbują nam wmówić - nie tylko rządzący - że wystawianie do wiatru małych i mniejszych sąsiadów (bliższych i dalszych) to ta zimna pragmatyka państwowa, o której śnią od lat nasi „antyromantycy” z prawa i lewa. Jasne, stosunki międzypaństwowe oparte są niemal zawsze na chłodnej analizie. Czy jednak walenie na odlew, wręcz z satysfakcją, najważniejszych potencjalnych partnerów regionalnych ma cokolwiek wspólnego z rzeczywistą pragmatyką? Możliwe, że dzięki takiemu manewrowi wygramy seta, ale w ten sposób przybliżamy przegraną w meczu najważniejszym - o niepodległość i podmiotowość.
Gdy jest się największym państwem regionu, ma się największe „prawa”, ale ma się też pewne dodatkowe zobowiązania. Nie można dawać przykładu najgorszego z możliwych, nie można być w forpoczcie dekompozycji. Gdy robią to mniejsi, to skutki są zazwyczaj odwracalne. Gdy na płytki, agresywny egoizm stawia największy, to zabijamy także nadzieję dotyczącą przyszłości.
Nasi mniejsi sąsiedzi pogrywają różnie i bywa, że nieładnie (Orban z Rosją), ale Polska - główny cel imperializmów - nie może tego złego zjawiska nakręcać. Kierując się właśnie zimną pragmatyką, powinna łagodzić tam, gdzie to tylko możliwe, powinna inwestować we wspólną, regionalną przyszłość więcej niż inni. I powinna szczególnie ważyć własne kroki.
Ciekawe, czy owi rządowi i antyrządowi „realiści” stosują taki „antyromantyzm” w życiu codziennym, upokarzając bliższych i dalszych znajomych w drodze po szybkie i efektowne zyski, nie zastanawiając się, co będzie jutro? Czy to myślenie rzeczywiście zimne i racjonalne, czy może krótkowzroczne i po prostu głupie (przyjmijmy na chwilę, że rola zimnego drania pasuje nam duchowo)?
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Próbują nam wmówić - nie tylko rządzący - że wystawianie do wiatru małych i mniejszych sąsiadów (bliższych i dalszych) to ta zimna pragmatyka państwowa, o której śnią od lat nasi „antyromantycy” z prawa i lewa. Jasne, stosunki międzypaństwowe oparte są niemal zawsze na chłodnej analizie. Czy jednak walenie na odlew, wręcz z satysfakcją, najważniejszych potencjalnych partnerów regionalnych ma cokolwiek wspólnego z rzeczywistą pragmatyką? Możliwe, że dzięki takiemu manewrowi wygramy seta, ale w ten sposób przybliżamy przegraną w meczu najważniejszym - o niepodległość i podmiotowość.
Gdy jest się największym państwem regionu, ma się największe „prawa”, ale ma się też pewne dodatkowe zobowiązania. Nie można dawać przykładu najgorszego z możliwych, nie można być w forpoczcie dekompozycji. Gdy robią to mniejsi, to skutki są zazwyczaj odwracalne. Gdy na płytki, agresywny egoizm stawia największy, to zabijamy także nadzieję dotyczącą przyszłości.
Nasi mniejsi sąsiedzi pogrywają różnie i bywa, że nieładnie (Orban z Rosją), ale Polska - główny cel imperializmów - nie może tego złego zjawiska nakręcać. Kierując się właśnie zimną pragmatyką, powinna łagodzić tam, gdzie to tylko możliwe, powinna inwestować we wspólną, regionalną przyszłość więcej niż inni. I powinna szczególnie ważyć własne kroki.
Ciekawe, czy owi rządowi i antyrządowi „realiści” stosują taki „antyromantyzm” w życiu codziennym, upokarzając bliższych i dalszych znajomych w drodze po szybkie i efektowne zyski, nie zastanawiając się, co będzie jutro? Czy to myślenie rzeczywiście zimne i racjonalne, czy może krótkowzroczne i po prostu głupie (przyjmijmy na chwilę, że rola zimnego drania pasuje nam duchowo)?
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/266313-wystawiajac-do-wiatru-male-kraju-z-regionu-przyblizamy-przegrana-w-meczu-najwazniejszym-o-niepodleglosc-i-podmiotowosc?strona=1