Propozycje zmian w ustawie o służbach specjalnych wywołały lawinę krytycznych komentarzy pod adresem polskiego rządu. W efekcie władze wycofały się z reformy, ale nie zaproponowały niczego w zamian. W efekcie państwo stanęło w obliczu paraliżu decyzyjnego, a Sejm następnej kadencji będzie musiał podjąć działania w błyskawicznym tempie.

CZYTAJ RÓWNIEŻ: Służby mają zbyt wiele możliwośći inwigilacji obywateli. TK kwestionuje przepisy

Służby będą mogły inwigilować nas bez nakazu sądu? Rząd chce poprzeć senacki projekt ustawy o podsłuchach

Zmiany miały dotyczyć zmiany zasad inwigilacji obywateli przez policję i służby specjalne, opierającej się na sięganiu po dane telekomunikacyjne.

Niedopuszczalne jest, by w demokratycznym państwie tyle miesięcy czekać na jakikolwiek propozycje

— alarmował już w maju Adam Bodnar, wówczas jako ekspert Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, a dziś Rzecznik Prawi Obywatelskich.

W końcu to senatorowie postanowili wyręczyć rząd i w czerwcu złożyli swoją propozycje, która wzbudziła wiele kontrowersji. Projekt zakładał bowiem następczą kontrolę sądu ws. podsłuchów. W praktyce oznaczałoby to, że służby nie musiałyby występować do sądu o zgodę przed każdym sprawdzaniem billingów rozmów, a jedynie co pół roku zdawać raport z podjętych przez siebie działań.

Ostatecznie senackiemu projektowi sprzeciwiły się resorty spraw zagranicznych i administracji, które wysłały krytyczne uwagi do MSW. W efekcie do dziś nie zrealizowanego żadnego projektu, choć sprawa wymaga jak najszybszej regulacji. Oznacza to, że nowy parlament już na początku kadencji będzie miał mnóstwo pracy.

Jeśli posłowie nie zdążą do lutego, służby stracą b. ważna narzędzie walki z przestępczością i innymi zagrożeniami

— mówi „Rzeczpospolitej” Katarzyna Szymielewicz z Fundacji Panoptykon.

gah/Rzeczpospolita