Była rzecznik rządu ujawnia kulisy pracy Ewy Kopacz! Brzmi dobrze? Ano właśnie - tylko brzmi. Książka Iwony Sulik to ogromny niewypał

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. materiały prasowe/KPRM
fot. materiały prasowe/KPRM

I tak dla przykładu - Sulik opisuje wpadkę Ewy Kopacz w Berlinie, gdy nowa premier Polski kompletnie zagubiła się na czerwonym dywanie, gdzie musiała interweniować kanclerz Angela Merkel. Była rzeczniczka polskiego rządu sugeruje, że wina nie była po stronie Kopacz, ale urzędników protokolarnych, którzy źle przygotowali panią premier. Podobnie tłumaczy zagubienie Ewy Kopacz na inauguracyjnej konferencji w gmachu Politechniki Warszawskiej. Do nieporozumienia miało dojść z powodu dwóch zwalczających się zespołów, które rywalizowały o dostęp do ucha szefowej rządu.

Ta sprawa nigdy nie była podnoszona publicznie. Uważam jednak, że prawda, choć niczego nie zmienia, pokazuje, w jakich realiach czasami funkcjonuje polityk i jego otoczenie. Ewa Kopacz nie dostała dokumentów, które były przygotowane na prezentację. Przekonała się o tym, dopiero gdy w nie spojrzała. A to miało miejsce już na scenie, podczas konferencji. Nie mogła tego powiedzieć. Czy miało to wpływ na to, co się wydarzyło? Na pewno. Jeszcze gorsze byłoby jednak mówienie o tym

— czytamy.

WIĘCEJ: Broń na Ukrainę? „Wie Pan, jestem kobietą…” Pierwsza wypowiedź Kopacz i pierwsza kompromitacja

Podobnie wygląda kwestia naszkicowania sesji dla „Vivy” (żadnej winy pracowitej i niedocenianej Ewy Kopacz), jak i kulis odejścia samej Sulik (po pamiętnej awanturze dotyczącej szkolenia dla Przemysława Wiplera). Była rzeczniczka rządu wspomina o tym w bardzo dziwny i zagmatwany sposób, a to sugerując winę Adama Piechowicza, a to biorąc na siebie odpowiedzialność, by „nie obarczać Ewy Kopacz”. Opis całej sytuacji jest niejasny. Czytelnik nie tylko nie wie w końcu, dlaczego Sulik odeszła, skoro nikt do niej nie miał pretensji, nie ma też ani słowa o zarzutach dotyczących załatwiania pracy dla męża.

Zasygnalizowanymi sugestiami, przekazanymi przez Sulik gdzieś między wierszami, jest rywalizacja o dostęp do ucha Ewy Kopacz i o kwestie decyzyjne: w kampanii i codziennej pracy rządu. Rzeczniczka rządu sugeruje ostrą walkę między frakcjami i narzeka na gry z dziennikarzami - wymienionego w książce bodaj tylko raz z nazwiska - Michała Kamińskiego o to, by skierować na siebie uwagę i stworzyć wrażenie głównego rozgrywającego.

Niestety, takich smaczków jest niewiele, są one potraktowane przesadnie ogólnikowo i na dobrą sprawę nie wnoszą niczego nowego do obrazu rządu i otoczenia Ewy Kopacz. Byłą rzeczniczka rządu do przesady podkreśla lojalność i wierność tak Kopacz, jak i jej otoczeniu, dziękuje za możliwość pracy i przeżycia niesamowitej przygody. Zamiast tego, jak robi się politykę za drzwiami Ewy Kopacz, dowiadujemy się, jak trudno było Iwonie Sulik znieść publikacje mediów. Na dodatek, co mocno irytuje, przydługie i emocjonalne opisy codziennej pracy Sulik okraszone są filozoficzno-politologicznymi komentarzami, których nie powstydziłby się Paulo Coelho. Wszystko daje trudną do strawienia mieszankę.

Przykład?

Kilka razy telefonu jednak nie odebrałam. Byłam tak zmęczona, że nie słyszałam, że dzwonił. Kiedy jednak rano widziałam na ekranie nieodebrane połączenie od premier, moja reakcja była jak atak paniki. Czułam się tam, jakbym zawaliła najważniejszą sprawę w życiu. Bo to, w moim przekonaniu było niedopełnienie obowiązków. Telefon od Ewy Kopacz był jak rozkaz, który bez zastanawiania się trzeba jak najszybciej wykonać.

Niestety, książka sprawia wrażenie, jak gdyby od maja do września przeszła proces weryfikacji i akceptacji przez Centrum Informacyjne Rządu (kierowane dziś przez Kamińskiego), a przynajmniej przez biurko Ewy Kopacz. Wykastrowana z pikantnych smaczków czy choćby mrugnięć okiem do czytelnika książka pani Sulik jest niczym innym jak suchym, bezbarwnym i napisanym kiepskim językiem opisem tego, co działo się w KPRM w ostatnich miesiącach. Być może stojący zupełnie poza polityką odnajdą w lekturze coś interesującego. Dla koneserów i codziennych obserwatorów życia politycznego w Polsce - książka byłej rzeczniczki rządu będzie dużym rozczarowaniem.

Mam dziwne przekonanie, że jeśli kiedyś na podobne „zwierzenia” zdecyduje się Paweł Graś, będą one o wiele ciekawsze. I nie tylko dlatego, że Tusk kierował rządem o wiele dłużej niż Kopacz. A książka Iwony Sulik? Cóż, przejdzie bez historii. A szkoda, bo wystarczyło ciut więcej dobrej woli i przenikliwości, by zainteresować czytelnika.


Księgarnia internetowa wSklepiku.pl - tysiące tytułów w najlepszych cenach!

Gwarantujemy pewną i szybką wysyłkę. Zapraszamy!

« poprzednia strona
12

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych