Debata ws. ustawy chroniącej życie zdominowana przez skandaliczne zachowanie Wenderlicha. "Słowo 'zabijanie' jest nie na miejscu wobec tych, którzy mają inne poglądy". WIDEO

Fot. Sejm.gov.pl
Fot. Sejm.gov.pl

Kaja Godek po kolejnym spięciu z wicemarszałkiem znów próbowała przemawiać.

Mit czwarty – nie możemy zmieniać prawa, bo przyjdą zwolennicy aborcji i wahadło wychyli się na ich stronę, zrobią aborcję na życzenie. Obecna ustawa chroni życie lepiej, bo dzięki zabijaniu określonych grup dzieci nie zabija się ich więcej. Tymczasem nie jest tak i nigdy nie było, że zwolennicy aborcji wyłącznie biernie czekali na ruchy zwolenników pełnej ochrony życia, aby próbować wprowadzić szerszy dostęp do aborcji. W rzeczywistości obecnie funkcjonująca ustawa nie jest tą samą, która została przyjęta  w 1993 r. Regulacja będąca aktualnie w mocy jest wynikiem nowelizacji uchwalonej 30 sierpnia 1996 r. głosami głównie SLD i Unii Pracy. Zmiana ta, przyjęta pomimo weta Senatu, a w zaskarżonym zakresie uznana przez Trybunał Konstytucyjny za niekonstytucyjną, znacznie ograniczyła normatywne gwarancje prawa  do życia,  m.in. rozszerzając przesłanki dopuszczalności aborcji. Ustawa z 1993 r. znosiła karalność aborcji w niektórych przypadkach, nowelizacja z 1996 r. wprowadziła możliwość tzw. przerywania ciąży interpretowaną jako „prawo do aborcji”.

Atak na ustawę w 1996 r. pokazuje konkretny mechanizm: aborcjoniści działają bez względu na to, czy zwolennicy pełnej ochrony życia dzieci składają projekty ustaw, czy tego nie robią. Bierna postawa ich rozzuchwala zamiast temperować ich mordercze zapędy. Warto w tym miejscu przypomnieć… kazus Hiszpanii za czasów premiera Zapatero, gdy wprowadzono prawo do zabijania poczętych dzieci  na niespotykaną wcześniej skalę. Zezwolono  na przykład na to, aby 16-letnim dziewczętom oferować aborcję bez zgody, a nawet bez wiedzy ich rodziców. Dlaczego tak się stało? Czy hiszpańska lewica była przez kogokolwiek prowokowana? Absolutnie nie. Po prostu trafiła się okazja, by poszerzyć dopuszczalność aborcji, więc Hiszpańska Socjalistyczna Partia Robotnicza przepchnęła przez parlament swoje postulaty.

Co więcej, wystarczy spojrzeć na sytuację krajów zachodnich, aby jasno zobaczyć, że wszelkie skrajnie lewicowe oraz ideologiczne projekty zmian w prawie były najpierw wprowadzane przy biernej postawie partii uważanych za konserwatywne, a potem już ich własnymi rękami. Agresywna postawa środowisk popierających aborcję z jednej strony, źle rozumiana chęć dialogu z nimi ze strony środowisk i partii konserwatywnych sprawiły, że zamiast powstrzymania zła mamy do czynienia z jego propagacją. Smutnym tego przykładem jest Partia Konserwatywna w Wielkiej Brytanii i premier David Cameron idący na rękę lewicy w najbardziej kluczowych dla życia i rodziny kwestiach. Obojętność i bierność w kluczowych kwestiach życia, małżeństwa i rodziny są, jak widać, szkodliwe i nierozsądne. Co więcej, w związku z obecnie przeprowadzaną rewolucją kulturową mającą  na celu zniszczenie rodziny i małżeństwa są niewybaczalne

— mówiła Godek.

I rozwiała kolejny mit, że „aborcja po gwałcie może być dobra dla kobiety”.

W 2013 r. Polskę odwiedziła Irene van der Wende, Holenderka, która abortowała swoje dziecko poczęte w wyniku gwałtu. Irene opisuje aborcję jako drugi gwałt, dużo gorszy od pierwszego. Mówi tak: „Aborcja w niczym mi nie pomogła; ona była powtórnym i o wiele głębszym gwałtem na mojej osobie”. Co ciekawe, Irene dowiedziała się później, że jej własne życie zaczęło się właśnie w wyniku aktu przemocy seksualnej. Przypadek gwałtu wykorzystuje się, aby utrzymać aborcję legalną, argumentując, że wprawdzie nie jest ona dobra, ale musi być dostępna, że kobietom, które zaszły w ciążę w wyniku przymuszenia do stosunku, trzeba pozostawić możliwość zabicia ich dziecka. Pomija się jednak milczeniem to, że w przypadku gwałtu pod uwagę trzeba wziąć jeszcze jedną osobę – całkowicie niewinne dziecko, które ma prawo do życia

— wskazała.

Dodała, że „istnieją na świecie miejsca, w których zabija się ofiary gwałtu, jakimi są zgwałcone kobiety, ponieważ „dając” się zgwałcić, zhańbiły swoją rodzinę”.

W Polsce skazuje się na śmierć dzieci poczęte w wyniku gwałtu, mimo że one także są ofiarami tego odrażającego czynu. Zgwałconą kobietę i jej dziecko powinno się otoczyć opieką, zaś gwałciciela surowo karać. Zabicie jednej z ofiar przestępstwa i nazywanie tego udzielaniem pomocy drugiej jest prawdziwą hipokryzją. Irene van der Wende, Rebecca Kiessling, Pam Stenzel, Tracy Joyce Shaw, Mary Rathke, Valerie Gatto, ksiądz Luis Alfredo Leon Armijos – to nazwiska tylko kilku osób, których życie zaczęło się w dramatycznych okolicznościach gwałtu i które o tym otwarcie opowiadają. Popieranie mordowania dzieci ze względu na okoliczności ich poczęcia to jak mówienie każdemu z wymienionych powyżej, że ich uśmiercenie powinno być bezkarne, a ich życie nie posiada żadnej wartości. Ewentualnie teraz, gdy się już narodzili, być może ma jakąś wartość, ale chwilę przed narodzeniem jej nie miało. Powinien zostać im wymierzony najwyższy wymiar kary – kara śmierci – nie za winę ich samych, a za przestępstwa ich ojców. Przyznają państwo, że takie myślenie nie ma nic wspólnego ze sprawiedliwością i zdrowym rozsądkiem.

Amerykanka Lianna Rebolledo, brutalnie zgwałcona w wieku 12 lat, przyznaje, że ciąża uratowała jej życie. Samobójstwo wydawało się jej szansą na ucieczkę przed ogromem cierpienia związanego z przemocą, której doświadczyła, jednak świadomość, że jest w ciąży, powstrzymała ją przed targnięciem się na własne życie. Trzeba także zauważyć, że w przypadku tej przesłanki mamy do czynienia ze zmianą prawa ze strony środowisk lewicowych, ponieważ od 2008 r. obowiązuje jej poszerzona wersja, autorstwa lewicowej działaczki i karnistki, profesor Moniki Płatek, która czyn zabroniony przestała ograniczać wyłącznie do gwałtu, ale zakwalifikowała tu także np. współżycie, też dobrowolne, z osobą poniżej 15. roku życia. Najwyraźniej widzieliśmy to przy okazji sprawy 14-latki z Lublina, nazwanej przez media Agatą, która nie została zgwałcona, ale zaszła w ciążę ze swoim chłopakiem. Dziecko Agaty, mimo że nie zostało poczęte w wyniku gwałtu, straciło życie

— mówiła w Sejmie Godek.

Dodała, że kolejnym mitem jest uznanie, że „przyjęcie projektu zakazującego zabijania nienarodzonych dzieci powoduje kolizję dóbr: życia dziecka i życia matki, względnie życia dziecka i prawa matki do samostanowienia”.

To stanowisko przewija się chociażby w opinii o projekcie ustawy wydanej przez prokuratora generalnego. Sprawdźmy, czy faktycznie tak jest. Otóż prokurator generalny wydaje się nie zauważać, że proponowana nowelizacja dodaje do art. 152 Kodeksu karnego § 4, który chroni interes ciężarnej będącej w stanie zagrożenia życia lub zdrowia, umożliwiając leczenie jej nawet wówczas, jeśli w wyniku tego leczenia straci życie dziecko w jej łonie. Nadto istnieje art. 26 § 2 Kodeksu karnego, który wprowadza zasadę podwójnego skutku, możliwą do zastosowania także w sytuacji zagrożenia życia ciężarnej.

W wydanej przez Andrzeja Seremeta opinii dziwi także to, że podważa on uprawnienie władzy państwowej do rozstrzygania konfliktów wartości. Jest to wszakże funkcja władzy ustawodawczej. Podobnie jak władza ta rozstrzyga konflikt wartości w przypadku zagadnienia choćby kary śmierci czy eutanazji, tak może i powinna rozstrzygać go w kwestii ochrony życia poczętego, a jeszcze nienarodzonego dziecka. Także kolizja dóbr, jaka według Seremeta zachodzi pomiędzy życiem dziecka i prawem matki do samostanowienia, faktycznie nie występuje, gdyż życie człowieka jest wartością nadrzędną wobec wszelkich innych dóbr

— tłumaczyła posłom.

Wskazała, że nie jest prawdą również teza, że „możliwość aborcji z powodu choroby lub niepełnosprawności dziecka jest dobrodziejstwem dla rodziców takich dzieci”.

W rzeczywistości możliwość aborcji ze względu na niepełnosprawność jest narzędziem dyskryminacji zarówno dzieci, jak i ich rodziców. Otóż ustawa, która wydziela określoną kategorię ludzi i pozwala na ich zabijanie, powoduje, że na takie osoby zaczyna się patrzeć jak na ludzi drugiej kategorii. Także ich rodziców postrzega się jako osoby nieodpowiedzialne, które w porę nie zadbały o to, aby poprawić swój los, jako osoby, które nie zabijając zawczasu własnych dzieci, nie zadbały o siebie.

Gdy w marcu 2014 r. na sejmowym korytarzu rozpoczął się protest rodziców niepełnosprawnych dzieci, ludzie ci stali się ofiarą niebywałej nagonki lewicowo-liberalnych mediów. Wśród wielu wypowiedzi dyskredytujących uczestników protestu znalazła się i taka, która doskonale obnażyła, komu i do czego służy aborcja ze względu na niepełnosprawność. Pewien znany lewicowy dziennikarz zaczął wówczas sugerować, że świadczona przez państwo pomoc powinna być różnicowana ze względu na to, czy rodzice dowiedzieli się o chorobie dziecka przed jego narodzinami, czy już po nich. Bynajmniej nie było to przejęzyczenie, gdyż swoją tezę powtórzył dwukrotnie, w dwóch różnych mediach.

Ja nie chcę tu rozstrzygać, jak należy patrzeć na problem zasiłków, czy jest to tylko problem ich wysokości, czy ogólna niewydolność całego systemu pomocy społecznej. Z pewnością w zależności od poglądów na rolę państwa i funkcje, jakie winno spełniać wobec jednostki, zdania w tej sprawie będziemy mieli podzielone. Zwracam jednak uwagę na fakt, że protestujących rodziców potraktowano  jak podludzi, najpierw składając im obietnice bez pokrycia, potem ich nie realizując, a następnie próbując przerzucić na nich odpowiedzialność za to, że ich dzieci są bardziej wymagające. Ta pogarda to praktyczny skutek obowiązującej ustawy aborcyjnej.

Dyskryminacja matek niepełnosprawnych dzieci ma miejsce także w trakcie prowadzenia kolejnych ich ciąż. Jeśli taka kobieta odmówi poddania się badaniom będącym podstawą do ewentualnego wykonania aborcji – a badania te same w sobie nie są bezpieczne dla rozwijającego się dziecka – wymaga się od niej podpisywania oświadczeń o znajomości ryzyka wystąpienia u dziecka wady i podpisu pod odmową. Można więc rzec, że matki niepełnosprawnych dzieci są przymuszane do przeprowadzania nie do końca bezpiecznej diagnostyki prenatalnej, która pomaga państwu w eliminacji niemile widzianych chorych dzieci, a która dla innych kobiet nie jest obowiązkowa. Co ciekawe pogląd, że zabijanie niepełnosprawnych dzieci to dobro dla ich rodziny, głosi np. wicemarszałek Sejmu Wanda Nowicka, osoba, w stosunku do której sądy dwóch instancji stwierdziły, że uzasadnione jest mówienie, że jest na liście płac przemysłu aborcyjnego, uniewinniając tym samym autorkę tych słów – Joannę Najfeld. To właśnie Wanda Nowicka, która przedstawia się jako adwokat kobiet, przez lata kierowała skrajnie lewicowymi organizacjami zasilanymi kilkusettysięcznymi grantami od firm zarabiających na dostarczaniu aborcji lub środków służących do jej wykonywania. Przypadek ten pokazuje, że promotorzy aborcji udający adwokatów rodzin wykazują się niebywałym zakłamaniem, bo ich sponsorami i zleceniodawcami nie są rodziny.

Wysoka Izbo! Aleksander Fredro pisał: naród, który nie ma siły i woli powiedzieć łotrom, że łotry, nie wart być narodem. Państwo nieoparte o wartości gnije i przestaje wypełniać swoje zadania. W tym państwie zawodzą instytucje

— mówiła Godek. Jednak i te słowa okazały się nie do zaakceptowania w Sejmie.

Proszę pani, przerywam pani po raz kolejny

— wskazał Wenderlich.

Na uwagę, Kai Godek, że już kończy zareagował wręcz bezczelnie.

Ciąg dalszy na kolejnej stronie

« poprzednia strona
123
następna strona »

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.