Dawno opinie "elit" nie oderwały się tak bardzo od tego, co myśli społeczeństwo jak ws. imigrantów. Wyzwiska Czerskiej od "nazistów" i "rasistów" niewiele tutaj pomogą

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
PAP/EPA/mat. prasowe
PAP/EPA/mat. prasowe

Obawy Polaków, olbrzymiej większości Polaków, są uzasadnione. Nie bez przyczyny jedna z głównych literacko-publicystycznych dyskusji toczy się wokół „Uległości”, nowej książki Michela Houellebecqa (którą zresztą zasługuje na kilka zdań w oddzielnym tekście), opisującej Francję, w której zaczyna rządzić Bractwo Muzułmańskie. Nie przez przypadek jeszcze kilka miesięcy temu na antenach i łamach głównych mediów w Polsce pojawiały się reportaże i wywiady opisujące niebezpieczeństwo wojującego islamu (którego przedstawiciele muszą, a przynajmniej mogą pojawić się wśród tak dużej liczby imigrantów).

CZYTAJ WIĘCEJ: Jeszcze w lutym w „Faktach” TVN pokazywano takie rozmowy… Imam Choudary: „Prawo szariatu zostanie wprowadzone także w Polsce!”

Jeśli dodać do tego racjonalne zarzuty co do tego, że decyzje zapadają w Brukseli (na dodatek wśród strofujących nas urzędników, zresztą niekontrolowanych niemal przez żadną demokratyczną procedurę), a nie w Warszawie - obraz wygląda nieciekawie. Ale zgoda, intuicyjny (niechby nawet słuszny) lęk nie może być jedynym motywem przy podejmowaniu decyzji w tak ważnej sprawie jak kryzys imigrancki. I dlatego rząd powinien krok po kroku, podczas długiej debaty sejmowej i szeregu konferencji prasowych szefowej MSW, szefa MSZ i samej premier Kopacz, tłumaczyć godzinami. Tłumaczyć, jaka jest polityka polskiego rządu w tej sprawie.

Na jak dużą liczbę imigrantów się możemy zgodzić, a co będzie przekroczeniem czerwonej linii? Jak polskie władze chcą rozróżnić uchodźców wojennych od imigrantów ekonomicznych? Kto i jak sprawdzi, czy nie ma wśród nich bojowników Państwa Islamskiego? Jak będą kontrolowani w Polsce, skoro we Włoszech tamtejsza policja przyznaje, że 1/3 spośród imigrantów nie jest w ogóle zarejestrowana? Gdzie w Polsce mieliby zostać umieszczeni potencjalni uchodźcy? Kto za to zapłaci i w jakich proporcjach? Kto będzie za całą operację odpowiedzialny: specjalni ministrowie, komórki, samorządy (na które już zrzuca się odpowiedzialność - bez pomocy z Warszawy - w sprawie imigrantów z Ukrainy), parafie? Jak powstrzymać uchodźców przed ucieczką do ziemi obiecanej, jaką są dla nich Niemcy?

To tylko kilka z szeregu, długiego szeregu pytań, na jakie poważny rząd powinien odpowiedzieć. Tymczasem misję negocjacyjną dotyczącą imigrantów otrzymała Teresa „Terenia da radę” Piotrowska. Brzmi dobrze? Ewa Kopacz beztrosko bajdurzy zaś o „teście przyzwoitości”, próbując przerzucić odpowiedzialność (lub jej część) na opozycję, a dyskusja publiczna i medialna wokół całej sprawy oparta jest o emocjonalny szantaż skupiony wokół takich haseł jak „chrześcijańskie miłosierdzie”, „historyczny dług wdzięczności Polaków” i „rada papieża Franciszka” - wszystko okraszone cytatami z ewangelii. Za szczyt absurdu niech posłuży czwartkowa kłótnia Beaty Kempy ze Stefanem Niesiołowskim prowadzona przez Monikę Olejnik, która oburzona na postawę prawicy sama nie skojarzyła szyitów z muzułmanami.

Za puentę tej kuriozalnej debaty niech posłuży celny wpis Piotra Semki.

A przecież wszystko mogłoby i powinno wyglądać inaczej. W debacie publicznej powinniśmy na poważnie porozmawiać o tym, jak pomagać wojennym uchodźcom - ale tam, na miejscu. Poważne raporty i analizy pokazują jasno, że taka pomoc była - także przez polskie państwo! - udzielana w ostatnich latach. Otwarcie dziś drzwi na oścież nie ugasi pożaru, a będzie jedynie dolaniem oliwy do ognia. Przecież za setkami tysięcy imigrantów do Europy przyjadą ich rodziny, a następnie kolejne fale uchodźców, którzy zobaczą, że można. Literacka wizja Houellebecqa może ziścić się szybciej niż w przewidzianym przez niego 2022 roku.

To naiwny apel, ale byłoby dobrze, gdyby miejsce szantażu emocjonalnego i moralnego zajęła rzeczowa dyskusja, która nie stygmatyzuje zaniepokojonych jako nazistów i rasistów, ale krok po kroku rozwieje (bądź nie) obawy. To wielkie zadanie polskiego rządu i największych mediów. Na to nie ma co jednak liczyć. Efekt będzie więc taki, że elity będą mówić swoje, a „ulica” swoje - niestety w sposób coraz ostrzejszy, co tylko nakręci błędne koło wzajemnych niechęci i oskarżeń. Odpowiedzialność to jednak ostatnie słowo, które na poważnie traktuje dominujący układ sił w Polsce.

« poprzednia strona
12

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych