Nic tak nie przeraża wolnego człowieka, jak rząd deklarujący troskę o jego dzieci… Właśnie w ten sposób chce nas uszczęśliwić obecna ekipa rządząca, która próbuje udowodnić, że lepiej od obywateli wie, jak pokierować ich życiem, a nawet jak wychowywać ich dzieci.
Ledwo ucichła sprawa sześciolatków, gdy MEN-owscy notable utrzymywani z naszych pieniędzy chcieli decydować o edukacji pociech wszystkich Kowalskich i Nowaków, a już urzędasy z Ministerstwa Zdrowia zajmują się układaniem jadłospisu dzieci.
Okazuje się, że kanapki z majonezem czy salami są już be i znikną ze szkolnych sklepików. Każdy dzieciak nie będzie mógł wysupłać ze swojej portmonetki paru grosiaków na te przysmaki. Dlaczego? Bo Ministerstwo Zdrowia orzekło, że salami, majonez, parówki czy serki topione są niezdrowe.
Cóż z tego, że rodzic może nie mieć nic przeciwko takim frykasom. I cóż z tego, że dany produkt może być po prostu nieszkodliwy. Pan uznał, że salami i majonez to zło, więc siedź cicho durny kmieciu i rób, jak resort ci każe!
I pomyśleć, że wszystkie te idiotyzmy, w których pobrzmiewa jakieś echo statolatrii, funduje nam ekipa, która władzę przejmowała pod hasłami wolności i liberalizmu. Dziś indywidua pokroju Ewy Kopacz czy Joanny Kluzik-Rostkowskiej, panie przypominające niekiedy prowincjonalne urzędniczki, które obwieszają natrętnym petentom: „Tera kawę se niesie!”, chcą nam mówić, jak mamy żyć. Gdzie ten liberalizm? Gdzie ta wolność? Widzę w tym raczej natręctwo złośliwej teściowej, która za wszelką cenę chce wtrącić się w wychowanie dzieci szczęśliwych małżonków.
Spór dotyczący obecności sześciolatków w szkołach wpisuje się w tę retorykę. Przedstawiciele władzy chcą wmówić Polakom, że lepiej znają pociechy obywateli niż rodzice. Oczywiście rozporządzając przy tym pieniędzmi tychże rodziców. Ba, niemal żyjąc z nich!
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Nic tak nie przeraża wolnego człowieka, jak rząd deklarujący troskę o jego dzieci… Właśnie w ten sposób chce nas uszczęśliwić obecna ekipa rządząca, która próbuje udowodnić, że lepiej od obywateli wie, jak pokierować ich życiem, a nawet jak wychowywać ich dzieci.
Ledwo ucichła sprawa sześciolatków, gdy MEN-owscy notable utrzymywani z naszych pieniędzy chcieli decydować o edukacji pociech wszystkich Kowalskich i Nowaków, a już urzędasy z Ministerstwa Zdrowia zajmują się układaniem jadłospisu dzieci.
Okazuje się, że kanapki z majonezem czy salami są już be i znikną ze szkolnych sklepików. Każdy dzieciak nie będzie mógł wysupłać ze swojej portmonetki paru grosiaków na te przysmaki. Dlaczego? Bo Ministerstwo Zdrowia orzekło, że salami, majonez, parówki czy serki topione są niezdrowe.
Cóż z tego, że rodzic może nie mieć nic przeciwko takim frykasom. I cóż z tego, że dany produkt może być po prostu nieszkodliwy. Pan uznał, że salami i majonez to zło, więc siedź cicho durny kmieciu i rób, jak resort ci każe!
I pomyśleć, że wszystkie te idiotyzmy, w których pobrzmiewa jakieś echo statolatrii, funduje nam ekipa, która władzę przejmowała pod hasłami wolności i liberalizmu. Dziś indywidua pokroju Ewy Kopacz czy Joanny Kluzik-Rostkowskiej, panie przypominające niekiedy prowincjonalne urzędniczki, które obwieszają natrętnym petentom: „Tera kawę se niesie!”, chcą nam mówić, jak mamy żyć. Gdzie ten liberalizm? Gdzie ta wolność? Widzę w tym raczej natręctwo złośliwej teściowej, która za wszelką cenę chce wtrącić się w wychowanie dzieci szczęśliwych małżonków.
Spór dotyczący obecności sześciolatków w szkołach wpisuje się w tę retorykę. Przedstawiciele władzy chcą wmówić Polakom, że lepiej znają pociechy obywateli niż rodzice. Oczywiście rozporządzając przy tym pieniędzmi tychże rodziców. Ba, niemal żyjąc z nich!
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/263653-odwalcie-sie-funkcjonariusze-biurokratycznego-molocha-dzieci-sa-zaganiane-do-szkol-od-razu-z-jadlospisem-narzuconym-przez-resort?strona=1