Prof. Nowak o atakach mediów na Andrzeja Dudę: Wzywam do totalnego bojkotu tych, którzy służą wyłącznie kłamstwu. NASZ WYWIAD

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. wPolityce.pl
Fot. wPolityce.pl

Nagłaśnianie, koncentrowanie uwagi na postaciach z marginesu moralnego, seryjnych kłamcach, którzy żyją z kłamstwa, szkodzi istocie mediów. Pewnych nazwisk, tytułów nie warto cytować

— mówi prof. Andrzej Nowak w rozmowie z portalem wPolityce.pl.

wPolityce.pl: O wadach i niedostatkach polskiej demokracji słyszymy od dawna. Czy to dobrze, że czekają nas – prawdopodobnie – dwa referenda w najbliższym czasie?

Prof. Andrzej Nowak: Pierwsze referendum zostało zarządzone przez Bronisława Komorowskiego w wyniku gwałtownej reakcji na wyniki I tury wyborów i stan zagrożenia dla jego kandydatury. To było testamentem politycznym, który miał skłócić Pawła Kukiza z PiS-em. Nie ma tu żadnych wątpliwości. Wcześniej o pytaniach, które postawił prezydent Komorowski, nikt w PO nie mówił. Nie było pomysłów, by postawić te sprawy w referendum. Drugie referendum, które proponuje Andrzej Duda, ma zupełnie odmienną genezę. Znacznie dłuższą, związaną z inicjatywami obywatelskimi. Każde z pytań postawione w tym referendum były przedmiotem ogromnych akcji społecznych, wyrażających wolę milionów Polaków, by reprezentacja polityczna, jaką jest Sejm, rozważyła postulaty w sprawach dla społeczeństwa ważnych.

Wiemy jednak, że Sejm nie zgodził się na te referenda. Może to są tematy, które powinny być przedmiotem prac parlamentarnych?

Nie zgadzam się. Tu chodzi o prawo narodu to stanowienia o swojej ojczyźnie. Pytanie o 6-latki to pytanie o prawo rodziców do decydowaniu o ich wychowaniu. To jest najważniejszy wymiar tego pytania. Tu nie chodzi tylko o to, w jakim wieku dzieci pójdą do szkół, ale także o to, czy rodzice mają mieć prawo decyzji w tej sprawie, czy nie mają, czy państwo ma bez nich decydować, bo wie lepiej. Drugie z pytań dotyczy wieku emerytalnego i również ma zupełnie podstawowy dla społeczeństwa i państwa aspekt.

To jednak głównie sprawa ekonomiczna.

Właśnie nie tylko. Oczywiście to wiąże się ze sprawami ekonomicznymi. Jednak nie jest prawdą to, co nam się wmawia. Tu również chodzi o sprawy znacznie głębsze, o to, czy prawa nabyte zobowiązują, czy też można je przekreślić zupełnie dowolnie decyzją polityczną partii rządzących. Tu przecież chodzi o nabyte prawa emerytalne, o podejmowaną w dobrej wierze pracę w oparciu o przekonanie, że horyzontem tej pracy jest określony wiek, od którego przysługuje emerytura. Tu chodzi o dotrzymywanie umów, o podstawy cywilizacji zachodniej, do której należymy.

**Referendum jednak jest głównie oceniane przez pryzmat pragmatyki. Liczy się ile co będzie kosztować, czy jest sens pytać Polaków itd. To złe podejście?

Jeśli profesorowie Uniwersytetu Jagiellońskiego, wybitni prawnicy jak prof. Zoll nie rozumieją tego wymiaru referendum, nie widzą, że ta sprawa jest ważna nie tylko dla państwa, ale że jest ważniejsza, bowiem dotyczy podstaw naszej cywilizacji, to nie najlepiej świadczy to o szerokości horyzontów tych, którzy taką interpretację, wąską, czysto ekonomiczną, przyjmują. W mojej ocenie równie głęboki wymiar ma sprawa Lasów Państwowych. Tu chodzi o sposób ochrony naszego wspólnego dobra, tego, czy tworzymy wspólnotę polityczną, która chce bronić ostatniego wielkiego skarbu narodowego, który razem chronimy w postaci Przedsiębiorstwa Lasy Państwowe. Trzy pytania zadane przez Andrzeja Dudę tworzą niezwykle ważną, fundamentalną materię polityczną, a nawet cywilizacyjną. Dodatkowo chodzi tu o kwestie, które zainteresowały w ostatnim czasie miliony obywateli, co znalazło swoje zainteresowanie w ogromnej akcji społecznej. Niestety została ona odrzucona przez parlament. Dla mnie potrzeba zorganizowania referendum w tych sprawach jest oczywista, skoro nie chciała się zająć tymi sprawami władza ustawodawcza, zdominowana przez PO.

Wśród krytyki referendum Andrzeja Dudy pojawił się m.in. głos dra Jarosława Flisa, który mówił naszemu portalowi, że referendum nie ma sensu, ponieważ przyszły Sejm będzie zdominowany przez środowiska, które chcą rozmawiać ze społeczeństwem i popierają referenda, które były proponowane przez obywateli. Politolog wskazał, że „system partyjny” obsłuży te konflikty. To słuszne myślenie?

Sądzę, że odpowiedź na to pytanie należy odczytywać ze słów Andrzeja Dudy, który mówił jeszcze jako kandydat o potrzebie ustawowego gwarantowania prawa obywateli, by ich głos nie mógł być lekceważony przez Sejm. Każda partia utrwalając swoje wpływy u władzy może się „oderwać od społeczeństwa” i zacząć lekceważyć głos narodu. Andrzej Duda mówił w czasie kampanii, że potrzebny jest próg, 1 milion podpisów, którego przekroczenie sprawi, że referendum zostanie przeprowadzone. Demokracja ma swoją cenę, tę cenę warto zapłacić, byśmy nie czuli się we własnym państwie, jak ludzie, których opinia nie ma żadnych szans na poważne traktowanie. Jeśli na sprawy referendum patrzymy tak, jak Andrzej Duda, to nie można powiedzieć, że wyrzuca się 6 milionów głosów, bo jakaś partia się potem zajmie tymi postulatami.

Skutek jednak jest taki sam

Ale jeśli przyjdzie ktoś, np. Ruch Palikota z 2 milionami podpisów pod wnioskiem dot. zakończenia, jak oni mówią, finansowania Kościoła przez państwo, to znów będzie problem. Zapewne PiS takim referendum się nie zajmie. Chodzi więc o to, żeby nie miał takich możliwości. Jeśli okaże się, że Polacy masowo popierają jakiś postulat Ruchu Palikota i jego wniosek o referendum, to referendum powinno się odbyć. Właśnie o to chodzi, żeby Polacy mieli decydujący głos. Jeśli tego nie rozumie dr Flis, daje świadectwo wąskim, pragmatyczno-politycznym horyzontom, które nie sięgają fundamentów demokracji obywatelskich.

Ciąg dalszy na kolejnej stronie

12
następna strona »

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych