NASZ WYWIAD. Paweł Soloch, nowy szef BBN: o tym, co zastał w Biurze po gen. Kozieju, współpracy z MON i o tym, gdzie znajduje się aneks z raportu WSI. Polecamy!

Fot. Julita Szewczyk
Fot. Julita Szewczyk

A co ze służbami specjalnymi? 1,5 roku temu NIK opublikowała raport, który w dość ostry sposób ocenił system nadzoru nad służbami. Wskazywano wyraźne luki, wytykano błędy.

Stąd rekomendacja PiS dotycząca ministra koordynatora, który miałby zaczepienie rządowe. Myślę zresztą, że na pewno potrzebny jest nadzór polityczny nad służbami, który w imieniu premiera wykonywałby ktoś odpowiednio wysoko ulokowany. Powinniśmy wrócić do koncepcji z lat 2005-2007, może nieco zmodyfikowanej, czyli ministra koordynatora.

BBN to jednak przede wszystkim kwestie obronności. Jak ocenia pan sposób, w jaki wydajemy 2% przeznaczone na wydatki zbrojeniowe? Serwis defence24 przytoczył wyliczenia, z których wynika, że w ciągu ostatnich ośmiu lat 10 mld złotych z budżetu na wojsko wróciło z powrotem do ministerstwa finansów. Czy samo podwyższenie wydatków na wojsko wystarczy, by poprawić jakość polskiej armii?

Oczywiście, że nie wystarczy. Te 10 mld złotych, które wróciły MON pokazują, że zabrakło zoperacjonalizowanej myśli strategicznej. Rzucone było hasło: wydajemy, ale nie wiemy po co i w jaki sposób, by to odpowiednio zadziałało. Problem, o którym panowie mówią pokazuje, że na pewno wymaga zmiany, a może i ponownego przemyślenia nasza strategia obronna, a dalej polityczna doktryna obronna, które jednoznacznie wskazywałyby cel, jakiemu miałyby służyć te wydatki. Pieniądze wydawane na zbrojenia muszą być związane z budową zdolności obronnych państwa. To priorytet. Na drugim planie jest kwestia wspomagania naszego rozwoju gospodarczego i przemysłu – problem w tym, że do tej pory wszystko to odbywało się w sposób rozproszony: niepowiązane ze sobą projekty i związane z tym wydatki, a później nieumiejętność wydania pieniędzy. To pokazuje pewien chaos.

A czy 2% budżetu jest wystarczającym pułapem wydatków na obronność?

Co do zasady uważam, że powinniśmy wydawać więcej, ale to kwestia polityki prowadzonej przez całe państwo. Myślę, że na początek byłoby dobrze się przyjrzeć wydatkom na zbrojenia i jedną z kwestii, nad którymi ubolewam jest to, że nie ma w BBN specjalistów od budżetu i wydatków. W tych niecałych 2 procentach (a w zasadzie niecałych dwóch, bo nigdy te pieniądze nie zostały wydane w całości), które dziś się wydaje, znalazłyby się rezerwy proste. To znaczy, że można by wykorzystać środki bardziej efektywnie. Często przy takich dyskusjach pojawia się przykład budżetu obronnego Izraela, który jest porównywalny z naszym, a efektywność tych wydatków możemy widzieć w praktyce. Podobnie mówi się o Finlandii.

Co do zasady jestem zwolennikiem, by wydawać więcej, ale zanim zaczniemy wydawać więcej, zastanówmy się, jak wydawać to, co już teraz wydajemy w sposób bardziej racjonalny.

W rozmowach już po tym, jak został pan szefem BBN dużo mówił pan o konieczności budowy obrony terytorialnej. Podam panu prosty przykład, jak działa to w tej chwili – wiosną wraz z kolegą zgłosiliśmy się do swoich WKU na przeszkolenia, które planowało organizować MON. Kolega dostał mało sprecyzowaną ofertę na rok 2016, do mnie nikt się nie odezwał. Chaos. Jak pan widziałby tę formułę?

Oczywiście będziemy to wszystko konsultować i rozmawiać ze specjalistami i środowiskami, które są tym zainteresowane (albo które powinny w tym partycypować), ale co do zasady wydaje mi się, że w obecnej sytuacji należy podtrzymać formułę ochotniczą. Nie jestem za przywróceniem poboru powszechnego, ale dobrze by było rozważyć przywrócenie i wprowadzenie w szkołach efektywnego modelu przeszkolenia wszystkich młodych ludzi do spraw związanych z obronnością państwa. Te obśmiewane, zresztą bardzo często słusznie – zwłaszcza w schyłkowym okresie, lekcje Przysposobienia Obronnego mogłyby okazać się przydatne.

Optymalnie byłoby, choć zdaję sobie sprawę, że byłoby to mocno kosztowne, gdyby elementem edukacji każdego młodego człowieka było takie szkolenie, które kończyłoby się 2-3-tygodniowym obozem, który nie tylko pozwoliłby młodym ludziom na nabycie konkretnych umiejętności, ale być może skłonił do zgłoszenia się jako ochotnik do struktur obrony terytorialnej. Potrzeba tu jednak środków, ale i sił tych, którzy przeprowadzaliby takie lekcje w skali masowej.

A propos tego, o czym pan mówi. Pamiętamy pana opracowanie jeszcze z czasów pracy w Instytucie Sobieskim i wykład na kongresie Wielki Projekt, gdzie przedstawiał pan mapę z podziałem Polski pod względem chęci młodych ludzi do angażowania się w struktury militarne…

… i z drobnymi punktami – w stylu Wrocławia - te podziały częściowo i nie do końca pokrywają się z preferencjami wyborczymi. Jak to zmienić? Tylko poprzez masową edukację o znamionach obowiązkowej. Mówiliśmy o lekcjach Przysposobienia Obronnego, które, gdyby było należycie prowadzone, miałoby dużą wartość. Do tego trzeba dodać wychowanie patriotyczne, ale w nowoczesnej formie. Wzorcem tutaj jest choćby Muzeum Powstania Warszawskiego czy potrzebny kult Żołnierzy Wyklętych. To wszystko tradycje i zwyczaje, które jak na razie powstają spontanicznie i z punktowym wsparciem władzy publicznej, a to powinno stać się stałym elementem wychowania. Wówczas te „poziomy patriotyzmu” pokryłyby się.

Ciąg dalszy na następnej stronie.

« poprzednia strona
1234
następna strona »

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.