O, rety! Co to będzie? Prezydent Andrzej Duda nie jest prezydentem wszystkich Polaków, czyli nie jest tylko prezydentem „Gazety Wyborczej” i TVN. Gdyby był prezydentem tych dwóch koncernów medialnych, które myślą za posłów i działaczy PO (i częściowo SLD), byłby do zaakceptowania. No, ale wtedy nie mógłby się nazywać Andrzej Duda i wywodzić z PiS. Co oznacza, że dla dwóch koncernów medialnych i polityków, za których one myślą, Andrzej Duda z definicji nie może być prezydentem wszystkich Polaków, a cała reszta to zawracanie głowy. Pomijam inne media, które też chciałyby myśleć za polityków PO (i częściowo SLD) i dla których Andrzej Duda nie jest i nie może być prezydentem wszystkich Polaków, bo nie jestem klinicystą.
Prezydent Duda złożył wniosek do Senatu jak nakazuje prawo, a większość w tej izbie (ma ją PO) może z tym wnioskiem zrobić, co chce. Marszałek Bogdan Borusewicz najpierw nawet się stosownie naburmuszył i ogłosił, że będzie bronił konstytucji do ostatniej kropli (nie wiadomo czego, ale zawsze). Co oznacza, że przestrzegł prezydenta, by nie ważył się składać wniosku do Senatu. Ale prezydent Duda się nie przestraszył prawodawcy Borusewicza i wniosek złożył. Marszałek Senatu natychmiast zareagował na ten bodziec i już z rana 21 sierpnia chciał dać odpór prezydentowi RP. No, ale p.o. przewodniczącej Platformy Obywatelskiej zadzwoniła zapewne do swego centrum decyzyjnego, czyli do Donalda Tuska (tak ma przynajmniej w zwyczaju) i ten nakazał platformie, by ochłonęła. Bo przecież odrzucenie wniosku prezydenta w żadnym razie Platformie się nie opłaci. Dlatego Ewa Kopacz zwołała nadzwyczajne posiedzenie prezydium zarządu partii. A potem na konferencji prasowej wylała gorzkie żale, jak to prezydent Duda ją zawiódł, czyli nie dał się wpuścić PO w krzaki. A miała taką nadzieję, że będzie odwrotnie. Na tej samej zdumiewającej konferencji Ewa Kopacz stwierdziła nawet, że uznaje wynik wyborów prezydenckich, co jest po prostu szokujące. I obwieściła, że ma nadzieję na rozszerzenie pytań zgłoszonych przez prezydenta Dudę, czyli nadal nie wiadomo, jaki jest stosunek PO do wniosku o referendum 25 października.
PO sama wpuściła się w maliny popierając wniosek referendalny Bronisława Komorowskiego. Gdy teraz odrzuci swoją większością w Senacie wniosek Andrzeja Dudy, każde polityczne dziecko zobaczy, że zagrywka byłego prezydenta była desperackim ratowaniem szans wyborczych, na co PO przystała. Można kwestionować sens obu referendów, ale nie sposób wyjaśnić, dlaczego jedno jest dobre, a drugie nie. Poza tym zaakceptowanie przez Senat referendum 6 września, wytrzaśniętego przez Bronisława Komorowskiego jak królik z kapelusza, było znacznie bardziej karkołomne do uzasadnienia niż w wypadku projektu referendum 25 października. Przez wiele tygodni po ujawnieniu pomysłu, a potem złożeniu wniosku przez Bronisława Komorowskiego toczyła się bowiem społeczna debata o sensie i celu organizowania referendów, zatem obecnie to jest sprawa, którą żyje społeczeństwo. W przeciwieństwie do nagłej akcji byłego prezydenta popartej przez Platformę. Co oznacza, że to Bronisław Komorowski i PO uzasadniły wniosek referendalny złożony przez prezydenta Andrzeja Dudę, wzniecając debatę referendalną. Nie da się tego faktu zakrzyczeć stwierdzeniami, że Andrzej Duda jest prezydentem PiS, bo złożył własny wniosek referendalny. Wyciągnął tylko konsekwencje z akcji Bronisława Komorowskiego i PO, czyli rozbudzenia referendalnej świadomości Polaków. Innymi słowy, sam tego chciałeś Grzegorzu Dyndało.
Politycznie prezydent Andrzej Duda nic nie traci, bo skoro naród zaczął dyskutować o referendach, to po prostu on odpowiada na to zainteresowanie. Oddaje też szacunek tym kilku milionom Polaków, którzy zbierali podpisy pod wnioskami o referendum, ale decyzją rządzącej PO te podpisy zostały spuszczone w toalecie. Natomiast PO znalazła się w pułapce, bo od początku nie miała dobrego wyjścia. Odrzucenie wniosku prezydenta Dudy bardzo eksponuje jej udział w doraźnej akcji wyborczej Bronisława Komorowskiego i pokazuje absolutnie cyniczny stosunek do idei referendów. Poparcie wniosku Andrzeja Dudy wpisuje tę decyzję w kampanię wyborczą, bo jedynym uzasadnieniem takiego stanowiska PO jest lęk przed negatywnym odbiorem przez wyborców odrzucenia wniosku prezydenta. Czyli jak nie patrzeć, w wypadku PO pewna część ciała jest zawsze z tyłu.
Ciąg dalszy na kolejnej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
O, rety! Co to będzie? Prezydent Andrzej Duda nie jest prezydentem wszystkich Polaków, czyli nie jest tylko prezydentem „Gazety Wyborczej” i TVN. Gdyby był prezydentem tych dwóch koncernów medialnych, które myślą za posłów i działaczy PO (i częściowo SLD), byłby do zaakceptowania. No, ale wtedy nie mógłby się nazywać Andrzej Duda i wywodzić z PiS. Co oznacza, że dla dwóch koncernów medialnych i polityków, za których one myślą, Andrzej Duda z definicji nie może być prezydentem wszystkich Polaków, a cała reszta to zawracanie głowy. Pomijam inne media, które też chciałyby myśleć za polityków PO (i częściowo SLD) i dla których Andrzej Duda nie jest i nie może być prezydentem wszystkich Polaków, bo nie jestem klinicystą.
Prezydent Duda złożył wniosek do Senatu jak nakazuje prawo, a większość w tej izbie (ma ją PO) może z tym wnioskiem zrobić, co chce. Marszałek Bogdan Borusewicz najpierw nawet się stosownie naburmuszył i ogłosił, że będzie bronił konstytucji do ostatniej kropli (nie wiadomo czego, ale zawsze). Co oznacza, że przestrzegł prezydenta, by nie ważył się składać wniosku do Senatu. Ale prezydent Duda się nie przestraszył prawodawcy Borusewicza i wniosek złożył. Marszałek Senatu natychmiast zareagował na ten bodziec i już z rana 21 sierpnia chciał dać odpór prezydentowi RP. No, ale p.o. przewodniczącej Platformy Obywatelskiej zadzwoniła zapewne do swego centrum decyzyjnego, czyli do Donalda Tuska (tak ma przynajmniej w zwyczaju) i ten nakazał platformie, by ochłonęła. Bo przecież odrzucenie wniosku prezydenta w żadnym razie Platformie się nie opłaci. Dlatego Ewa Kopacz zwołała nadzwyczajne posiedzenie prezydium zarządu partii. A potem na konferencji prasowej wylała gorzkie żale, jak to prezydent Duda ją zawiódł, czyli nie dał się wpuścić PO w krzaki. A miała taką nadzieję, że będzie odwrotnie. Na tej samej zdumiewającej konferencji Ewa Kopacz stwierdziła nawet, że uznaje wynik wyborów prezydenckich, co jest po prostu szokujące. I obwieściła, że ma nadzieję na rozszerzenie pytań zgłoszonych przez prezydenta Dudę, czyli nadal nie wiadomo, jaki jest stosunek PO do wniosku o referendum 25 października.
PO sama wpuściła się w maliny popierając wniosek referendalny Bronisława Komorowskiego. Gdy teraz odrzuci swoją większością w Senacie wniosek Andrzeja Dudy, każde polityczne dziecko zobaczy, że zagrywka byłego prezydenta była desperackim ratowaniem szans wyborczych, na co PO przystała. Można kwestionować sens obu referendów, ale nie sposób wyjaśnić, dlaczego jedno jest dobre, a drugie nie. Poza tym zaakceptowanie przez Senat referendum 6 września, wytrzaśniętego przez Bronisława Komorowskiego jak królik z kapelusza, było znacznie bardziej karkołomne do uzasadnienia niż w wypadku projektu referendum 25 października. Przez wiele tygodni po ujawnieniu pomysłu, a potem złożeniu wniosku przez Bronisława Komorowskiego toczyła się bowiem społeczna debata o sensie i celu organizowania referendów, zatem obecnie to jest sprawa, którą żyje społeczeństwo. W przeciwieństwie do nagłej akcji byłego prezydenta popartej przez Platformę. Co oznacza, że to Bronisław Komorowski i PO uzasadniły wniosek referendalny złożony przez prezydenta Andrzeja Dudę, wzniecając debatę referendalną. Nie da się tego faktu zakrzyczeć stwierdzeniami, że Andrzej Duda jest prezydentem PiS, bo złożył własny wniosek referendalny. Wyciągnął tylko konsekwencje z akcji Bronisława Komorowskiego i PO, czyli rozbudzenia referendalnej świadomości Polaków. Innymi słowy, sam tego chciałeś Grzegorzu Dyndało.
Politycznie prezydent Andrzej Duda nic nie traci, bo skoro naród zaczął dyskutować o referendach, to po prostu on odpowiada na to zainteresowanie. Oddaje też szacunek tym kilku milionom Polaków, którzy zbierali podpisy pod wnioskami o referendum, ale decyzją rządzącej PO te podpisy zostały spuszczone w toalecie. Natomiast PO znalazła się w pułapce, bo od początku nie miała dobrego wyjścia. Odrzucenie wniosku prezydenta Dudy bardzo eksponuje jej udział w doraźnej akcji wyborczej Bronisława Komorowskiego i pokazuje absolutnie cyniczny stosunek do idei referendów. Poparcie wniosku Andrzeja Dudy wpisuje tę decyzję w kampanię wyborczą, bo jedynym uzasadnieniem takiego stanowiska PO jest lęk przed negatywnym odbiorem przez wyborców odrzucenia wniosku prezydenta. Czyli jak nie patrzeć, w wypadku PO pewna część ciała jest zawsze z tyłu.
Ciąg dalszy na kolejnej stronie
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/262971-popierajac-referendum-prezydenta-komorowskiego-po-sama-sie-wpuscila-w-maliny-i-osmiesza-sie-atakujac-prezydenta-dude
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.