Zdjęcia z zabitym w 1982 r. w Lubinie górnikiem nie użyto do promocji wódki z głupoty, lecz z premedytacją

lubin82.pl/Krzysztof Raczkowiak
lubin82.pl/Krzysztof Raczkowiak

Twierdzę, że autorzy kampanii wódki „Żytnia” wcale nie z głupoty, niewiedzy i niefrasobliwości użyli w kampanii promocyjnej alkoholu słynnego zdjęcia autorstwa Krzysztofa Raczkowiaka. Fotografia pokazująca mężczyzn niosących śmiertelnie rannego górnika Michała Adamowicza i uciekających spod ostrzału bandytów z ZOMO, a zrobiona 31 sierpnia 1982 r. w Lubinie, należy do najbardziej znanych dokumentów stanu wojennego. Nie tylko w Polsce. To fotografia legenda. Absolutnie wstrząsająca. Nawet kompletny kretyn używający komputera, a w agencjach reklamowych to oczywiste, w kilkanaście sekund dowie się, co to za fotografia.

CZYTAJ TAKŻE: Oświadczenie w sprawie skandalicznego marketingu wódki Żytnia

W agencjach reklamowych każdy użyty materiał jest sprawdzany pod kątem praw autorskich, a tym bardziej materiał użyty w kampanii. I znowu nawet największy idiota bardzo szybko i łatwo ustaliłby, co to za zdjęcie i kto je zrobił. Także każdy zamawiający kampanię bądź reklamę choćby z ciekawości spytałby, co to za fotografia, więc i na tym etapie błyskawicznie ustalono by fakty. Jest siedem-osiem etapów pracy nad kampanią czy reklamą, kiedy trzeba udokumentować prawa autorskie. I to jest elementarz dla każdego pracującego w branży reklamowej. Dlatego stanowczo twierdzę, że nie jest możliwe, aby jakiś idiota to wymyślił, a inni kretyni zaakceptowali nie wiedząc, czego używają. To przygotowana z całą premedytacją i cynizmem prowokacja, która miała zapewnić konkretny efekt marketingowy.

Autorzy absolutnie głupiej, niemoralnej i nieodpowiedzialnej prowokacji przeprosili, ale to tylko rytualny gest. Te przeprosiny pewnie też były wkalkulowane w akcję marketingową. Użycie słynnej fotografii w kontekście pijaństwa i głupkowatego filmu „Kac Vegas” jest elementem większej całości. Jest częścią mody na przekraczanie wszelkich granic, łamanie tabu i relatywizowanie wszystkiego, Ta moda panuje w świecie sztuki, reklamy, mediów, nauki, edukacji czy obyczaju, a także w polityce. Można długo wymieniać te wszystkie genitalia rozpięte na krzyżu i upozowane na sztukę. Można przytaczać te reklamy z symbolami religijnymi używanymi w absolutnie świętokradczym kontekście. Można cytować te pseudonaukowe dzieła dowodzące, że jakiekolwiek zasady (w tym zasady naukowej rzetelności i metodologicznej oraz warsztatowej sumienności) są szkodliwe i sprzeczne z prawem do swobodnej ekspresji czy twórczości. Można opisywać liczne manifestacje obyczajowe i polityczne zagrywki nastawione na prowokowanie, obrażanie czy godzenie w ludzką godność. Ich autorzy wychodzą z założenia, że wszystko wolno, a zasady są dla idiotów. I że im głośniej, głupiej i bardziej niemoralnie, tym lepiej.

Zrzucenie wszystkiego na głupotę, niefrasobliwość i niewiedzę przez zleceniodawców kampanii „Żytniej” jest równie obraźliwe, jak sam pomysł wykorzystania fotografii autorstwa Krzysztofa Raczkowiaka. Zakłada łatwe i tanie wyłganie się z cynicznej prowokacji i świadomej manipulacji. Zakłada, że odbiorcy są już tak bardzo odmóżdżeni i zdemoralizowani, że kolejny wyskok szybko zostanie zapomniany, zaś jego autorzy osiągną zakładane cele. A później będą się chełpić jako ci, którzy przesunęli kolejne granice i wpisali do historii reklamy oraz marketingu, jednocześnie robiąc „w bambuko” głupich i naiwnych odbiorców. Bo tak wiele razy działo się w przeszłości. I będzie się działo. Tym bardziej, im łatwiej upiecze się prowokatorom, którzy wykorzystali zdjęcie zrobione 31 sierpnia 1982 r. w Lubinie.

Ciąg dalszy na następnej stronie.

12
następna strona »

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.