Skarbnik lubuskiej Platformy wyciął ponad 2 tys. drzew. Znikły dęby, sosny, brzozy i osiki, a polityk PO złożył doniesienie o kradzieży drewna

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot.zdjęcie ilustracyjne youtube.pl
Fot.zdjęcie ilustracyjne youtube.pl

Sprawa wycinki drzew na działce dzierżawionej przez lubuskiego skarbnika PO jest na tyle dziwna i podejrzana, że zdecydowała się ją opisać gazeta Michnika. Jan Jarmołkiewicz wyciął ponad 2 tys. drzew. Miał wprawdzie pozwolenie na wycinkę samosiejek, ale pod topór poszły też dęby i osiki, które miały ocaleć. Skarbnik PO mówi, że wycinki dokonał złodziej. On sam jest niewinny.

Polityk PO dzierżawi kilkadziesiąt hektarów ziemi rolnej we wsi Dąbrowa pod Zieloną Górą.

Na polach rosły duże drzewa owocowe, brzozy, sosny, kilkudziesięcioletnie dęby. Polityk złożył wniosek, by wyciąć samosiejki. Zgodę dostał niemalże od ręki. Urząd Gminy w Zaborze już po czterech dniach zgodził się na wycinkę blisko 1,9 tys. sosen i 566 brzóz. Wniosek wpłynął w piątek 5 września ub.r., a już we wtorek 9 września wydano zgodę. A to oznacza, że blisko 2,5 tys. drzew urzędnicy zinwentaryzowali w zaledwie dwa dni robocze

—wylicza zielonagora.gazeta.pl.

Skarbik lubuskiej Platformy dostał pozwolenie i od razu na jego działkę wjechały maszyny do cięcia drzewa. Zniknęły dęby, sosny, brzozy i osiki i trzy dorodne dęby na których wycięcie gmina nie dała pozwolenia. Łącznie pod topór poszło ok. 60 kilkudziesięcioletnich drzew.

Maszyny cięły wszystko po kolei. Prawdopodobnie bez refleksji wycięły także drzewa malowniczej alei, zaledwie sto metrów od wrót cennego przyrodniczo rezerwatu

—opowiada Joanna Liddane, ekolog i prezes Zielonogórskiego Towarzystwa Upiększania Miasta.

Poinformowała ona o sprawie powiatowy zarząd dróg, a ten poinformował zielonogórską policję. Śledztwo zostało szybko umorzone, bo drzewa nie były wcześniej zinwentaryzowane. Poza tym sam Jan Jarmołkiewicz złożył na policję doniesienie o kradzieży drewna ze swojej działki. Twierdził, że drzewa wycięli mieszkańcy wsi.

Ludzie palą drewnem, natomiast nie wszyscy je kupują. Sprawa jednak została umorzona

—mówił w rozmowie z „Wyborczą” polityk PO.

Jarmołkiewicz ma jedynie zapłacić grzywnę w wysokości 12 tys.zł. za wycięcie jednego dębu.

Odwołałem się od tej decyzji do SKO. Sprawa wróciła do urzędu

—mówi.

Liddane, ekolog i prezes Zielonogórskiego Towarzystwa Upiększania Miasta, krytykuje pracę policji i urzędników i podkreśla, że prawo nierówno traktuje obywateli.

Każdy inny, który wyciąłby drzewa z prywatnej działki, dostałby gigantyczną karę

—powiedziała i podkreśla, że zapewnienia skarbnika PO są mocno podejrzane:

Nikt na drzewa nie podniósł ręki przez kilkadziesiąt lat. Dziwnym zbiegiem okoliczności miałby to zrobić właśnie wtedy, gdy zaczął ciąć skarbnik Platformy.

By żyło się lepiej….. i wszystko jasne.

Czytaj też:

Teoretyczne państwo w praktyce. Zastraszeni świadkowie masowej wycinki drzew publicznie przepraszają bandytów

ann/zielonagora.gazeta.pl

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych