„Rosja dąży do powrotu do czasów koncertu mocarstw. Jednak by to osiągnąć, musi skompromitować NATO” - mówi Przemysław Żurawski vel Grajewski, politolog, specjalista od stosunków międzynarodowych, w rozmowie z dziennikiem „Polska The Times”.
Według Żurawskiego vel Grajewskiego wprawdzie NATO zapowiedziało utworzenie „szpicy”, ale czas jej uruchomienia przewidziano dopiero na rok 2018. A Rosja może uderzyć wcześniej.
Jestem przekonany, że Rosja zechce coś zrobić przed upływem kadencji Baracka Obamy, który jest postrzegany jako prezydent słaby. Nie powinniśmy być usatysfakcjonowani stanem faktycznym, tym, że w Newport Francja i Niemcy potwierdziły formułę stosunków z Rosją stworzoną w 1997 r. Można było ugrać coś więcej. Może nie w ostatnich dwóch latach, ale w ciągu ostatnich ośmiu - gdy państwem kieruje Platforma Obywatelska - na pewno można było lepiej pokierować polską dyplomacją i znaleźć się w lepszej sytuacji
—przekonuje politolog. Jego zdaniem storpedowano porozumienia z USA o budowie tarczy antyrakietowej.
Teraz powstaje ona w Rumunii, a nie w Polsce. Nie chodzi nawet o to, by móc zestrzeliwać irańskie rakiety nad naszym terytorium, ale przede wszystkim o efekt polityczny, jaki to porozumienie by dało
—wyjaśnia. Jego zdaniem wprawdzie trwają prace nad budową bazy.
Tyle że nic więcej tam nie ma, a w Rumunii jest. To dowód na to, że Bukareszt stał się głównym sojusznikiem Waszyngtonu w regionie. To ewidentnie obciąża Radosława Sikorskiego, który przez siedem lat kierował polską dyplomacją
—grzmi Żurawski vel Grajewski. Jak twierdzi Amerykanie mieli do wyboru albo Polskę, albo Rumunię, ale wobec chłodu Warszawy zdecydowali się na Bukareszt.
Ten chłód był konsekwencją radykalnej zmiany w polskiej polityce zagranicznej, przeorientowaniu jej z Ameryki na Europę. Na początku było to przeorientowanie w kierunku rdzenia francusko-niemieckiego. Rząd PO miał ambicję wprowadzić Polskę do wielkiej szóstki europejskiej. Po odejściu Nicolasa Sarkozy’ego i wybuchu kryzysu w strefie euro pękł rdzeń francusko-niemiecki, a my wylądowaliśmy w obozie Berlina, stając się klientem Niemiec
—uważa politolog. Oraz podkreśla, że od 2012 r. jesteśmy wypchnięci ze stanowiska stałego obserwatora na szczytach eurogrupy, choć według paktu fiskalnego mieliśmy takie prawo.
Nie ma nas w gronach decyzyjnych wewnątrz Unii, ale zostaliśmy także wyizolowani z naszego regionu. To konsekwencja tego, że w pewnym momencie Polska uznała, że chce grać w wyższej niż regionalna lidze. To było błędne założenie, gdyż brakowało nam niezbędnego zaplecza. Tradycje polskiej polityki zagranicznej - jeszcze przedwojenne - zakładały przeciwdziałanie koncertowi mocarstw
—zaznacza Żurawski vel Grajewski. Według niego za rządów PiS udało się rozwinąć współpracę przy okazji szczytów energetycznych obejmującą i państwa nordyckie, i Ukrainę, a także Gruzję, Azerbejdżan oraz Mołdawię.
Dziś nic z tego nie zostało. Oczywiście nie zamierzam twierdzić, że ten projekt był przełomowy, ale na pewno odgrywał ważną rolę symboliczną, a także pokazywał możliwości Polski w integracji całego regionu. W czasach rządów PO z takich możliwości nie korzystaliśmy. Kilka razy rząd Viktora Orbána prosił nas o nawiązanie współpracy, co zostało odrzucone, a potem nastąpił zwrot Węgier w kierunku Rosji
—dodaje. Oraz przekonuje, że Niemcy trzymają nie tylko Polskę, ale całą politykę wobec Rosji w garści.
Ciąg dalszy na kolejnej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
„Rosja dąży do powrotu do czasów koncertu mocarstw. Jednak by to osiągnąć, musi skompromitować NATO” - mówi Przemysław Żurawski vel Grajewski, politolog, specjalista od stosunków międzynarodowych, w rozmowie z dziennikiem „Polska The Times”.
Według Żurawskiego vel Grajewskiego wprawdzie NATO zapowiedziało utworzenie „szpicy”, ale czas jej uruchomienia przewidziano dopiero na rok 2018. A Rosja może uderzyć wcześniej.
Jestem przekonany, że Rosja zechce coś zrobić przed upływem kadencji Baracka Obamy, który jest postrzegany jako prezydent słaby. Nie powinniśmy być usatysfakcjonowani stanem faktycznym, tym, że w Newport Francja i Niemcy potwierdziły formułę stosunków z Rosją stworzoną w 1997 r. Można było ugrać coś więcej. Może nie w ostatnich dwóch latach, ale w ciągu ostatnich ośmiu - gdy państwem kieruje Platforma Obywatelska - na pewno można było lepiej pokierować polską dyplomacją i znaleźć się w lepszej sytuacji
—przekonuje politolog. Jego zdaniem storpedowano porozumienia z USA o budowie tarczy antyrakietowej.
Teraz powstaje ona w Rumunii, a nie w Polsce. Nie chodzi nawet o to, by móc zestrzeliwać irańskie rakiety nad naszym terytorium, ale przede wszystkim o efekt polityczny, jaki to porozumienie by dało
—wyjaśnia. Jego zdaniem wprawdzie trwają prace nad budową bazy.
Tyle że nic więcej tam nie ma, a w Rumunii jest. To dowód na to, że Bukareszt stał się głównym sojusznikiem Waszyngtonu w regionie. To ewidentnie obciąża Radosława Sikorskiego, który przez siedem lat kierował polską dyplomacją
—grzmi Żurawski vel Grajewski. Jak twierdzi Amerykanie mieli do wyboru albo Polskę, albo Rumunię, ale wobec chłodu Warszawy zdecydowali się na Bukareszt.
Ten chłód był konsekwencją radykalnej zmiany w polskiej polityce zagranicznej, przeorientowaniu jej z Ameryki na Europę. Na początku było to przeorientowanie w kierunku rdzenia francusko-niemieckiego. Rząd PO miał ambicję wprowadzić Polskę do wielkiej szóstki europejskiej. Po odejściu Nicolasa Sarkozy’ego i wybuchu kryzysu w strefie euro pękł rdzeń francusko-niemiecki, a my wylądowaliśmy w obozie Berlina, stając się klientem Niemiec
—uważa politolog. Oraz podkreśla, że od 2012 r. jesteśmy wypchnięci ze stanowiska stałego obserwatora na szczytach eurogrupy, choć według paktu fiskalnego mieliśmy takie prawo.
Nie ma nas w gronach decyzyjnych wewnątrz Unii, ale zostaliśmy także wyizolowani z naszego regionu. To konsekwencja tego, że w pewnym momencie Polska uznała, że chce grać w wyższej niż regionalna lidze. To było błędne założenie, gdyż brakowało nam niezbędnego zaplecza. Tradycje polskiej polityki zagranicznej - jeszcze przedwojenne - zakładały przeciwdziałanie koncertowi mocarstw
—zaznacza Żurawski vel Grajewski. Według niego za rządów PiS udało się rozwinąć współpracę przy okazji szczytów energetycznych obejmującą i państwa nordyckie, i Ukrainę, a także Gruzję, Azerbejdżan oraz Mołdawię.
Dziś nic z tego nie zostało. Oczywiście nie zamierzam twierdzić, że ten projekt był przełomowy, ale na pewno odgrywał ważną rolę symboliczną, a także pokazywał możliwości Polski w integracji całego regionu. W czasach rządów PO z takich możliwości nie korzystaliśmy. Kilka razy rząd Viktora Orbána prosił nas o nawiązanie współpracy, co zostało odrzucone, a potem nastąpił zwrot Węgier w kierunku Rosji
—dodaje. Oraz przekonuje, że Niemcy trzymają nie tylko Polskę, ale całą politykę wobec Rosji w garści.
Ciąg dalszy na kolejnej stronie
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/260999-zurawski-vel-grajewski-andrzej-duda-nie-ma-nic-do-zyskania-prowokujac-konflikt-z-berlinem-dzis-w-niemczech-jest-najlepszy-mozliwy-dla-nas-rzad
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.