Polityczna sobota upłynęła mi pod znakiem podróży Szydłobusem. Mając w pamięci kampanię Andrzeja Dudy (i to, jak wyglądały jego wizyty), można pewne sprawy porównać, uporządkować i postawić kilka tez i pytań co do kolejnych tygodni kampanii.
Przede wszystkim: wyraźnie czuć, że to dopiero rozgrzewka. Temperatura politycznego sporu - w porównaniu z kulminacyjnym momentem w maju - spadła, co widać nie tylko w ramówkach telewizji, ale i nastrojach społecznych. Dzisiejsza wizyta Beaty Szydło w Szydłowcu zgromadziła ok. 100-150 osób, ale już na targu w Tarczynie nie czuć było klimatu kampanii. To jeszcze nie ten moment - nawet sztabowcy przesadnie nie kryli, że najlepsze pomysły i najmocniejsze karty czekają na decydujący czas kampanii - czyli wrzesień. Emocje bowiem zaczną się dopiero wtedy, zwłaszcza po referendum.
Wrzesień faktycznie będzie najważniejszy, ale ani lipca, ani sierpnia przespać w Prawie i Sprawiedliwości nie chcą - czego efektem są takie wizyty jak dzisiejsza. Największym bowiem wyzwaniem i zadaniem, jakiemu będzie musiała sprostać Beata Szydło, będzie odbudowanie fali społecznej. Tej samej, która pojawiła się przy kampanii Andrzeja Dudy, a którą sam zainteresowany potrafił umiejętnie wykorzystać. Co naturalne, dziś pozostały po niej tylko niewielkie ślady - nie da się bowiem podtrzymywać aż takiej skali zainteresowania sprawami politycznymi i kampanią przez kilka miesięcy. Czy Beatę Szydło i jej sztab stać, by stworzyć podobną atmosferę? Okaże się niebawem.
Inna rzecz, że Andrzej Duda był, kolokwialnie mówiąc, „samograjem” - łapał szybko kontakt z wyborcami, mrugał przyjaźnie okiem, zagadywał, był blisko ludzi. Powtórzę się, ale był trochę jak Donald Tusk - co jest akurat tutaj komplementem. Duda dobrze „czytał” nastroje społeczne, wychwytywał zmiany, umiał nie przegrzać klimatu kampanii. Jak na tym tle wypada szefowa jego sztabu wyborczego?
Beata Szydło „samograjem” nie jest, to nie ten poziom charyzmy i umiejętności, choć uczciwie trzeba przyznać, że potencjał ma. Kandydatka PiS na premiera zaczyna pokazywać się i z tej pozytywnie kampanijnej strony - świadczą o tym drobne przykłady, jak choćby ten, gdy w Szydłowcu zdecydowała się podejść do ławeczki z dżentelmenami rodem z tej z „Rancza”, a zaczepiona przez młodego chłopaka o kwestię dostępności marihuany (choćby dla celów leczniczych), umiała zgrabnie wybrnąć.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Polityczna sobota upłynęła mi pod znakiem podróży Szydłobusem. Mając w pamięci kampanię Andrzeja Dudy (i to, jak wyglądały jego wizyty), można pewne sprawy porównać, uporządkować i postawić kilka tez i pytań co do kolejnych tygodni kampanii.
Przede wszystkim: wyraźnie czuć, że to dopiero rozgrzewka. Temperatura politycznego sporu - w porównaniu z kulminacyjnym momentem w maju - spadła, co widać nie tylko w ramówkach telewizji, ale i nastrojach społecznych. Dzisiejsza wizyta Beaty Szydło w Szydłowcu zgromadziła ok. 100-150 osób, ale już na targu w Tarczynie nie czuć było klimatu kampanii. To jeszcze nie ten moment - nawet sztabowcy przesadnie nie kryli, że najlepsze pomysły i najmocniejsze karty czekają na decydujący czas kampanii - czyli wrzesień. Emocje bowiem zaczną się dopiero wtedy, zwłaszcza po referendum.
Wrzesień faktycznie będzie najważniejszy, ale ani lipca, ani sierpnia przespać w Prawie i Sprawiedliwości nie chcą - czego efektem są takie wizyty jak dzisiejsza. Największym bowiem wyzwaniem i zadaniem, jakiemu będzie musiała sprostać Beata Szydło, będzie odbudowanie fali społecznej. Tej samej, która pojawiła się przy kampanii Andrzeja Dudy, a którą sam zainteresowany potrafił umiejętnie wykorzystać. Co naturalne, dziś pozostały po niej tylko niewielkie ślady - nie da się bowiem podtrzymywać aż takiej skali zainteresowania sprawami politycznymi i kampanią przez kilka miesięcy. Czy Beatę Szydło i jej sztab stać, by stworzyć podobną atmosferę? Okaże się niebawem.
Inna rzecz, że Andrzej Duda był, kolokwialnie mówiąc, „samograjem” - łapał szybko kontakt z wyborcami, mrugał przyjaźnie okiem, zagadywał, był blisko ludzi. Powtórzę się, ale był trochę jak Donald Tusk - co jest akurat tutaj komplementem. Duda dobrze „czytał” nastroje społeczne, wychwytywał zmiany, umiał nie przegrzać klimatu kampanii. Jak na tym tle wypada szefowa jego sztabu wyborczego?
Beata Szydło „samograjem” nie jest, to nie ten poziom charyzmy i umiejętności, choć uczciwie trzeba przyznać, że potencjał ma. Kandydatka PiS na premiera zaczyna pokazywać się i z tej pozytywnie kampanijnej strony - świadczą o tym drobne przykłady, jak choćby ten, gdy w Szydłowcu zdecydowała się podejść do ławeczki z dżentelmenami rodem z tej z „Rancza”, a zaczepiona przez młodego chłopaka o kwestię dostępności marihuany (choćby dla celów leczniczych), umiała zgrabnie wybrnąć.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/258970-widziane-z-szydlobusa-rozgrzewka-szydlo-w-szydlowcu-w-poszukiwaniu-fali-spolecznej-dudy-i-oczekiwaniu-na-goraczke-i-emocje-czy-to-sie-uda?strona=1