Komorowski przed odejściem z Belwederu zrobi dobrze niemieckiej polityce historycznej. Uczci pamięć oficera, który Polaków uważał za niższą rasę. Po co?!

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
bundeskanzlerin.de
bundeskanzlerin.de

Jak było do przewidzenia Bronisław Komorowski w bardzo złym stylu pożegna się ze stanowiskiem głowy państwa – zrobi dobrze niemieckiej polityce historycznej i uczci pamięć niemieckiego oficera, który Polaków uważał za niższą rasę. Co prawda później pokłócił się on ze swoim führerem, ale poglądów na temat Polski i Polaków nie zmienił.

CZYTAJ TAKŻE: Apel do prezydenta Komorowskiego. Wzywamy do rezygnacji z uczestnictwa w uroczystościach poświęconych pamięci von Stauffenberga!

Środowisko, z którego wywodzi się Komorowski wielokrotnie już pokazywało gdzie ma polskie interesy; gospodarcze, czy polityczne, zwłaszcza w odniesieniu do Niemiec.

Dzięki temu środowisku w polityce historycznej jesteśmy na dnie.. W 2012 r. Donald Tusk przyjął z rąk Angeli Merkel medal im. Waltera Rathenaua za zasługi na rzecz pogłębienia integracji europejskiej.

Premier Polski ze względów, które warto kiedyś dogłębnie zbadać, bez żadnego oporu, z radością oraz satysfakcją przyjął medal imienia polityka, który położył podwaliny pod późniejszy układ Ribbentrop-Mołotow.

Rathenau jako minister spraw zagranicznych Republiki Weimarskiej opowiadał się za nawiązaniem dobrych relacji ze Związkiem Sowieckim, m.in. po to, aby zniszczyć Polskę, której szczerze nienawidził. W 1922 r. podpisał układ w Rapallo, co otworzyło drogę do wieloletniej współpracy wojskowej Niemiec z Rosją sowiecką. Dzięki inwencji dyplomatycznej Rathenaua Heinz Guderian mógł na poligonach podmoskiewskich szlifować taktykę Blitzkriegu. Tuskowi to zadowolenie z przyjmowania medalu imienia wroga Polski, Polacy powinni zapamiętać na zawsze…

Tusk odbiera medal im. Rathenaua
Tusk odbiera medal im. Rathenaua

Czy Bronisław Komorowski przyjmie w Berlinie jakąś nagrodę, medal czy inny sznur szklanych paciorków od naszych „partnerów”? Nie wiadomo. Na razie zaplanowane jest jego wystąpienie – jak informuje „Gazeta Polska” - „Ruch oporu w Europie w XX w.: Dziedzictwo, obowiązek i wyzwania”.

Wystąpienie prezydenta kraju - w którym działał największy, realny antyniemiecki ruch oporu - na uroczystościach w Berlinie, będących świecką mszą ku czci Clausa von Stauffenberga, jest urągowiskiem nad polską historią. Jest kopniakiem w twarz pamięci o prawdziwych żołnierzach - z Armii Krajowej, którzy wedle twierdzeń Stauffenberga także byli „polskim motłochem”. Poza tym Stauffenberg dokonał zamachu na swego führera, gdyż planował dogadać się z Aliantami zachodnimi kosztem Polski. M.in chciał przywrócenia niemieckiej granicy wschodniej z 1914 roku.

O Stauffenbergu powstał kasowy film i cały świat wie, że w Niemczech był „ruch oporu”. O Armii Krajowej też powstał kasowy film – serial, z którego cały świat dowiedział się, że nasi żołnierze to mordercy-antysemici.

Dzięki wycofaniu się z prowadzenia polityki historycznej przez środowisko Komorowskiego i Tuska powstaje w świadomości historycznej sporej części populacji światowej zbitka typu:

odważni Niemcy – tacy jak Stauffenberg - walczyli przeciwko nazistom, „polskim obozom zagłady” oraz przeciwko antysemickiej Armii Krajowej.

Nawet jeśli Komorowski w swojej przemowie będzie mówił tylko i wyłącznie o ruchu oporu, takim jak w Polsce, Jugosławii lub Grecji, to i tak pozostanie pamięć o tym, że Prezydent RP brał udział w uroczystościach zatytułowanych: „Zamach z 20 lipca 1944 roku jest najważniejszą próbą militarnego zamachu w okresie narodowego socjalizmu. Przypominamy o tym”.

Śp. Lech Kaczyński przypomniał kiedyś, że ten niemiecki „ruch oporu”, był tak duży, że zmieściłby się w jednym gabinecie Pałacu Prezydenckiego. To fakt. Jednak dziś nasi zachodni sąsiedzi chcą tę garstkę bez znaczenia postawić w jednym szeregu z naszymi AK-owcami, francuskim Résistance, czy norweskim Militaer Organisasjonen.

Na zabagnieniu historii bardzo zależy Berlinowi, bo tylko wówczas w tym chaosie poznawczym uda się im oddzielić „nazizm” od Niemców, aby potem do beznarodowych „nazistów” wciągnąć inne nacje.

I to właśnie my jesteśmy głównie na celowniku. Świadczy o tym ciekawy fakt. Otóż o obozach zbudowanych i administrowanych przez Niemców w Czechach, w Holandii, czy Austrii, niemieckie i inne media nie napiszą, że to obozy czeskie, holenderskie, austriackie. O obozach, które zbudowali Niemcy na terenie okupowanej Polski, pisze się: „polskie”. Jeśli ktoś wierzy w przypadek, to jego sprawa…

We współczesnym świecie ważne są symbole, ważne są obrazki. W sytuacji, gdy ani Rathenau, ani Stauffenberg niczym nie dali choćby pozoru za swojego życia, że szanują Polaków, oddawanie czci tym postaciom przez państwo polskie jest zwykłym szkodnictwem politycznym.

Autor

Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych