Marcin Meller: "Wali się Platforma. Dziś leming jest kompletnie pogubiony"

Fot. YouTube
Fot. YouTube

Myślę, że dziś leming jest kompletnie pogubiony

— ocenia dziennikarz Marcin Meller w rozmowie z „Polska The Times”.

Według niego w ostatnich tygodniach, po upublicznieniu przez Zbigniewa Stonogę akt ze śledztwa afery podsłuchowej, „wali się na naszych oczach w trybie przyspieszonym” coś, co wydawało się stabilnym układem. Obecną sytuację porównuje do teatrzyku cieni, w którym nikt nie wie, kto za tym stoi i co się wydarzy.

Istotą świata lemingów była pewnego rodzaju stabilizacja. To znaczy - rządzi PO na wieki wieków

— mówi Meller.

Twierdzi, że nikt nie chciał się z nim wdawać w dyskusję o wyborach prezydenckich, bo przecież wiadomo było, że Komorowski wygra w pierwszej turze. To, co czego lemingi nie były pewne, to kurs franka szwajcarskiego - dodaje Meller zaznaczając, że sam jest frankowiczem.

Po czym nagle kampania prezydencka, która miała być najnudniejszą kampanią po 1989 roku, okazała się najbardziej dramatyczną i przynoszącą najbardziej wywracające zastany świat rezultaty

— komentuje prezenter.

Zastanawia się, że „być może” ktoś z „części prawicy” również jego uważa za leminga, ale pytany o światopogląd osób tak określanych konsekwentnie odsyła do miasteczka Wilanów. W każdym razie według niego świat lemingów wywrócił się teraz do góry nogami, bo „wali się Platforma”, a kandydat PiS Andrzej Duda wygrywa wybory prezydenckie. Jak tłumaczy, dla lemingów oczywistością było utożsamianie Platformy z Polską nowoczesną, a Prawa i Sprawiedliwości z zacofaniem i obciachem.

A tu nagle kandydat Platformy Bronisław Komorowski staje się symbolem obciachu i w ogóle Platforma staje się symbolem obciachu, a Andrzej Duda staje się fajnym, młodym…

— analizuje Meller.

Przyznaje, że w 2007 r. był zachwycony „odsunięciem PiS od władzy”, ale już w 2011 r. miał Platformy ” powyżej dziurek od uszu”.

Według niego straszenie Polaków partią Jarosława Kaczyńskiego już nie działa.

Błagam, PiS był u władzy osiem lat temu!

— zaznacza.

Jego zdaniem może się wkrótce okazać, że ci, którzy po zwycięstwie Dudy chcieli emigrować, będą w nowym prezydencie upatrywać nadziei na ustabilizowanie się sceny politycznej w Polsce. Nie wierzy w zapowiedzi tych, którzy odgrażali się, że wyjadą z kraju, ale wierzy w szczerość ich emocji po „katastrofie”, jaką dla nich była wygrana kandydata PiS.

Katastrofa, koniec świata, że czarne sotnie, że będą pukać do drzwi o 6 rano. Mnie dzieci budzą wcześniej, więc jestem przygotowany

— śmieje się Marcin Meller.

Podejrzewa, że niektórzy politycy Platformy do dzisiaj „nie załapali” tego, co się stało, o czym świadczą ostanie posunięcia tej partii.

Są jak Gołota po walce, jeszcze nie doszli do siebie

— ironizuje.

Skoro do lemingów nie trafiają racjonalne argumenty i fakty pokazujące szkody wyrządzane Polsce przez koalicję PO-PSL, to może chociaż posłuchają byłego naczelnego „Playboya” i prezentera TVN, który w końcu do niedawna był - i pod pewnymi względami wciąż jest - jednym z nich.

Czytaj też:

Meller uspokaja Michnika: „Nic takiego się nie zdarzyło, po prostu arogancka i zdemoralizowana władza dostała kopa”

bzm/polskatimes.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.