TYLKO U NAS. Gen. Majewski, smoleńskie groźby, szantaże, niszczenie polskiego lotnictwa i pilotów. Szokująca relacja por. Wosztyla

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. Andrzej Hrechorowicz/MON.gov.pl
Fot. Andrzej Hrechorowicz/MON.gov.pl

Co z Pana sprawą prokuratorską? Jak ona się zakończyła?

Ona przez kilka lat leżała w prokuraturze i dopiero w tym roku, w lutym zostałem wezwany do prokuratury. To już było po tym, jak prokuratura wojskowa ujawniła nagrania z JAKA, które okazały się być jakąś dziwną mieszanką naszych rozmów i nagrań z wieży. Doszło przy tym do ujawnienia zeznań moich i śp. Remigiusza Musia. Po nim pojechano jak po burym ośle. Przedstawiono go w tak negatywnym świetle, jak tylko można było. A on nie mógł się bronić. Na mój temat powiedziano jedynie, że moje zeznania ewoluowały. I podano, że na zadane pytanie por. Wosztyl odpowiedział, że jest człowiekiem omylny. Ale pytania nie ujawniono! To manipulacja, bez podania konkretnych pytań. Jeśli prokurator pytał, czy jestem człowiekiem nieomylnym, rzeczywiście mówiłem, że nie, że jak każdy człowiek jestem omylny. Tę moją wypowiedź zmanipulowano. Podobnie zrobiono z Remigiuszem Musiem, wskazując, że nie usłyszał na nagraniu komendy zejścia na 50 metrów. On przyznawał, że słyszy na nagraniu komendę 100 metrów, a nie słyszy tej o 50 metrach. Jednak już nikt nie powie, na co ja wskazywałem, że komenda o 50 metrach jest w zupełnie innym miejscu niż to odsłuchiwane. To nie przebiło się, opinia publiczna dała się zmanipulować.

Jak działania śledczych się zakończyły?

Śledztwo ws. lądowania zostało umorzone 23 lutego 2015 roku. Nie udało się, choć gen. Majewski próbował zrobić wszystko, byśmy zostali ukarani. Działania w tej sprawie były naprawdę niesłychane. Edmund Klich wiele razy dzwonił do Dowództwa i apelował, by naszą sprawę rozpatrzeć rzetelnie. Zaś płk. Kowalczyk mówił publicznie w jednostce, że dzwonił Klich i mówił, że jak załoga JAK-a nie zostanie ukarana to Dowództwo strzeli sobie w stopę. Publicznie odczytana została nasza karta incydentu ze Smoleńska. To było bez precedensu. Takich rzeczy się nigdy nie robi.

Generał Majewski nie dzwonił do Pana po uniewinnieniach? Nie przeprosił, nie pogratulował?

Ależ skąd! Nikt się do mnie nie odzywał. Ani gen. Majewski, ani żaden jego przedstawiciel. Ostatecznie po rozformowaniu 36 specpułku na własną prośbę odszedłem z wojska.

Zastanawiam się jednak, czy gen. Majewski nie miał racji, że chciał dbać o przepisy i regulacje. Czy on nie powinien zachować się tak, jak zachował?

W innej sprawie generał Majewski nie był taki przywiązany do procedur bezpieczeństwa. Pamiętam, jak leciałem z nim do Krzesin. To był październik 2010 roku. Przed wylotem wiadomo było, że jest zła pogoda, poniżej minimów. To oznaczało, że nie mogliśmy wystartować, trzeba było czekać. Delegacja musiała czekać ponad godzinę. W końcu na lotnisku dowiedziałem się, że ktoś stoi pod moim samolotem. Rzeczywiście byli pod samolotem pasażerowie, z którymi miałem lecieć. Również był tam gen. Majewski. Mówiłem, że nie ma wciąż warunków, że lepiej, by dowódcy pojechali do pawilonu rządowego, by tam poczekać.

Jaka była reakcja?

Generał Majewski mówił, że otrzymał wiadomość, że są warunki, że mamy lecieć. Ja jednak powiedziałem, że mam świeżą wiadomość, że warunków wciąż nie ma. I mówiłem kolejny raz, że lepiej czekać w pawilonie a nie na płycie lotniska. Wtedy gen. Majewski złapał za telefon  i zadzwonił go kogoś z centrum meteorologii i zaczął bluzgać przy wszystkich na jakiegoś pułkownika. Powiedział, że co on mu nagadał, skoro nie ma warunków. Gdy wściekły skończył rozmowę, rzucił tylko, że warunki zaraz będą… Ja swoje, że samolot jest wyziębiony, że jest zimno i lepiej poczekać w budynku. Jednak dowódcy się uparli, więc wprowadziłem ich do samolotu. Poszedłem znów do służb meteorologicznych i okazało się, że warunki są odpowiednie. Trochę byłem sceptyczny, wiec poprosiłem na piśmie decyzje w tej sprawie, prosiłem także o telefon do Krzesin, by mieć pewność. Okazało się, że rzeczywiście jest lepiej, więc polecieliśmy. Co ciekawe, jak wchodziliśmy na pokład generał Gotowała uśmiechną się do mnie szyderczo i rzucił: zróbmy drugi Smoleńsk!

Jak Pan zareagował?

Nic nie powiedziałem, zaprosiłem ich tylko zszokowany na pokład. Z kolei jak wylądowaliśmy gen. Majewski niezadowolony rzucił do mnie zdenerwowany: „I co, doczekał się Pan zwykłych?” Tak wyglądało przywiązanie generała Majewskiego do procedur. Ta sprawa to taki smaczek, krótka prezentacja tego, jak się gen. Majewski zachowywał.

CZYTAJ DALEJ NA KOLEJNEJ STRONIE

« poprzednia strona
123
następna strona »

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych