wPolityce.pl: Odbył Pan setki spotkań z ludźmi przychodzącymi do „Dudapomocy”. Jaki obraz polskiego sądownictwa wyłania się z tych spotkań? Absurdy, które Pan opisuje na Twitterze, to margines czy poważny problem?
Janusz Wojciechowski: Mamy poważny problem w polskim sądownictwie. Obraz, jaki wyłania się z moich spotkań, to obraz państwa aroganckiego, które pomiata ludźmi. Przychodzą do nas ludzie szukający pomocy. Oni często są dotknięci nie tyle krzywdzącymi orzeczeniami, ale sposobem traktowania. Mają poczucie, że zostali skrzywdzeni, że zostali potraktowani w sposób urągający ich godności. Bardzo często powtarza się opinia, że sędzia nie chciał słuchać, że krzyczał, czy wręcz straszył, że nie przyjął dowodów itd. Ludzie mają często poczucie, że ich sprawa była traktowana jednostronnie, że sąd był nastawiony wrogo.
To może być nieuprawnione odczucie.
To może być subiektywne odczucie, jednak faktem jest, że takie odczucia są niemal powszechne. Widać, że kultura sądzenia w Polsce się gdzieś zatraciła. To oczywiście nie jest powszechne, ale bardzo częste. To się stało poważną patologią. Sądy traktują ludzi w sposób patologiczny. Sądzę, że w „Dudapomocy” byłoby znacznie mniej osób, gdyby w sądach zapadały te same wyroki, gdyby podejmowane były te same decyzje administracyjne, ale gdyby przy ich wydawaniu traktowano ludzi w sposób odpowiedni, gdyby ludzi słuchano i tłumaczono im motywacje dla tych decyzji. W wielu przypadkach mamy sprawy, które są trudne, ale widać, że sądy źle potraktowały jedną ze stron. To jest podstawowa rzecz, z jaką się spotykamy.
Musi się Pan mierzyć ze sprawami błahymi, czy są też problemy natury poważnej?
Mamy różne sprawy. Jedną z nich jest sprawa skazanego na dożywocie mężczyzny. W tej sprawie będę namawiał Pana Prezydenta, by skorzystał z prawa łaski. Jeśli nie uda się rozwiązać sytuacji inaczej. Tu chodzi o człowieka skazanego na dożywocie, choć w moim przekonaniu wyrok został wydany bez dowodów winy. W mojej ocenie skazano niewinnego człowieka, a prawdziwy sprawca gdzieś żyje i śmieje się sprawiedliwości w twarz.
Na swoim koncie na Twitterze publikował Pan informacje o absurdalnych wyrokach i decyzjach. Co Pana szczególnie zaskoczyło?
Ostatnio zgłosiło się do nas małżeństwo z Podlasia. Mają dom i kilkanaście hektarów ziemi. Długo budowali dom, rodzice zaczynali, oni skończyli. To ich dorobek życia, mieszkają tam z dziećmi. I otrzymali nakaz rozbiórki tego domu. Okazuje się, że jest błąd w procedurze wydawania pozwolenia na budowę. Zaufali jakiemuś urzędnikowi, który miał im pomóc w otrzymaniu pozwolenia na budowę. Jednak on ich oszukał i wystawił fałszywe pozwolenie, o czym oni nie wiedzieli. Nawet kredyt z banku otrzymali na ten dokument. Nie było żadnego powodu, by tego pozwolenia nie dostać. Ktoś ich zwyczajnie oszukał. Ten urzędnik, który nota bene pracował w nadzorze budowlanym, został skazany. Właściciele otrzymali natomiast nakaz rozbiórki. Oni muszą rozwalić dom i postawić go na nowo, by formalnościom stał się zadość.
Może tak trzeba, skoro budowa była niezgodna z prawem?
To absurd, nawet jeśli wynika to z przepisów. Gdybym podejmował decyzje w takiej sprawie tyle czasu bym szukał, by znaleźć sposób, by ci ludzie mogli mieć swój dom. To jest coś niepojętego. Szczególnie, że w Polsce stoi wiele samowoli budowlanych, poczynając od tęczy na pl. Zbawiciela, poprzez bramki w systemie Via Toll, które pobierają opłaty za przejazd polskimi drogami. NIK jasno wskazał, że te bramki zostały wybudowane bez pozwoleń, więc są nielegalne. Ich nikt jednak nie rozbiera. Natomiast biednym ludziom ciężko pracującym, którzy mają małe dzieci, nakazuje się likwidację domu. I cała rodzina płacze. To jest absurd. Tak być nie może. Trzeba znaleźć sposób, by z tej sprawy wyjść.
Wspominał Pan również o kobiecie, której drzewa okazały się bardzo kosztowne…
To również ciekawa sprawa. Kobieta, będąca emerytką, otrzymała 270 tys. złotych kary za przycięcie dwóch drzew na swojej prywatnej działce. Tu jednak jest pewna nadzieja. Trybunał Konstytucyjny w zeszłym roku zakwestionował konstytucyjność sztywnych przepisów dotyczących karania za ścięcie drzew. Wydaje się, że urzędnicy mogli w tej sprawie powstrzymać się przed wymierzeniem tak drakońskiej kary. Jest szansa dla tej konkretnej pani. Toczą się prace nad nową ustawą, w której kary mają być mniejsze. W tego typu sprawach należy korzystać z możliwości umarzania spraw. Zwłaszcza, że to nie był akt złej woli.
To okoliczność łagodząca?
Ta pani nie chciała zdewastować środowiska. Sądziła, że na własnej działce może przyciąć drzewo. Ludzie nie wiedzą nawet, że nie wolno im takich rzeczy robić. Padają ofiarą niezawinionej nieświadomości. Państwo w wielu takich sprawach jawi się jako opresyjne. Tu padło na kobietę, która ma 1 tys. złotych emerytury. I nagle się okazuje, że jej nie starczy majątku i dorobku całego życia, by zapłacić karę za wycięcie dwóch drzew. Często za śmierć człowieka otrzymuje się mniejsze odszkodowania…
Emocje budzi również sprawa opisywanego przez Pana procesu rozwodowego. Pisał Pan o przypadku, w którym sąd uznał, że bicie żony i wyrzucenie bijącego męża z domu jest równoprawnym przewinieniem.
Mieliśmy kilka podobnych spraw. W jednym przypadku chodziło o sprawcę, który jest już skazany, zaś w drugim o człowieka, w sprawie którego wniesiono akt oskarżenia ws. bicia żony. W tym samym czasie, gdy wobec mężów bijących żony prowadzone są postępowania i proces, inny sąd orzeka rozwód z winy obu stron. Okazuje się, że ofiara jest równowinna ze sprawcą przemocy. Można było poczekać z orzeczeniem rozwodowym do czasu wyjaśnienia sprawy karnej. Jednak sąd tego nie zrobił. Co więcej, dziecko w jednej z tych spraw zostało z ojcem. Matce zaś zabrano wszelkie kontakty z dzieckiem. Trudno pojąć takie rozstrzygnięcie. Jak można coś takiego zrobić! Niestety sąd z tą matką nie chciał nawet rozmawiać i jej słuchać.
Skargi dotyczą tylko sądów, czy też innych instytucji?
Większość dotyczy sądownictwa, ale nie wszystkie. Niektóre dotyczą np. urzędów skarbowych. Przyszli państwo, którzy sprowadzili zza granicy dwa samochody. One zostały zarejestrowane jako ciężarowe. Urząd skarbowy uznał te samochody za ciężarowe, co jest ważne z racji rozliczania VAT-u. Jednak urząd celny uznał, że to są jednak samochody osobowe i po pięciu latach naliczono odpowiednie odsetki i nakazano im zapłacenie akcyzy. W decyzji jest napisane, że to nie ma znaczenia jak samochód został wcześniej zarejestrowany. Okazuje się, że władza może sobie dowolnie tę sprawę interpretować. Raz może to być samochód osobowy, a raz ciężarowy. To jednak burzy zaufanie obywateli do państwa. Nie może być tak, że ta sama władza zmienia zdanie w takich sprawach. Mamy Polskę dowolności urzędniczej, co oznacza podatność na korupcję. Jeśli urzędnicy mogą dowolnie postępować, to dzieli nas krok od korupcji.
Ciąg dalszy na kolejnej stronie!
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
wPolityce.pl: Odbył Pan setki spotkań z ludźmi przychodzącymi do „Dudapomocy”. Jaki obraz polskiego sądownictwa wyłania się z tych spotkań? Absurdy, które Pan opisuje na Twitterze, to margines czy poważny problem?
Janusz Wojciechowski: Mamy poważny problem w polskim sądownictwie. Obraz, jaki wyłania się z moich spotkań, to obraz państwa aroganckiego, które pomiata ludźmi. Przychodzą do nas ludzie szukający pomocy. Oni często są dotknięci nie tyle krzywdzącymi orzeczeniami, ale sposobem traktowania. Mają poczucie, że zostali skrzywdzeni, że zostali potraktowani w sposób urągający ich godności. Bardzo często powtarza się opinia, że sędzia nie chciał słuchać, że krzyczał, czy wręcz straszył, że nie przyjął dowodów itd. Ludzie mają często poczucie, że ich sprawa była traktowana jednostronnie, że sąd był nastawiony wrogo.
To może być nieuprawnione odczucie.
To może być subiektywne odczucie, jednak faktem jest, że takie odczucia są niemal powszechne. Widać, że kultura sądzenia w Polsce się gdzieś zatraciła. To oczywiście nie jest powszechne, ale bardzo częste. To się stało poważną patologią. Sądy traktują ludzi w sposób patologiczny. Sądzę, że w „Dudapomocy” byłoby znacznie mniej osób, gdyby w sądach zapadały te same wyroki, gdyby podejmowane były te same decyzje administracyjne, ale gdyby przy ich wydawaniu traktowano ludzi w sposób odpowiedni, gdyby ludzi słuchano i tłumaczono im motywacje dla tych decyzji. W wielu przypadkach mamy sprawy, które są trudne, ale widać, że sądy źle potraktowały jedną ze stron. To jest podstawowa rzecz, z jaką się spotykamy.
Musi się Pan mierzyć ze sprawami błahymi, czy są też problemy natury poważnej?
Mamy różne sprawy. Jedną z nich jest sprawa skazanego na dożywocie mężczyzny. W tej sprawie będę namawiał Pana Prezydenta, by skorzystał z prawa łaski. Jeśli nie uda się rozwiązać sytuacji inaczej. Tu chodzi o człowieka skazanego na dożywocie, choć w moim przekonaniu wyrok został wydany bez dowodów winy. W mojej ocenie skazano niewinnego człowieka, a prawdziwy sprawca gdzieś żyje i śmieje się sprawiedliwości w twarz.
Na swoim koncie na Twitterze publikował Pan informacje o absurdalnych wyrokach i decyzjach. Co Pana szczególnie zaskoczyło?
Ostatnio zgłosiło się do nas małżeństwo z Podlasia. Mają dom i kilkanaście hektarów ziemi. Długo budowali dom, rodzice zaczynali, oni skończyli. To ich dorobek życia, mieszkają tam z dziećmi. I otrzymali nakaz rozbiórki tego domu. Okazuje się, że jest błąd w procedurze wydawania pozwolenia na budowę. Zaufali jakiemuś urzędnikowi, który miał im pomóc w otrzymaniu pozwolenia na budowę. Jednak on ich oszukał i wystawił fałszywe pozwolenie, o czym oni nie wiedzieli. Nawet kredyt z banku otrzymali na ten dokument. Nie było żadnego powodu, by tego pozwolenia nie dostać. Ktoś ich zwyczajnie oszukał. Ten urzędnik, który nota bene pracował w nadzorze budowlanym, został skazany. Właściciele otrzymali natomiast nakaz rozbiórki. Oni muszą rozwalić dom i postawić go na nowo, by formalnościom stał się zadość.
Może tak trzeba, skoro budowa była niezgodna z prawem?
To absurd, nawet jeśli wynika to z przepisów. Gdybym podejmował decyzje w takiej sprawie tyle czasu bym szukał, by znaleźć sposób, by ci ludzie mogli mieć swój dom. To jest coś niepojętego. Szczególnie, że w Polsce stoi wiele samowoli budowlanych, poczynając od tęczy na pl. Zbawiciela, poprzez bramki w systemie Via Toll, które pobierają opłaty za przejazd polskimi drogami. NIK jasno wskazał, że te bramki zostały wybudowane bez pozwoleń, więc są nielegalne. Ich nikt jednak nie rozbiera. Natomiast biednym ludziom ciężko pracującym, którzy mają małe dzieci, nakazuje się likwidację domu. I cała rodzina płacze. To jest absurd. Tak być nie może. Trzeba znaleźć sposób, by z tej sprawy wyjść.
Wspominał Pan również o kobiecie, której drzewa okazały się bardzo kosztowne…
To również ciekawa sprawa. Kobieta, będąca emerytką, otrzymała 270 tys. złotych kary za przycięcie dwóch drzew na swojej prywatnej działce. Tu jednak jest pewna nadzieja. Trybunał Konstytucyjny w zeszłym roku zakwestionował konstytucyjność sztywnych przepisów dotyczących karania za ścięcie drzew. Wydaje się, że urzędnicy mogli w tej sprawie powstrzymać się przed wymierzeniem tak drakońskiej kary. Jest szansa dla tej konkretnej pani. Toczą się prace nad nową ustawą, w której kary mają być mniejsze. W tego typu sprawach należy korzystać z możliwości umarzania spraw. Zwłaszcza, że to nie był akt złej woli.
To okoliczność łagodząca?
Ta pani nie chciała zdewastować środowiska. Sądziła, że na własnej działce może przyciąć drzewo. Ludzie nie wiedzą nawet, że nie wolno im takich rzeczy robić. Padają ofiarą niezawinionej nieświadomości. Państwo w wielu takich sprawach jawi się jako opresyjne. Tu padło na kobietę, która ma 1 tys. złotych emerytury. I nagle się okazuje, że jej nie starczy majątku i dorobku całego życia, by zapłacić karę za wycięcie dwóch drzew. Często za śmierć człowieka otrzymuje się mniejsze odszkodowania…
Emocje budzi również sprawa opisywanego przez Pana procesu rozwodowego. Pisał Pan o przypadku, w którym sąd uznał, że bicie żony i wyrzucenie bijącego męża z domu jest równoprawnym przewinieniem.
Mieliśmy kilka podobnych spraw. W jednym przypadku chodziło o sprawcę, który jest już skazany, zaś w drugim o człowieka, w sprawie którego wniesiono akt oskarżenia ws. bicia żony. W tym samym czasie, gdy wobec mężów bijących żony prowadzone są postępowania i proces, inny sąd orzeka rozwód z winy obu stron. Okazuje się, że ofiara jest równowinna ze sprawcą przemocy. Można było poczekać z orzeczeniem rozwodowym do czasu wyjaśnienia sprawy karnej. Jednak sąd tego nie zrobił. Co więcej, dziecko w jednej z tych spraw zostało z ojcem. Matce zaś zabrano wszelkie kontakty z dzieckiem. Trudno pojąć takie rozstrzygnięcie. Jak można coś takiego zrobić! Niestety sąd z tą matką nie chciał nawet rozmawiać i jej słuchać.
Skargi dotyczą tylko sądów, czy też innych instytucji?
Większość dotyczy sądownictwa, ale nie wszystkie. Niektóre dotyczą np. urzędów skarbowych. Przyszli państwo, którzy sprowadzili zza granicy dwa samochody. One zostały zarejestrowane jako ciężarowe. Urząd skarbowy uznał te samochody za ciężarowe, co jest ważne z racji rozliczania VAT-u. Jednak urząd celny uznał, że to są jednak samochody osobowe i po pięciu latach naliczono odpowiednie odsetki i nakazano im zapłacenie akcyzy. W decyzji jest napisane, że to nie ma znaczenia jak samochód został wcześniej zarejestrowany. Okazuje się, że władza może sobie dowolnie tę sprawę interpretować. Raz może to być samochód osobowy, a raz ciężarowy. To jednak burzy zaufanie obywateli do państwa. Nie może być tak, że ta sama władza zmienia zdanie w takich sprawach. Mamy Polskę dowolności urzędniczej, co oznacza podatność na korupcję. Jeśli urzędnicy mogą dowolnie postępować, to dzieli nas krok od korupcji.
Ciąg dalszy na kolejnej stronie!
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/255343-dozywocie-dla-niewinnego-270-tys-kary-za-przyciecie-drzew-nakaz-zniszczenia-rodzinnego-domu-wojciechowski-o-przypadkach-z-dudapomocy-nasz-wywiad?strona=1