Por. Ryszard Mońko jest winny dla historyków, bo dokumentacja jednoznacznie świadczy o jego pozycji na Rakowieckiej i udziale w zbrodniach popełnionych na polskich patriotach. Ale niestety to kolejny przykład na to, że wiedza historyczna mija się z oglądem prawnym, z ewentualnymi konsekwencjami prawnymi
— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Tadeusz Płużański, publicysta, historyk, prezes Fundacji Łączka.
CZYTAJ WIĘCEJ: Płużański: Osądzić ostatniego żyjącego uczestnika egzekucji rtm. Pileckiego! IPN: Nie ma podstawy do oskarżenia
wPolityce.pl: Domaga się pan osądzenia byłego wiceszefa więzienia na Rakowieckiej za udział w zgładzeniu rotmistrza Witolda Pileckiego. Co świadczy o winie por. Ryszarda Mońki?
Tadeusz Płużański: Ryszard Mońko pełnił funkcję zastępcy naczelnika więzienia mokotowskiego w najgorszym stalinowskim okresie, kiedy była tam katownia. Przytrzymywano w niej polskich bohaterów, poddawano ich ciężkim śledztwo, a także mordowano.
Jaki był udział Mońki w zbrodni popełnionej na rotmistrzu Pileckim?
Ryszard Mońko zarządził egzekucję rotmistrza Witolda Pileckiego. Jest to fakt niepodważalny, bo pod protokołem wykonania kary śmierci widnieje podpis Mońki. On sam nie kwestionuje swojego podpisu.
Nie poczuwa się jednak do winy. Twierdzi, że wykonywał czynności administracyjne…
Trzeba się zastanowić w czym on brał udział. Przecież nie była to zwykła czynność urzędnicza. Nie był jakimś księgowym, lecz uczestniczył w mordzie sądowym na rotmistrzu Witoldzie Pileckim. Jednoznacznie brał udział w zbrodni. Jest ostatnim żyjącym uczestnikiem tej egzekucji. Nie można przyjmować, że naczelnik więzienia mokotowskiego i jego zastępca to były osoby marginalne, nie związane z tym, co działo się w tym więzieniu. Powtarzam: to była olbrzymia katownia ubecka, najcięższy areszt śledczy bezpieki w czasach stalinowskich. Tam trafiali najważniejsi – rotmistrz Pilecki, płk Szczepan Ścibor, płk Łukasz Ciepliński, mjr Zygmunt Szendzielarz ps. „Łupaszka”, czy mjr Hieronim Dekutowski „Zapora”.
Jaką rolę w więzieniu na Mokotowie odgrywał Mońko?
Jego funkcja była kluczowa. Był drugim po Bogu, a właściwe – trzeba powiedzieć – drugim po szatanie, po tym diable Alojzym Grabickim, naczelniku więzienia. Więc sprowadzanie tej całej historii do tego, że Mońko był nikim i nic nie robił, jest śmieszne.
Według IPN, asysta przy egzekucji nie daje podstawy do oskarżenia Mońki. Co pan sądzi o takim argumencie?
W takim razie powinniśmy przez te wszystkie lata zrezygnować ze ścigania np. komendantów niemieckich obozów koncentracyjnych. I taki komendant obozu Auschwitz, czy jego zastępca, powinni – z racji pełnionych przez siebie funkcji – zostać oszczędzeni, bo nie można udowodnić, że kogoś osobiście zabili. Sprowadzając do tego sprawę, właściwie większość funkcjonariuszy nazistowskiego państwa należałoby oszczędzić. Bo można powiedzieć, że ani Rudolf Hess nikogo nie zabił, ani Adolf Eichmann, ani nawet Adolf Hitler osobiście nikogo nie zabił. A jaka jest różnica między katowniami niemiecko-nazistowskimi a stalinowskimi? Nie ma żadnych! I tu i tu ludzie byli poddawani represjom i mordowani.
Czym można więc wytłumaczyć stanowisko IPN? Czy wypływa ono ze zbyt sztywnego trzymania się litery prawa?
Myślę, że tak. Nawet trudno mieć do końca pretensje do IPN, bo on porusza się w ramach obecnie obowiązującego w Polsce prawa. A z tego prawa rzeczywiście można wywieść to, że Mońko jest niewinny.
Jak to możliwe?
Trzeba rozróżnić dwie kwestie. Mońko jest winny dla historyków, bo dokumentacja jednoznacznie świadczy o jego pozycji na Rakowieckiej i udziale w zbrodniach popełnionych na polskich patriotach. Ale niestety to kolejny przykład na to, że wiedza historyczna mija się z oglądem prawnym, z ewentualnymi konsekwencjami prawnymi. I to nie jest tylko sprawa Mońki, lecz również np. Stanisława Kociołka, Wojciecha Jaruzelskiego, Czesława Kiszczaka, czy Floriana Siwickiego. Nasza wiedza historyczna nie przekłada się na stan prawa w Polsce, a to prawo, jeśli chodzi o ściganie zbrodniarzy komunistycznych, jest wielce niedoskonałe.
Czy por. Mońko był sądzony w jakiejś innej sprawie?
Nie. Zeznawał tylko jako świadek. IPN przesłuchiwał go na okoliczność mordu sądowego na rtm. Witoldzie Pileckim, ale nie dopatrzono się jego osobistej odpowiedzialności. Zeznawał również jako świadek na procesie prokuratora Czesława Łapińskiego, który oskarżał rotmistrza i całą grupę patriotów, domagając się dla czterech osób kary śmierci. Łapiński był ścigany jako funkcjonariusz stalinowskiego państwa odpowiedzialny za mord sądowy. W związku z ta sprawą Mońko złożył zeznania najpierw w śledztwie IPN, a potem przyjechał do Warszawy i zeznawał jako świadek na procesie Łapińskiego.
Kim jest dziś Ryszard Mońko?
Ma się świetnie. Jest statecznym, zadowolonym z siebie emerytem. Około dwa lata temu odwiedziłem go. Rozmawiałem z nim przez blisko godzinę przed jego okazałą willą w Hrubieszowie. Właśnie wracał na rowerze z zakupów. Muszę powiedzieć, że byłem pod wrażeniem, iż człowiek, o którym można było mieć wątpliwości czy w ogóle żyje, jest w tak świetnej kondycji fizycznej. Okazał się człowiekiem zadowolonym z życia. Pytany przeze mnie o emeryturę powiedział, że ma kilka tysięcy złotych miesięcznie, co zawdzięcza Lechowi Wałęsie, który mu tak pięknie zrewaloryzował jego resortowe uposażenie. Oczywiście do żadnej winy nie poczuwał się. Uważa, tak jak niestety IPN, że był tylko wykonawcą poleceń, które zapadły gdzie indziej, wykonywał jedynie czynność administracyjną. Dla niego śmierć rotmistrza Pileckiego jest czynnością administracyjną. Skoro był wyrok i nasz bohater został skazany pod absurdalnymi zarzutami szpiegostwa i prób zamachów na bezpiekę, to widać taka kara się rotmistrzowi należała, a on - Mońko - tylko wykonywał swoje obowiązki. Więc dzisiaj może powiedzieć: w świetle prawa jestem niewinny, jestem czysty.
Co trzeba zrobić, żeby tacy ludzie nie unikali sprawiedliwości?
Trzeba zmienić w Polsce prawo. Ono nie może być pobłażliwe dla zbrodniarzy komunistycznych. To podstawowa rzecz, której Polska przez 26 lat nie była w stanie zrobić. Przede wszystkim należy uznać komunizm za system zbrodniczy, czego konsekwencją powinno być uznanie PRL za państwo okupacyjne, a władzy komunistycznej za nielegalną. Przywołajmy podstawowy fakt: przecież komunistów nikt nigdy w Polsce nie wybrał. Oni doszli do władzy w sposób uzurpatorski, fałszując wybory w styczniu 1947 r. Więc nie może być legalna i praworządna władza kogoś, kto ją uzyskał wskutek kłamstwa wyborczego. A jeżeli władza komunistyczna była nielegalna i uzurpatorska, to również nie obowiązują nas przepisy prawa tworzone przez taką władzę. Więc całe prawo PRL-owskie, a właściwie szerzej – całe prawo stworzone przez komunistów, powinniśmy uznać za nielegalne.
Dlaczego tak się nie dzieje?
Największym problemem współczesnej Polski jest to, że ona akceptuje dawną władzę komunistów. Uważa, że to było legalne państwo polskie. Zarazem akceptuje przepisy wtedy stworzone, a w konsekwencji - zabijanie ludzi. Przestępców komunistycznych nie można ścigać z racji pełnionych przez nich funkcji. Nie można – jak się okazuje – ścigać Ryszarda Mońki z racji tego, że był zastępcą naczelnika więzienia mokotowskiego. Pozostałych śledczych, czy prokuratorów też nie można ścigać, chyba że pogwałcili obowiązujące wówczas przepisy. Heleny Wolińskiej nie można było ścigać tylko dlatego że była stalinowskim prokuratorem. Stefana Michnika nie można było ścigać dlatego że był sędzią skazującym ludzi na śmierć. Tylko wówczas można było takich ludzi ścigać, jeśli przekroczyli uprawnienia wynikające z ówczesnego prawa. Czyli uznaje się system, w którym uczestniczyli, jako całkowicie legalny, sprawiedliwy i praworządny.
Rozmawiał Jerzy Kubrak
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/255083-pluzanski-ostatni-zyjacy-uczestnik-egzekucji-rtm-pileckiego-jest-statecznym-zadowolonym-z-siebie-emerytem-nasz-wywiad