Wielkie podziękowania dla autorów najbrudniejszej kampanii w III RP. Polska jest wam wdzięczna!

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
PAP/Jacek Turczyk
PAP/Jacek Turczyk

Dziękuję prorządowym dziennikarzom za to, że tak wielu z nich postanowiło w służbie obozu rządzącego utracić resztki godności i etosu dziennikarskiego. Za to, że postanowili wzorem dawnych esbeków zatrudnianych w stalinowskich mediach posłużyć się skrajnymi manipulacjami i kłamstwami, by wygrał kandydat, który miał im gwarantować polityczne status quo. Szczególne podziękowania składam na ręce byłych dziennikarzy: Tomasza Lisa, Moniki Olejnik, Adama Michnika, Pawła Wrońskiego, Beaty Tadli, Piotra Kraśki, Jarosława Kulczyckiego, Tomasza Wołka, Kuby Wojewódzkiego (wielki szacun za ostateczne odsłonięcie „luzu” prezydenta) i wielu innych. A także byłych aktorów: Tomasza Karolaka, Daniela Olbrychskiego, a także paru większych gwiazd ekranu, które uwierzyły, że potrafią zagrać role moralnych autorytetów, choć we własnym życiu takiej roli nie zagrały nigdy. Dziękuję także sportowcom, których skrajne zaangażowanie po stronie Bronisława Komorowskiego pomogło dokonać wyboru ludziom, dla których koszykarz czy przegrany pięściarz nie stanowią politycznych ekspertów. Tak, wiem, że nawet w USA gwiazdy ekranu udzielają poparcia politykom, ale wiem również, że popiera się tam obie strony politycznej barykady, a nie tylko jedną – tę, która sypie groszem na każdą chałturę, byleby przed wyborami poprzeć ją, a nie kogoś innego. Kochani celebryci, to nie jest poparcie, ale żywa ilustracja słynnej, choć bulwersującej piosenki Kazika Staszewskiego. Oczywiście, że nie „wszyscy artyści to prostytutki”, bo stanowicie Państwo grupę mniejszościową. Oczywiście, że w takiej sytuacji wasze poparcie dla władzy nie jest wyrazem waszych poglądów politycznych, ale skrajnego konformizmu.

Dziękuję dziennikarzom nieuchodzącym wcześniej za prorządowych, których po II debacie telewizyjnej dotknęła „pomroczność jasna”, więc twierdzili, że wygrał ją Bronisław Komorowski, choć nawet większość lemingów widziała, że było inaczej. Największe zasługi ma tu chyba redakcja „Rzeczpospolitej”, która wcześniej zachowywała pozory politycznej neutralności, ale w obliczu zagrożenia reelekcji postanowiła rzucić na odcinek umacniania establishmentu swoje najbardziej znane polityczne pióra. Wspominałem kiedyś, że spośród odznaczanych przez prezydenta dziennikarzy tylko naczelny „Rz”, Bogusław Chrabota potrafił nie oddać głowie państwa własnego obiektywizmu. Końcówka tej kampanii pokazała, że sprawa nie jest wcale taka oczywista.

Dziękuję licznym kolegom o prawicowo-konserwatywnych poglądach, którzy przez długie tygodnie przekonywali Czytelników siłą rozpędu własnych autorytetów, doświadczeń i przekonań o swojej nieomylności – że Andrzej Duda nie ma ŻADNYCH SZANS na wygraną w tych wyborach. Na palcach dwóch rąk można policzyć tych, którzy nie jęczeli, nie stękali, nie wyli żałosnych pieśni do mainstreamowego księżyca pod zbiorczym tytułem: „Zła kampania, PiS nie chce wygrać, Duda za mały, Komorowski wygra na 200 procent”. Obchodzę dziś, wraz z setkami tysięcy ludzi, którzy w to zwycięstwo wierzyli, wielkie święto demokracji, więc ani dziś, ani nigdy potem nie będę się zabawiał w wymienianie ich nazwisk – wszak zgoda buduje. Ale przez te kilka chwil dajcie się nam nacieszyć jednym zdaniem: następnym razem, zanim zaczniecie zasypywać Czytelników puchem własnego narcyzmu, policzcie chociaż do dziesięciu, Słowo daję – pomaga.

Wszystkim, którym nie podziękowałem, a którzy swoim niezwykłym zaangażowaniem w wyjątkowo brudną kampanię na rzecz Bronisława Komorowskiego, przyczynili się do zwycięstwa Andrzeja Dudy – dziękuję zbiorowo i proszę o więcej. Jesienią wybory parlamentarne, a bez nich proces przywracania w Polsce normalności nie potoczy się tak szybko. Za to, co wczoraj, dziś i jutro – wielkie, wielkie dzięki. Polska jest wam wdzięczna.

« poprzednia strona
12

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych