Stankiewicz o aferze taśmowej: „Zachowanie Sienkiewicza kwalifikuje się do Trybunału Stanu”

Proceder był bardzo powszechny. A to, co poznaliśmy w czerwcu ubiegłego roku, to tylko kropla w morzu nagrań, które krążą – Andrzej Stankiewicz ocenia skandal podsłuchowy.

Publicysta „Rzeczpospolitej” analizuje co wiadomo o aferze taśmowej po ostatnich publikacjach na ten temat.

CZYTAJ WIĘCEJ: Będzie kolejna odsłona afery taśmowej!? Sypią się akta śledztwa… Dłuuuga lista nagranych z najwyższych szczebli władzy!

Wiemy, że te nagrania są jakąś walutą na czarnym rynku, są w nieformalnym obiegu. Wiemy mniej więcej, czego dotyczyć mogą kolejne nagrania. Na przykład prywatyzacji Ciechu

— mówi w wywiadzie dla „Super Expressu”.

Stankiewicz zaznacza, że znamy jedynie wycinek afery.

Kolejna rzecz - widać, że kelnerzy nie byli tępymi narzędziami do nagrywania, że wiedzieli, co i kogo nagrywają. Mieli dość dużą orientację polityczno-biznesową

— podkreśla.

Publicysta uważa za kompletną bzdurę sugestie, że PiS inspirowało podsłuchy.

Wybijanie jako głównego przekazu, że to PiS miał zapłacić kelnerom, jest absurdalne. Na tym etapie śledztwa, po 10 miesiącach nie znaleziono żadnych przesłanek tego, by PiS maczał w tym palce

— mówi Stankiewicz.

Według publicysty, skandaliczna jest zarówno treść taśm jak i sam fakt, że możliwe było podsłuchanie ważnych osób w państwie.

Jeśli człowiek majętny, ale nie jakiś rekin finansjery, był w stanie zorganizować spółdzielnię nagrywającą polityków, a służby tego nie wykryły, to jest to skandal. To, że Bartłomiej Sienkiewicz dał się nagrać kelnerom, stanowi najlepsze potwierdzenie tezy, że państwo polskie to ch.., d…, kamieni kupa

— zauważa Stankiewicz.

I dodaje:

Od początku mówię, że padały tam rzeczy niebywałe. Zachowanie Sienkiewicza, który chce, żeby NBP dodrukowywał pieniądze po to, żeby PiS nie wygrał wyborów, kwalifikują się do Trybunału Stanu.

JKUB/”SE”