Sprawdź, jak polityka Orbana może zagrażać polskiej energetyce. "Ewa Kopacz nie wysłała wystarczającego sygnału wobec Węgier". NASZ WYWIAD

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
PAP/Rafał Guz
PAP/Rafał Guz

Orban sprzedaje krok po kroku energetykę Węgier Rosji. Wybiera scenariusz białoruski

— mówi w rozmowie z portalem wPolityce,pl Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny BiznesAlert.pl.

wPolityce.pl: Jakie konkretne ustalenia - potencjalnie negatywne dla Polski ws. energetyki - uzgodnił bądź może uzgodnić Viktor Orban w najbliższym czasie w rozmowach z Rosją? Jak to może odbić się na Polsce?

Wojciech Jakóbik: Najważniejsze są deklaracje dotyczące Unii Energetycznej i rosyjskiego gazociągu omijającego Ukrainę. Wiktor Orban nie godzi się na to, aby Komisja Europejska wspierała kraje w negocjacjach z Gazpromem i broni bilateralnych relacji z Rosją w energetyce. W ten sposób godzi w najważniejszy polski postulat w ramach Unii Energetycznej, który został wsparty przez Komisję Europejską w przeciwieństwie do trudniejszych postulatów jak wspólne zakupy gazu.

Orban poparł także budowę połączeń gazowych z Turcją, które pozwolą na dostarczanie stamtąd gazu płynącego w przyszłości przez Turkish Stream, czyli nową wariację na temat South Stream. Deklaracje premiera Węgier podchwyciła Słowacja, a zaraz chwycą Austria i Czechy. W ten sposób South Stream, mniejsza o nową nazwę, powstanie wbrew Komisji Europejskiej i woli Wspólnoty. W ten sposób Orban na własne życzenie staje się narzędziem obstrukcji Unii Europejskiej przez Władimira Putina. Realizuje jego plan w zamian za krótkoterminowe korzyści dla Węgier.

Czy reakcja polskiego rządu na politykę Orbana jest odpowiednia? Premier Węgier był dzisiaj w Warszawie.

CZYTAJ WIĘCEJ: Kopacz zapewnia, że upomniała Orbana: „To była trudna i szczera rozmowa między przyjaciółmi…” Reakcja premiera Węgier enigmatyczna…

W swoim krótkim oświadczeniu premier Ewa Kopacz wyraziła żal do Węgier i przypomniała piękną historię naszej współpracy. To za mało. Powinna oczekiwać od Węgier solidarności. Powinna przypomnieć, że Węgry nie mogą bawić się w balansowanie między Unią a Rosją, dopóki są członkiem Wspólnoty. Premier powinna także przypomnieć o zobowiązaniach Węgier do udziału w projektach dywersyfikacyjnych, oraz o tym, że wsparcie dla rosyjskiego projektu zagraża całej Europie, bo tworzy konkurencje dla projektu Korytarza Południowego, który mógłby zapewnić Staremu Kontynentowi dostawy gazu kaspijskiego, uniezależniając ją od głównego dostawcy - Rosji.

W ten sposób dała zielone światło do dalszej dezintegracji Grupy Wyszehradzkiej, którą niebawem może zastąpić prorosyjski obóz: Austria, Czechy, Słowacja i Węgry.

A czy nie jest tak - stając trochę w roli adwokata diabła i szukając usprawiedliwień dla Orbana - że Węgry z powodu kończących się kontraktów gazowych znalazły się pod ścianą i nie mają ruchu, próbują realizować suwerenną politykę?

Umowy gazowe kończą się, są renegocjowane, a dostawy nieprzerwanie docierają do klientów. To w interesie Gazpromu jest zapewnienie warunków satysfakcjonujących odbiorców.

Orban mógł wybrać arbitraż jak Polska, Francja czy Niemcy. Poszedł za to na ustępstwa i zgodził się na projekt, którego nie potrzebuje bo sam przyznaje, że Węgry zakontraktowały za dużo gazu. To polityka egoistyczna, ale to można by było jeszcze wybaczyć. Jest jednak krótkowzroczna. Orban sprzedaje krok po kroku energetykę Węgier Rosji. Wybiera scenariusz białoruski. Aleksandr Łukaszenka także ma tani gaz i stałe dostawy. Problem w tym, że gazociągami zarządza Gazprom Białorus i w tej kwestii państwo białoruskie nie ma już nic do powiedzenia. Jest dobrze traktowanym przedmiotem, a nie podmiotem polityki energetycznej Rosji. Orban demoralizuje także inne kraje czekające w kolejce aby zapomnieć Ukrainie i wpaść w ramiona Władimirowi Putinowi. Należy się spodziewać dalszej dezintegracji współpracy energetycznej, jeśli kraje jak Polska nie podejmą kontrofensywy. Ewa Kopacz nie wysłała wystarczającego sygnału w Warszawie.

Patrząc z niepokojem na Węgry, możemy z ręką na sercu i czystym sumieniem podkreślić, że w sprawie bezpieczeństwa energetycznego w Polsce jesteśmy na innym poziomie niż Budapeszt? Czy kwestie wciąż rozgrzebanego gazoportu i coraz większego fiaska „rewolucji łupkowej” nie powinny nas niepokoić?

Gazoport powinien zostać dokończony jak najszybciej i źle się stało, że są opóźnienia. Na szczęście zbudowaliśmy nowe połączenia gazowe i modernizujemy stare, dzięki czemu obecnie 90 procent dostaw z Rosji możemy zastąpić rewersami na Zachodzie i południu.

Gaz łupkowy nadal spoczywa pod naszą ziemią i należy zrobić wszystko aby inwestorzy nie bali się u nas wiercić. Rewolucję łupkową przespali legislatorzy którzy kilka lat pracowali nad odpowiednim prawem. Prawo jest ale inwestorów zostało niewielu. Potrzebujemy dalszych prac nad poprawieniem warunków poszukiwań w naszym kraju. Polskie firmy mogą także rozwijać własne wydobycie ze złóż, również konwencjonalnych.

Co z projektem unii energetycznej, który rzucił kilka miesięcy temu Donald Tusk? Czy jest on realny? Pojawiły się informacje, że unia nie będzie obligatoryjna dla wszystkich państw UE - czy nie stwarza to dodatkowego zagrożenia i nie powoduje po prostu fiaska tego pomysłu?

Brak obowiązku udziału w projektach grupujących kraje chcące poprawić swoją pozycję w relacjach energetycznych z Rosją wybija argumenty Niemcom i Francuzom, którzy próbują torpedować projekt. To także furtka bezpieczeństwa, gdyby udało im się wdrukować w inicjatywę rozwiązania niekorzystne z punktu widzenia Warszawy jak normy rozwoju energetyki odnawialnej czy ograniczenia dla energetyki węglowej. Projekt jest nadal realny i, jak wspominałem, część polskich postulatów znajduje uznanie w Brukseli.

Trzeba walczyć o to, co jest do uratowania. Polityka Wiktora Orbana i innych państw prowadzących seperatystyczną, prorosyjską politykę tylko te wysiłki podkopuje.

I jesteśmy w stanie zagwarantować solidarność europejską w sprawie energetyki?

Solidarność europejską w energetyce trzeba budować krok po kroku tak jak współpracę w każdym innym zakresie. Unia Energetyczna, jeśli nie była tylko sloganem wyborczym prezydenta Europy, powinna być przekuwana w rzeczywistość konsekwentnym wysiłkiem Polski i innych krajów zainteresowanych tym projektem. Jeśli pozwolimy na seperatyzm jak ten Witkora Orbana, prezydent Rosji z łatwością rozłoży każdą inicjatywę wspólnotową. Dlatego oprócz działań w Brukseli Polska musi odrobić swoje zadanie na miejscu. Musimy budować nowe gazociągi, dokończyć gazoport i sięgnąć po więcej własnego gazu. Możemy także oszczędzać energię, co jest rzadko wspominanym aspektem walki o bezpieczeństwo energetyczne.

Rozmawiał Marcin Fijołek

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych