Pierwsza prawda jest taka, że wstepną rundę walki o prezydenturę Andrzej Duda wygrał. Mówię o pewnej energii, którą skupił wokół siebie i o tym, w jaki sposób pokazał się na tle uśpionego Bronisława Komorowskiego. Druga prawda, ważniejsza, jest taka, że za zwycięstwo „do przerwy” pucharów się nie zdobywa.
Salon zawył po sobotniej konwencji, na której zobaczyliśmy Andrzeja Dudę jako silnego polityka, męża stanu, który wie, co chce powiedzieć. A wie, co chce powiedzieć dlatego, że myśli samodzielnie i wie, co chce zrobić. Dla jednych szczęśliwie, dla drugich nie, stało się tak, że 40-minutowy speech Dudy (bez kartki, ani promptera - warto to podkreślać) wydarzył się zaledwie dzień po odczytaniu spontanicznych myśli przez Bronisława Komorowskiego. Pewność siebie Komorowskiego, utwierdzonego we własnej fajności kolejnymi dobrymi sondażami jest irytująca. Wstępując na mównicę „podzielił się spontanicznym spostrzeżeniem”, które także odczytał z kartki. Jako widz poczułem się, delikatnie mówiąc lekceważony.
A dzień później był Duda, który poszedł za ciosem i od razu po udanej konwencji wyruszył „Dudabusem” do kolejnych powiatów na spotkania z wyborcami. Można oczywiście powiedzieć, że ten wyjazd, z dziennikarzami zaproszonymi do (polskiego) Autosana to była ustawka. Pewnie trochę tak, ale jakże skuteczna. Wydaje się, że czegoś takiego nie da się już przemilczeć, jak wielu wcześniejszych ważnych spotkań i przemówień kandydata PiS. Jeśli nie da się przemilczeć, to można zawsze przekierować uwagę na coś innego, coś baaardzo ważnego. Jak np. nieprawdziwa informacja, że podczas udanego przemówienia Duda pomagał sobie prompterem. To w jakiś sposób zrównoważyło by dukanie z kartki, które zaprezentował Komorowski. Dlatego obecni w „Dudabusie” dziennikarze dużych telewizji częściej niż o pomysł na prezydenturę pytali o… prompter, którego nie było.
Kiedy Andrzej Duda jasno i zdecydowanie oświadczył, że żadnego ekranu, ani promptera nie było, że mówił z głowy, salon zawył jeszcze raz. Widziałem na własne oczy jak reporter TVN podczas postoju „Dudabusu” na rynku w Węgrowie zupełnie nie był zainteresowany tym, co chce powiedzieć kandydat na prezydenta. Starał się nie zauważyć kilkudziesięciu osób skandujących „Andrzej Duda - to się uda!”. Za to uwagę swoją skupił na prof. Krystynie Pawłowicz, która była w skandującym, a później myszkował po autokarze, sprawdzając czy nie dałoby się być może do czegoś przyczepić. Równie urocza była ekwilibrystyka operatora, który skupiał się np. na znaczku Autosan, niezbyt nowoczesny pojazd został sfotografowany z każdej strony. Od dołu również.
CZYTAJ TAKŻE: Andrzej Duda rusza „Dudabusem” w Polskę: „Ludzie czekają na zmiany i widzą nadzieję!” NASZA RELACJA i ZDJĘCIA!
Nie za bardzo w materiałach telewizyjnych widziałem np. wesołą gromadę wspomagających Dudę studentów z młodzieżówki PiS. A byli i warto docenić ich ciężką pracę przy zbieraniu podpisów dla kandydata. Ktoś powie, że znów węszę medialny spisek przeciwko kandydatowi PiS. Ale, powiedzmy sobie szczerze, „zaprzyjaźnione” telewizje nawet już nie udają, że ich faworytem jest Komorowski.
To żenujące „szukanie dziury w całym” pokazuje, że sztab Andrzeja Dudy musi być zawsze o krok przed sztabem Bronisława Komorowskiego. Na razie to nie jest trudne, ale za chwilę Komorowski zostanie obudzony i pewnie ruszy się z pałacu. I to będzie wystarczający pretekst, żeby pokazać go jako wspaniałego męża stanu. Choćby tylko wyszedł do własnego przedpokoju, zaprzyjaźnione telewizje pokażą go dobrze.
Jestem przekonany, że po minionym weekendzie i początku tygodnia Bronisław Komorowski nie będzie mogło sobie już pozwolić na żarty w stylu: Duda? A który? Może się za to starać Andrzeja Dudę przemilczać tak, jak to robi do tej pory. Bo, że nie dojdzie do żadnej debaty przed pierwszą rundą wyborów po sobocie stało się jasne i oczywiste. To byłby nokaut, na coś takiego sztab Komorowskiego nie pójdzie za Chiny Ludowe. Ale to akurat nie zwalnia sztabu kandydata PiS z obowiązku dbania o ciągłe przyciąganie uwagi mediów. To nie będzie łatwe, ale jest konieczne.
Nie do końca zgodzę się ze stwierdzeniem, że ważniejsze od mediów centralnych są media lokalne. Na poziomie lokalnym można zewrzeć szyki własnego elektoratu, potwierdzić gotowość tych już przekonanych, że w momencie próby staną za tobą. Ale wpływ na polityczną wyobraźnię całego Narodu kreują jednak wielkie telewizje, gazety i portale internetowe. Dla Komorowskiego na szczęście, dla Dudy - niestety.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/233205-konwencja-i-dudabus-zrobily-z-andrzeja-dudy-zawodnika-wagi-ciezkiej-ale-co-dalej-za-zwyciestwo-do-przerwy-pucharow-sie-nie-zdobywa