Sikorski tłumaczy się z przemówień za 250 tys. zł: "Mogłem wygłaszać przemówienia, które odbiją się echem, albo takie, jakie minister Cimoszewicz"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. tvp.info/wPolityce.pl
fot. tvp.info/wPolityce.pl

Nie ustają echa afery związanej z przemówieniami Radosława Sikorskiego, które wygłaszał będąc ministrem spraw zagranicznych. Jak ujawnił tygodnik „Wprost” niektóre z wystąpień polityka PO były konsultowane przez Charlesa Crawforda, byłego brytyjskiego ambasadora. Koszt jego usług wyniósł MSZ łącznie ok. 250 tys. zł - ok. 19 tys. zł za jedno.

Z tych praktyk w kilku słowach postanowił wytłumaczyć się sam zainteresowany, który - jak zwykle - w tym celu udał się do „Wyborczej”.

Krytykowany jestem za to, że coś postanowiłem robić dobrze, zgodnie z najwyższymi standardami światowej dyplomacji. W Polsce nie ma specjalistów od anglosaskiej tradycji oratorskiej, do której chciałem się odwołać

— mówi Sikorski.

Były ambasador Crawford (…) nie jest żadnym moim „koleżką”, jak piszą media, nawet nie byłem u niego w domu. To, że takie programowe przemówienia konsultuje się u specjalistów, jest obecnie praktyką, nie wyjątkiem

— dodał.

Odniósł się także do słów Cimoszewicza, który zasugerował, że na skutek konsultacji z brytyjskim ambasadorem, wywiad Wielkiej Brytanii mógł znać teksty przemówień wcześniej niż prezydent Polski.

Dziwię się krytyce ze strony premiera i byłego szefa MSZ Włodzimierza Cimoszewicza. Z całym szacunkiem dla jego dokonań, mogłem wygłaszać przemówienia, które odbiją się echem, albo takie jakich wiele wygłaszał minister Cimoszewicz

— skrytykował byłego szefa resortu.

Swoją działalność - zresztą w tej samej gazecie - tłumaczył drugi bohater afery, czyli Charles Crawford. Odnosząc się do argumentu, że przemówienia mogły przecież być konsultowane przez osobę z ministerstwa tłumaczył:

Załóżmy, że się pan uczy obcego języka, np. arabskiego. Na początku nauki popełnia pan bardzo podstawowe błędy. A potem, im lepszy pan będzie w arabskim, błędy będą popełniane na wyższym poziomie - i będą mieć większe implikacje.

Dodawał, że:

Trzeba mieć kogoś, kto nie tylko zna język, ale też rozumie, na czym polega proces tworzenia przemówienia: nie tylko na dobieraniu odpowiednich słów, ale na dostosowaniu przekazu i argumentów do słuchaczy, miejsca czy czasu, na nadaniu tekstowi odpowiedniego rytmu i mocy.

W jego opinii konsultacja przemówień to powszechna praktyka na całym świecie. Konsultanci pomagają bowiem politykowi wykrystalizować to co chce przekazać w przemówieniu. Zwraca uwagę, że w przemówieniach ważne jest rozbawienie słuchaczy:

A poczucie humoru to coś, co obcokrajowcy, nawet obyci z brytyjską kulturą jak Sikorski, nie zawsze muszą czuć. Poczucie humoru jest czymś niesamowicie specyficznym dla konkretnej kultury.

Dodaje, że ważne jest wyczucie - do jakiego stopnia przemawiający może zaryzykować. W jego opinii wyczucie pokazał w tej kwestii Radosław Sikorski w 2011 podczas tzw. „hołdu berlińskiego”.

Widać jednak sprzeczność w myśleniu Crawforda, który krytykuje Gordona Browna za to, że ten konsultował przemówienia dot. polityki amerykańskiej, mimo że „dziesiątki razy bywał w Waszyngtonie”. Natomiast w konsultowaniu przemówień Radosława Sikorskiego - który przecież studiował na Zachodzie (w Oxfordzie), mieszkał tam i zna tamtejszą kulturę.

mc,wyborcza.pl

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych