Co z osławioną tolerancją Agnieszki Kublik? Dotyczy wyłącznie osób homo, a matek nie obejmuje?

Fot. Freeimages
Fot. Freeimages

Szczerze ubawił mnie felieton Agnieszki Kublik „Pampers z niespodzianką. To nie jest felieton przeciwko matkom” opublikowany na wyborcza.pl. Ubawił mnie nie tyle atak Kublik na matkę, która miała zaszczyt konsumować obiad w tej samej restauracji, co dziennikarka Wyborczej, ile zaprzeczenie - w niezbyt długim tekściku o kupie - dotychczas głoszonym przez Agnieszkę Kublik wartościom.

Agnieszka Kublik opisała bowiem wstrząsającą przygodę, jaką przeżyła w tejże restauracji.

Warszawa, centrum, nieduża włoska restauracja. Jest sobotnie popołudnie, coś jakby trzeci dzień świąt. Tłoku nie ma, jest jeszcze parę wolnych stolików. Jestem ze znajomymi, mieszkają w Stanach od ponad 20 lat. W Warszawie tylko przelotem. Rozmawiamy, mamy dużo do obgadania (…)

Ależ sielankowa atmosfera. Ale uwaga! Zaraz wedrze się w nią dziecko!

Naprzeciw nas dwa małżeństwa (albo partnerzy, kto to dziś wie). Siedzą w rogu, na sporej kanapie (to ważne; dlaczego - o tym za chwilę). Są z dziećmi. To dwie dziewczynki, starsza tak około trzech-czterech lat, młodsza koło roku. Świergoczą, śmieją się. Urocze. Dziś nie jesteśmy już szczególnie wyczuleni na małe dzieci np. w restauracjach. Już się przyzwyczailiśmy, że rodzice ciągną je ze sobą wszędzie

— pisze stopniując grozę Agnieszka Kublik.

A przecież wiadomo, że bachory i ich rodzice powinny siedzieć w domu, a nie wałęsać się po mieście i psuć krajobraz przepełniony „magią świąt”. A jak jesteśmy z Wyborczej, to nie wymieniamy jakich, żeby nikogo nie urazić.

Kublik zapewnia, że rozbrykane dzieci jej i jej znajomym nie wadzą. Do czasu.

Aż zaczną zwyczajnie marudzić. No wiecie, jakie męczące potrafią być dzieciaki, gdy się znudzą jedzeniem i towarzystwem rodziców. Piski, wiski, można nie usłyszeć własnych myśli, dosłownie. Rodzicom to nie przeszkadza. Nasi amerykańscy znajomi są zszokowani, dla nich to po prostu brak kultury.

Amerykańskim znajomym polecam wypad do Włoch, dzieci można tam spotkać na każdym kroku. W knajpach, na ulicach i sklepach. I nikt się nie oburza, że rodzice nie chowają ich po domach. Ale do meritum:

Siedzę przodem do tych maluchów i nagle widzę, że ta młodsza ląduje na kanapie. Matka zaczyna ją rozbierać, ściąga majtasy i zmienia małej pampersa. Reszta ich towarzystwa nie reaguje. Widać wymiana pampersa z niespodzianką to dla nich normalka, nawet w restauracji, na oczach obcych. Patrzę na te czynności higieniczne, choć wcale nie chcę. Siedzę w końcu nad talerzem z kolacją. Oglądanie pampersa z niespodzianką przyprawia mnie o mdłości

— relacjonuje wstrząśnięta do głębi Kublik.

Żeby było jasne: nie pochwalam przewijania dziecka na oczach konsumujących klientów. Ale znacznie bardziej niż zachowanie rodziców, niepokoi mnie fakt, że w obliczu małego dziecka i jego matki gdzieś nagle przepadło osławione wręcz umiłowanie tolerancji i wolności, głoszone przez panią redaktor. Dlaczego Agnieszka Kublik nie potrafiła wczuć się w sytuację matki? Przecież tak zrobiłaby osoba słynąca z tolerancji. Może w toalecie nie było przewijaka? Może nie było nawet sposobności lub miejsca w toalecie, żeby operację przeprowadzić właśnie tam? Dlaczego redaktor Kublik nie krytykuje restauratora, który nie przewidział, że być w może w jego lokalu znajdzie się kiedyś jakaś matka, która będzie chciała przewinąć dziecko i nie będzie miała możliwości. Czy oburzenie pani redaktor byłoby równie duże, gdyby niemowlak był w towarzystwie dwóch tatusiów? Wtedy redaktor Kublik pewnie rozpływała by się nad radosną postępowością świata.

W dalszej części tekstu, dziennikarka Wyborczej dodaje, że nie daje jej spokoju myśl, że pielucha z niespodzianką została w toalecie i wciąż wydziela z siebie ten nieprzyjemny zapach. Może tu należałoby się zaniepokoić o wyobraźnię redaktor Kublik. Przecież inni ludzie korzystają z toalety m.in. po to, żeby zrobić tam „tę” rzecz, którą zrobiło małe dziecko. Uświadomienie sobie tego faktu, może dla dziennikarki Wyborczej okazać się nieznośne. Brrr. Co więcej oburza się ona też na matkę, że ta nie przewinęła dziecka w domu. Kurcze, jakby to Pani powiedzieć: pewnych rzeczy nie da się zrobić na zapas. Rozumie Pani co mam na myśli?

Diabli więc wzięli osławioną tolerancję Agnieszki Kublik. Gorzej też, że i jej feminizm stanął pod poważnym znakiem zapytania. W tekście biczuje bowiem głównie matki, milczeniem zbywając ojców. To matka pokazana jest w krzywym zwierciadle i obarczona wszelkimi negatywnym cechami. A przecież byli tam też ojcowie, jak dowiadujemy się z tekstu.

Niechęć do macierzyństwa jest w redaktor Kublik silniejsza niż głoszone dotąd wartości. No trudno. Jakoś to zniesiemy.

CZYTAJ TEŻ: - Tym razem Amerykanie nie powiedzą „shit happens”. Zacofane Polaki znów zrobili wstyd przed Jankesami!

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.