Tania przyzwoitość Bronisława Komorowskiego. Dlaczego „pierwszy obywatel” tylko udaje, że reaguje na wyborcze przekręty?

PAP/Jacek Turczyk
PAP/Jacek Turczyk

Wybory minęły, „autorytety” mainstreamowych mediów oficjalnie mogą obwołać Kaczyńskiego wariatem, bo śmiał wypowiedzieć słowo „fałszerstwo”, a tego przecież nie było. Własnym majestatem zaświadczyli wszak byli sędziowie Trybunału Konstytucyjnego i sam ON, czyli pierwszy obywatel RP. Obowiązująca logika jest taka, że do udowodnienia fałszerstwa konieczne jest orzeczenie sądu, a do stwierdzenia, że go nie było tylko (choć przecież baaardzo ważne) zaświadczenie ustne.

Potwierdzonych przed sądy dowodów na fałszerstwa nie ma, choć moim zdaniem to kwestia czasu. Jest za to pewność, że system wyborczy, który ma wybory chronić nie robi tego, co więcej, jest tak dziurawy, że na każdym etapie jest możliwe fałszerstwo, może mieć ono swój początek już w drukarniach. O dziurach w systemie, ale także o całkiem nieprzypadkowo skonstruowanym systemie biznesowo-politycznym napisaliśmy wraz z Markiem Pyzą w ostatnim numerze „wSieci”. Zachęcam do zapoznania się z wynikami naszego śledztwa, bo to tekst nie tylko o wyborach. To również wyjaśnienie, dlaczego niektóre siły polityczne od lat robią naprawdę wiele (nie zawsze czysto), aby uzyskać dobry wynik w wyborach samorządowych i dorwać się do naprawdę ogromnej kasy rozdzielanej w sejmikach.

CZYTAJ: Wiemy jak fałszują wybory! POZNAJ WYNIKI dziennikarskiego śledztwa reporterów „wSieci”

Zaskakująco powierzchownie temat przekrętów wyborczych potraktowano w mainstreamowych mediach. Tu ciekawa obserwacja. Kiedy zaczęły się wysypywać pierwsze doniesienia o nieprawidłowościach to zgodnie z dziennikarskim instynktem rzucili się na nie wszyscy. A to dosypane gdzieś głosy, a to złapana za rękę członkini komisji, która majstrowała przy liczeniu, a to jakiś zerowy wynik kandydatów, którzy głosowali sami na siebie… To wszystko skończyło się jakby ktoś nożyczkami odciął dopływ informacji, kiedy tylko na scenę wkroczył ON, pierwszy obywatel zawyrokował, że to, z czym mamy do czynienia to nie są przekręty, tylko „odmęty szaleństwa” opozycji. Trzeba przyznać, że ma siłę głosu ten nasz pan prezydent, skoro jednym zdanie jest w stanie zdyscyplinować potężne media.

To postawienie do pionu medialnych oficerów przez pana „generała” Komorowskiego to, mam wrażenie, nie przypadek. Skutecznie udało się wszak przekierować uwagę mediów na nieudolność leśnych dziadków. Prezydent postanowił ugrać jeszcze więcej na tym całym okołowyborczym zamieszaniu. We wspomnianym artykule we „wSieci” ujawniamy także, że Komorowski ma zamiar zaproponować zmiany w zasadach drukowania kart do głosowania. W następnych wyborach samorządowych miałyby być one drukowane centralnie, tak jak w przypadku wyborów do Sejmu, Senatu i na prezydenta RP. Tym samym prezydent potwierdziłby nasze przypuszczenia, że otrzymujące bez przetargu wielomilionowe zlecenia drukarnie to punkt zapalny i należy mu się co najmniej przyjrzeć.

Wspaniale, ale czemu tak późno? Otóż dlatego, że kreujący się na strażnika demokracji Bronisław Komorowski jest ograniczony horyzontem własnej popularności i nie zrobi niczego, co by mu mogło zaszkodzić w reelekcji. Te wybory były szczególnie ważne, bo sejmiki wojewódzkie po raz ostatni będą miały do rozdania tak ogromną kasę z UE - marszałek Struzik już zdążył podpisać z panią premier Kopacz kontrakt dla Mazowsza na 49 miliardów złotych. Dlatego szczególnie ważne było, żeby tego systemu wyborczego nie zacząć naprawiać zbyt szybko. Tego systemu, który - powtórzę to jeszcze raz - dopuszcza przekręty na każdym etapie. Kiedy dzieło się już dokonało i w 15-tu sejmikach siedzą sami swoi, to na scenę można wypuścić Komorowskiego, niech naprawia.

Jestem przekonany, że po rozpatrzeniu ponad półtora tysiąca (!) protestów okaże się, że nie miały one wpływu na wynik wyborów. Jednak ta zastraszająca liczba protestów okażę się ciosem w demokratyczne serce pana prezydenta. Komorowski ruszy ze wzmożeniem do walki o przejrzystość kolejnych wyborów, jako jedyny sprawiedliwy będzie zmuszony powalczyć o reelekcję. Teraz, kiedy cała kasa jest już rozdana stać go nawet będzie może nawet na odrobinę przyzwoitości. To wszystko zaowocuje jeszcze jednym cudem, kandydat PSL nie wystartuje w najbliższych wyborach prezydenckich. Po co, skoro w tym układzie jest tak dobrze?

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych