Prowokacja rozbrojona. Wyciągając rękę do Tuska Kaczyński pokazał klasę i uniknął pułapki

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. PAP/Radek Pietruszka
fot. PAP/Radek Pietruszka

Jarosław Kaczyński udowodnił dziś, że jest politykiem nie tylko z klasą ale i refleksem. A przy okazji pokazał kto jest, a  kto nie jest jego przeciwnikiem.

Wezwanie Ewy Kopacz do zdjęcia „klątwy nienawiści” nosiło wszelkie znamiona prowokacji. To nie był apel o pokój. To było kolejne wypowiedzenie wojny. Zagrywka w stylu pytania: czy pan już przestał bić żonę? - proszę odpowiedzieć tak, lub nie.

CZYTAJ TEŻ: Jarosław Kaczyński błyskawicznie reaguje na prowokację Kopacz: „Powiedziałem Tuskowi, żeby nie wierzył, że ja go nienawidzę”

Łatwo sobie wyobrazić, jak politycy PiS wyskakują na sejmową trybunę i krzyczą  o obłudzie pani premier, wyciągając co pikantniejsze fragmenty wystąpień Stefana Niesiołowskiego, czy samego Donalda Tuska. Tym samym udowodniliby słuszność postawionej tezy. Jeśli nie o „nienawiści” samego prezesa, to przynajmniej jego współpracowników. I taka chyba byłą kalkulacja PR-owców pani premier. Jeden spontaniczny gest Kaczyńskiego te kalkulacje przekreślił. Cóż, w polityce liczy się refleks.

To zresztą nie pierwszy taki incydent w długiej historii trudnych relacji obu polityków. Podczas debaty telewizyjnej Tusk – Kaczyński w 2007 obaj przeszli niemal na ty, a Jarosław Kaczyński spontanicznie testował zdrobnienia imienia swego adwersarza: „Donaldku, Donaldusiu…” Ostatecznie stanęło na „Donku”.

Najdłużej i najcieplej obydwaj rozmawiali ze sobą przed wyborami 2005 roku, kiedy to szykowali się do wspólnych rządów w ramach koalicji PO-PiS-u. Wydawało się, że po latach nieufności datującej się co najmniej od czasów „Nocnej zmiany”, czyli obalenia rządu Jana Olszewskiego - naprawdę nawiążą trwałą współpracę.

Te „ocieplenia” nigdy nie okazały trwałe. Podobnie jak ostatnie „zawieszenie broni” w polityce zagranicznej po zajściach na Majdanie. O pojednaniu nie ma mowy. Natomiast taktyczne sojusze są wciąż możliwe. Niewątpliwie i Donald Tusk i Jarosław Kaczyński należą do tej samej politycznej ligi i umieją mówić tym samym językiem. Obaj rozumieją wagę gestów i słów. Ich spór ma charakter fundamentalny, ale do czasów Smoleńska nie było w nim osobistych akcentów.

Po 10 kwietnia 2010 – na pewno sytuacja się zmieniła, jednak próba wepchnięcia prezesa PiS w ciasną formułę osobistej rozgrywki i niskich emocji – to zabieg godny Stefana Niesiołowskiego.

Wyciągając rękę do Donalda Tuska Kaczyński pokazał nie tylko klasę, ale i wskazał swego przeciwnika. W polemikę z Ewą Kopacz się nie wdał. Na to pani premier musi sobie jeszcze zapracować.

Często mówi się, że gesty są puste i nic nie znaczą.

Niektóre jednak przechodzą do historii. Juliusz Słowacki, w którego relacjach z Adamem Mickiewiczem też nie brakowało akcentów prywatnych, ujął to chyba najwznioślej:

„Bądź zdrów! – a tak się żegnają nie wrogi Lecz dwa na słońcach swych przeciwnych – Bogi.”

Z zachowaniem proporcji, polityczny gest Kaczyńskiego był tej samej kategorii. Donald Tusk to zrozumiał. A Ewa Kopacz? No cóż, to już zupełnie inna liga…

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych