Bardzo rzadko wdaję się w polemiki z autorami, z którymi tworzymy tygodnik „w Sieci” i niniejszy portal. Wynika to przede wszystkim z przekonania, że żaden z nich nie czyni tyle złego dla kondycji polskich mediów, państwa i demokracji, co towarzysze dziennikarskiej doli z tzw. mainstreamu. Po prostu – dostrzegając gigantyczną przewagę mediów prorządowych i skrajnie antyopozycyjnych, mając świadomość, jak wielkie wsparcie od władzy otrzymują w „barterze” portale, telewizje, tygodniki czy gazety kłaniające się partii rządzącej w pas, próbuję, na tyle, na ile mnie stać, pamiętać o ludziach, których Władysław Bartoszewski nazwał „bydłem”.
I tu przechodzę do meritum – otóż niezmiennie ceniony przez mnie Piotr Zaremba był łaskaw w swoim ostatnim komentarzu na portalu wPolityce.pl odnieść się właśnie do sprawy nazwania Bartoszewskiego „pastuchem” przez posłankę PiS, Krystynę Pawłowicz. Piotr zatytułował swój tekst: „Chwalę komentarz Marcina Fijołka, choć się z nim nie zgadzam. Bo przypomniał nam, jaki jest podstawowy obowiązek dziennikarza”. Streszczając – autor cieszy się, że na prawicowym portalu ktoś poddał krytyce kampanijne zaniechania PiS, jak np. nieobecność prezesa Kaczyńskiego podczas wystąpienia ministra Sikorskiego. Na marginesie – zdziwiło mnie nieco, jak różnie z Piotrem odebraliśmy tamto przemówienie szefa MSZ. Dla niego było warte analizy, dla mnie to był popis skrajnego infantylizmu i całkowitej już nie tylko dyplomatycznej, ale i erudycyjnej bezradności. No, ale dżentelmeni o gustach… i tak dalej.
Znacznie bardziej zadziwił mnie ostatni tekst Piotra, bo to kolejna już próba czegoś, co nazwałbym „orędziem do swoich”, choć, gdy się człowiek w orędzie owo wgryzie, ani oni dla autora „swoi”, ani on dla „swoich” niekoniecznie wyrocznia. To trochę tak, jakby na treningu piłkarskim stał pod płotem człowiek i dawał rady bramkarzowi, jak bronić, napastników uczył strzelania bramek, a gdyby ktoś go zapytał, w jakim sam gra klubie, odpowiadał: „A, nie, ja to trenuję siatkówkę”. Ostatnio jednak Piotr idzie dalej: nie tylko mówi piłkarzom (do których sam należeć nie chce i nie zamierza), jak mają się zachowywać na boisku, ale jeszcze staje z mikrofonem przez widownią i mówi: „My piłkarze jesteśmy obrażalscy, my piłkarze nie umiemy przegrywać, my piłkarze stale tylko narzekamy…”. Czy nie byłoby celniej opowiedzieć jednak o siatkarzach? Czy nie ciekawsze byłoby dla kibiców, gdyby od speca od siatkówki dowiedziała się czegoś ciekawego o tej właśnie dyscyplinie? Czy nie fajnie byłoby, gdyby Piotr napisał po prostu: „My, siatkarze…”? Nie byłoby chyba tylu nieporozumień. A tak jednak są. Bo Piotr pisze:
Konkretny przykład z ostatnich dni: posłanka Krystyna Pawłowicz wywołuje po raz setny zamieszanie. Nawet Kaczyński jest przez chwilę zaniepokojony, ale przecież nie wierni wyznawcy, także z kręgów dziennikarskich. Natychmiast wołają wielkim głosem, że określenie „pastuch” nie jest wcale gorsze niż słowo „bydło””.
Drogi Piotrze, nie jestem „wiernym wyznawcą” ani PiS, ani Kaczyńskiego, ani nawet żadnego z prawicowych publicystów, a jednak pozwoliłem sobie w odpowiedzi na brutalną nagonkę na posłankę Pawłowicz (nagonkę, która nigdy choćby w jednym procencie nie spotkała ani Niesiołowskiego, ani Kutza, ani Kuczyńskiego, ani Lisa, ani kilkudziesięciu innych postaci polskiego życia publicznego, które mówiły rzeczy znacznie gorsze niż ona), napisać do oburzonej partii rządzącej na Twitterze: „Pastuch”, bo „bydło”. Wyście wszystko zapomnieli?”. Czy to mnie czyni czyimś wyznawcą?
Piszesz, drogi Piotrze o „wiernych wyznawcach, także z kręgów dziennikarskich”, którzy „natychmiast wołają wielkim głosem, że określenie „pastuch” nie jest wcale gorsze niż słowo „bydło”. A przecież musisz wiedzieć, że gdyby nie wołali, pies z kulawą nogą by o tym nie przypomniał. Mało tego, sama posłanka Pawłowicz odnosiła się w swojej wypowiedzi właśnie do tamtego wyzwiska, dotyczącego – zawołam raz jeszcze – nie samego PiS, i nawet nie jego elektoratu, ale ludzi, którzy na widok Bartoszewskiego buczeli na cmentarzu, bo im się nie podobały jego wcześniejsze obraźliwe słowa, pohukiwania i wrzaski. Prywatnie nadmienię, że „bydło” Bartoszewskiego jakoś mnie nie dotknęło. Uważam, że bardziej zapaskudził swój mizernie tkany z prawd i półprawd pomnik wtedy, gdy twierdził, że podczas hitlerowskiej okupacji większym zagrożeniem byli polscy sąsiedzi niż niemieccy oprawcy. Nawet, jeśli miał takie osobiste doznania, jako Wielki Autorytet powinien powstrzymać się od tak strasznych uogólnień. Także wtedy, gdy mówił, że istotą polskości jest dokopać „jeden drugiemu”.
Ale przecież i Ty dostrzegasz chamstwo starszego pana, skoro piszesz: „Ja się z tym zgadzam. Władysław Bartoszewski swoją niebywałą brutalnością zwolnił mnie z wszelkiego współczucia dla niego. Tylko nie to w tym przypadku chodzi. Chodzi o to, że w spokojną kampanię PiS posłanka uwielbiająca epatować mocnymi słowami wprowadziła nagle bezsensowny dysonans. Umożliwiła kolejną, całkiem zastępczą debatę. Bez powodu, bo o ile mnie pamięć nie myli, Bartoszewski powiedział o „bydle” parę lat temu. Teraz wystąpił w spocie PO, ale czy to dobry powód, żeby ulegać prowokacji pierwszej dziennikarki, której towarzyszy kamerzysta? A która podchodzi, bo wie, co usłyszy. No, ale my takie pytania od razu uznamy za wrogą propagandę. Nie będzie wróg pluł nam w twarz”.
I tu kończą się moje możliwości percepcyjne. Bo jakim cudem sam siebie, Piotrze, zaliczasz do tych, którzy „natychmiast wołali”? Dlaczego raz to dla Ciebie „oni”, czyli „wierni wyznawcy” PiS i Kaczyńskiego, a chwilę potem w pełni utożsamiasz się z tym środowiskiem, pisząc „My takie pytania od razu uznamy za wrogą propagandę”? By już kilka akapitów dalej znowu kpić z tych, co to są „nami”, choć, jeśli dobrze Cię rozumiem, dla Ciebie jednak - „nimi”?
Kim mieliby być owi mityczni „my”, którzy uznają Twoje pytania za „wrogą propagandę”? Kim ci, którzy na sensowne wątpliwości dotyczące słów Pawłowicz, obruszają się, niemalże cytując świętą „Rotę”? Nie widzę takich ludzi, nie słyszałem ich, może dlatego, że nie lubię wsadzać kolegów do jednego worka, by potem wrzucić go do rzeki i z góry przyglądać się, jak kolejne jednostki będą próbowały się niego wydostać. A i rad innym dziennikarzom, którzy od mainstreamu różnią się tym, że każdej wpadki władzy nie muszą usprawiedliwiać jakąś wpadką opozycji, dawać nie miałbym śmiałości.
Wiem za to, że obrzucając publicystycznymi kamykami ukamieniowaną przez rządowych wykidajłów posłankę ze zbyt gorącym językiem, i czyniąc to dodatkowo z troski o wynik wyborczy PiS, musiałbym albo zapisać się wcześniej do tej partii (i wtedy troska owa byłaby zrozumiała) albo być przekonanym, że słowa Pawłowicz zmniejszają dla PiS poparcie. Gdyby jednak rzeczywiście tak właśnie było, czy Donald Tusk wypuszczałby Stefana Niesiołowskiego przed kamery podczas każdej kampanii, czy Janusz Palikot zawędrowałby tak wysoko i czy Janusz Korwin-Mikke miałby dziś takie poparcie?
Coś mi się wydaje, że jednak chodzi Ci, drogi Piotrze, o jakość debaty publicznej w Polsce. I słusznie, wszak, jak sam nauczasz, dziennikarz musi świat opisywać, a nie się na niego gniewać. Tyle że cele Krystyny Pawłowicz są zupełnie inne, ona chce wygrać wybory. A czy droga, którą wybrała jest słuszna? Kilka zdań temu spróbowałem Cię przekonać, że brak kultury i brutalność raczej dziś politykom pomagają niż przeszkadzają. Udawanie, że jest inaczej, kończy się zawsze po wyborach.
Z serdecznymi pozdrowieniami i niezmiennym szacunkiem, Krzysztof.
Krzysztof Feusette
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/195220-krzysztof-feusette-nie-trzeba-byc-niczyim-wyznawca-by-wiedziec-ze-pastuch-byl-odpowiedzia-na-bydlo-a-brutalnosc-w-polskiej-polityce-poplaca-jak-diabli
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.