Chodzi o komentarz krytykujący taktykę PiS przy okazji expose ministra spraw zagranicznych. Marcin Fijołek uznał, że błędem był wyjazd w czasie tej debaty Jarosława Kaczyńskiego do Pułtuska (stało się to w mediach mainstreamowych ważniejszym tematem od racji obu stron). Z kolei główny mówca z ramienia tej partii Witold Waszczykowski wydał się Fijołkowi nieprzygotowany. Zamiast punktować celnie Radosława Sikorskiego posługiwał się słownymi sztuczkami – taka jest teza autora.
Co mnie w tym komentarzu ucieszyło? Ano to, że na portalu przychylnym prawicy pojawia się tekst poddający kampanię głównej partii tejże prawicy krytycznej wiwisekcji. Niby to normalne, ale nie w Polsce. W następstwie dramatycznej polaryzacji, komentarze polityczne stają się coraz częściej wyłącznie rytualnymi atakami na przeciwników i równie rytualnymi mowami broniącymi faworytów.
A przecież obowiązkiem dziennikarza jest krytyczny osąd, czasem także wobec tych, których się generalnie popiera. Kiedyś Bronisław Wildstein słusznie powiedział w telewizyjnym programie, że najwyższym przejawem dziennikarskiej niezależności jest zdolność do krytyki przyjaciół (w sensie politycznym), a nie wrogów. Naturalnie kiedy jest powód, ale prawie zawsze jest jakiś.
A jest też inny problem: mobilizacja warownych obozów prowadzi do tego, że politycy są w praktyce pozbawieni recenzji wytykających im błędy, zaniechania i kiksy z nie wrogich pozycji. Nie ma lustra, w którym mogą się przeglądać. Doradcy, także wyrafinowani intelektualiści, zamiast doradzać, przyklaskują ukochanemu liderowi. To samo dzieje się z dziennikarzami. Wszędzie będą szukać powodów porażek, tylko nie u tych, którzy je ponoszą.
Ostatnio prawicowa dziennikarka krytykowała, także ten portal, za informowanie o ruchach innych prawicowych partii poza PiS – bo to przecież tylko narzędzia w rękach mainstreamu. Próba przypominania, że obowiązkiem dziennikarzy nie jest tylko głoszenie swoich poglądów, ale i relacjonowanie, opisywanie świata, wydaje mi się stratą czasu. Kto o tym dziś jeszcze pamięta? Ale w tej pretensji kryje się też pomysł na objaśnianie ewentualnej porażki. Cały świat się przeciw wam sprzysiągł, taką diagnozę oferuje się „swoim”.
Ja to nawet do pewnego stopnia w warunkach niezwykle ostrej nagonki przeciw Jarosławowi Kaczyńskiemu rozumiem. Tyle że rozumieć to jedno, przyklaskiwać – co innego. To generalnie droga donikąd.
Konkretny przykład z ostatnich dni: posłanka Krystyna Pawłowicz wywołuje po raz setny zamieszanie. Nawet Kaczyński jest przez chwilę zaniepokojony, ale przecież nie wierni wyznawcy, także z kręgów dziennikarskich. Natychmiast wołają wielkim głosem, że określenie „pastuch” nie jest wcale gorsze niż słowo „bydło”.
Ja się z tym zgadzam. Władysław Bartoszewski swoją niebywałą brutalnością zwolnił mnie z wszelkiego współczucia dla niego. Tylko nie o to w tym przypadku chodzi.
Chodzi o to, że w spokojną kampanię PiS posłanka uwielbiająca epatować mocnymi słowami wprowadziła nagle bezsensowny dysonans. Umożliwiła kolejną, całkiem zastępczą debatę. Bez powodu, bo o ile mnie pamięć nie myli Bartoszewski powiedział o „bydle” parę lat temu. Teraz wystąpił w spocie PO, ale czy to dobry powód żeby ulegać prowokacji pierwszej dziennikarki, której towarzyszy kamerzysta? A która podchodzi, bo wie, co usłyszy. No ale my takie pytania od razu uznamy za wrogą propagandę. Nie będzie wróg pluł nam w twarz.
Nawet Kaczyński niewiele tu poradzi, bo wprawdzie ma w tym obozie wielką władzę, ale jednego nie może. Nie może zamknąć ust tym, którzy uparli się żeby wrzeszczeć najgłośniej. Oni są w praktyce poza kontrolą. Bo polityka polska coraz bardziej polega się na licytowaniu się tym, kto jest bardziej we własnych szeregach gorliwy i bardziej prawowierny. A krzykacze są najczęściej i najgorliwsi i w teorii przynajmniej najbardziej prawowierni. Co z tego, że przy okazji często szkodzą, nawet swojemu obozowi?
W sytuacji, gdy przestały działać mechanizmy obronne, Marcin Fijołek pokazał, że ma odwagę. Bo rozsądek coraz częściej jest u nas przejawem odwagi. Nawet rozsądek w sprawach czysto technicznych.
Inna sprawa, czy te jego konkretne zastrzeżenia były do końca celne. Zgadzam się, można mieć zasadnicze wątpliwości co do strategii systematycznej nieobecności lidera głównej partii opozycyjnej w różnych miejscach i momentach. Ale nie podejmuję się ocenić strat, jakie PiS poniósł z tytułu wyboru: Pułtusk zamiast Tuska.
Za to ci posłowie, którzy przemawiali w Sejmie, byli moim zdaniem dobrze przygotowani, nie tylko Adam Lipiński. Sprowadzenie długiego i merytorycznego wystąpienia Witolda Waszczykowskiego do uwagi o pizzy na ustach Sikorskiego to grube uproszczenie, a było jeszcze całkiem celne przemówienie Krzysztofa Szczerskiego.
Może wręcz po raz pierwszy w tej kampanii PiS tak dobitnie wyłożył swoje stanowisko w kwestiach zagranicznych, także europejskich. Owszem, oczekiwałbym jeszcze dobitniejszego przyszpilenia bałamutnej tezy PO, jakoby to centralizacja władzy w Unii Europejskiej była receptą na powstrzymanie Putina. Ale kto chciał, usłyszał odpowiednie argumenty. Paradoksalnie bardziej skomplikowane niż łopatologiczna demagogia hasła o Unii „bardziej spoistej”. Ale nie wszystko w polityce może być opisane w jednym zdaniu.
Tak to już, że oceny czasem się różnią. Ale w głosy krytyczne zawsze warto się wsłuchać, można na nich skorzystać. Marcin Fijołek będzie się przyglądał tej kampanii, i ja też. Nie zawsze będziemy się ze sobą zgadzać. Ale przyglądać się trzeba.
Piotr Zaremba
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/195079-chwale-komentarz-marcina-fijolka-choc-sie-z-nim-nie-zgadzam-bo-przypomnial-nam-jaki-jest-podstawowy-obowiazek-dziennikarza
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.