Smoleńsk i agresja na Ukrainę. Premier zapewnia, że to "dwie różne sprawy". Czy na pewno? I dlaczego tych argumentów nie torpeduje opozycja?

fot. facebook.com
fot. facebook.com

Wybory do Parlamentu Europejskiego są wyjątkowo specyficzne – cechują się niską frekwencją i biorą w nich udział przede wszystkim ludzie młodzi. Jak wielokrotnie zauważali politolodzy, głosujący w wyborach europejskich to grono raczej zwolenników Platformy Obywatelskiej niż Prawa i Sprawiedliwości.

Jednak tegoroczne wybory do Parlamentu Europejskiego to nie tylko wybranie swoich deputowanych do instytucji unijnej, ale także początek wyborczej „dwulatki”, a zarazem pierwszy wiarygodny sondaż przed wyborami parlamentarnymi w 2015 r. Dlatego mogą one przybrać trochę inny charakter niż poprzednie wybory wyłaniające polskich reprezentantów do PE. Dlatego, co u jednych jest bardziej wyraźne, jak na przykład w Polsce Razem Jarosława Gowina, a u drugich trochę mniej – np. w PiS, partie odwołują się nie tylko do tego co związane z polityką europejską, ale głównie do tego, jak ta polityka europejska wiąże się z wewnętrznymi sprawami Polski. Bo wiedzą, że to tak naprawdę początek dwuletniej kampanii, której finałem będą wybory prezydenckie.

Sytuacja, w której znalazła się Europa poprzez kryzys na Ukrainie, a tym samym uwypuklone zaniedbania rządzącej od siedmiu lat Platformy Obywatelskiej wydawały się de facto niezłym polem do wykorzystania przez największą partię opozycyjną. Mimo, że napięcie na linii Rosja-Zachód dawało Platformie przewagę w nadawaniu tonu kampanii – bo przecież to ci, którzy rządzą kreują realną politykę państwa poza jego obszarem, to nie był to wcale temat dla PiS-u stracony.

Opóźnienia w budowaniu gazoportu, zaniedbanie sprawy gazu łupkowego czy dopuszczenie do podpisania przez Waldemara Pawlaka niekorzystnych umów z Rosją na dostawę gazu, które zakwestionowała dopiero Komisja Europejska – sztab wyborczy Prawa i Sprawiedliwości powinien zadbać o regularne przypominanie tych porażek ekipy rządzącej. Do tego dochodzi jeszcze zdecydowana zmiana retoryki Donalda Tuska wobec Władimira Putina. Premier mówi obecnie językiem braci Kaczyńskich jeśli chodzi o polską politykę wschodnią. A przecież jeszcze cztery lata temu, zaraz po katastrofie smoleńskiej, zapewniał o przyjaźni polsko-rosyjskiej i o zaufaniu wobec naszych wschodnich sąsiadów. A teraz to zaufanie nagle zmalało? Przecież jeżeli prezydent Rosji gotów jest aktualnie na tak agresywne i bezprawne działania wobec Ukrainy oraz na taką zuchwałą postawę wobec świata zachodniego, to czy nie byłby zdolny przynajmniej do mataczenia przy śledztwie. „To są dwie różne sprawy” - tłumaczył 10/04 i kryzys na Ukrainie Donald Tusk. To chyba najbardziej naiwna argumentacja jaka w tej sprawie padła. Niestety, zapewne zostanie to przemilczane.

Prawo i Sprawiedliwość na początku postawiło na tzw. negatywną kampanię, przypominając wpadki posłów Platformy. Jak wiadomo, negatywna kampania zazwyczaj nie działa na korzyść tego, kto próbuje coś na niej zyskać. Teraz PiS próbuje dogonić temat bezpieczeństwa kraju narzucony przez Platformę. Jednak zaprezentowany kilka dni temu przez opozycję spot nie wnosi nic nowego do tej debaty, ani nie przypomina porażek rządzącej od siedmiu lat Platformy. I to widać też w sondażach – kto przejął inicjatywę w kampanii wyborczej.

Wybory europejskie do najważniejszych nie należą. Dlatego, to co się dzieje teraz, może być tylko rozgrzewką przed prawdziwą kampanią w 2015 r. Prawo i Sprawiedliwość ma więc czas na zrewidowanie swojej taktyki. Czy znajdą się tam osoby, które będą w stanie odwrócić bieg kampanii?

Magdalena Czarnecka

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych