Co kierowało Rafałem Ziemkiewiczem piszącym o „tańcu radykałów”? Czy tylko walka z konkurencją, jaką jest dla jego tygodnika „wSieci” czy też coś jeszcze? Czy popularny publicysta uległ w swej zapalczywości zgubnej bezmyślności?
Konieczne jest pochylenie się nad tekstem RAZ-a, bo jest przykładem w fundamentalnej polskiej sprawie złej roboty ze strony środowiska teoretycznie tę kwestię niosącego na sztandarach.
W skrócie: zarzucił on nam – a zwłaszcza mnie – że ujawnienie raportu archeologów pracujących na jesieni 2010 r. w Smoleńsku (przypomnijmy najważniejsze jego ustalenia: odnalezienie co najmniej 20 tys. szczątków TU-154M, a – według szacunków naukowców – w rzeczywistości nawet dwukrotnie więcej, w tym natrafienie na osmolone części maszyny PRZED miejscem jej uderzenia w ziemię) podyktowane było „obsługiwaniem emocji twardego elektoratu PiS i byciu anty-newsweekiem”. Stwierdził Ziemkiewicz, że zamiast na dziennikarskiej rzetelności skupiamy się na „grzaniu nastrojów”.
Rafale,
co do okładek „wSieci” nie za bardzo chcę się wypowiadać, bo nie ja za nie odpowiadam (choć nie widzę najmniejszych powodów, by się ich czepiać, zwłaszcza rzeczonej). Polecam natomiast burzę mózgów z kierownictwem i dyrekcją artystyczną Twojego periodyku, bo okładki są jednym z wielu elementów, które już na starcie – przy pierwszym, wizualnym kontakcie w kiosku – sprawiają, że „Do Rzeczy” wciąż z „wSieci” przegrywa.
Chętnie będę natomiast bronił mojego tekstu i zdrowego rozsądku, na które rzucasz się z piórem.
Już na wstępie piszesz, że podważanie przeze mnie – na podstawie raportu archeologów – oficjalnej hipotezy o rozpryśnięciu się tupolewa w drobny MAK ma służyć udowodnieniu twierdzeń Antoniego Macierewicza o eksplozjach. Jeśli przeczytałeś mój tekst, musisz wiedzieć, że nie ma w nim takiego stwierdzenia, a zawarte w nim pytanie, czy da się takie rozdrobnienie samolotu uzasadnić czymś innym niż wybuchem jest jak najbardziej zasadne. Do dziś nie doczekało się poważnego potraktowania przez wszystkie instytucje oficjalnie zajmujące się badaniem tragedii 10/04. Ponadto przypominam uprzejmie, że słowa Antoniego Macierewicza nie są tak istotne jak to, co mówią niezależni profesorowie (w liczbie ponad stu), którzy skłaniają się ku hipotezie wybuchu (-ów), a swoje ustalenia prezentowali na dwóch naukowych Konferencjach Smoleńskich. Na ostatniej nie zauważyłem żadnego przedstawiciela „Do Rzeczy”.
Piszesz, że ten sam raport doczekał się rzetelnego omówienia w „Naszym Dzienniku” (w domyśle – moje było nierzetelne). Fakt, gazeta ta opisała dokument. Ale jeśli dostrzegłeś w tym właśnie tekście rzetelność, to jako dobrą monetę będę przyjmował wszelkie przyszłe Twe zarzuty o moją rzetelności brak. Pomijam już fakt, że za omówienie tak istotnego materiału ze śledztwa wzięła się sama wicenaczelna „ND”, która śledztwem smoleńskim jakoś się dotychczas nie zajmowała, ograniczając się jedynie do komentowania sprawy. Miło, że zaczęła – szkoda, że w taki sposób.
Już w pierwszym zdaniu swojego artykułu pisze ona o wspomnianych wyżej osmalonych częściach TU-154M znalezionych PRZED miejscem uderzenia maszyny w ziemię (ten szalenie istotny szczegół zresztą niewinnie pomijając) tłumacząc za jednym z archeologów (Markiem Poznańskim, dziś posłem Palikota), iż zagadkowe ślady wystąpiły „w wyniku zasysania fragmentów konstrukcji samolotu przez gorące wirniki turbin łopatek pracujących silników”. To nie jest nawet hipoteza naukowa, lecz jedynie luźne przypuszczenie człowieka, który w tej materii nie ma najmniejszej wiedzy. Winno być ono zweryfikowane przez specjalistów, czego mocno się domagam. „Nasz Dziennik”, a Ty za nim, takich wyjaśnień nie potrzebujecie. Tego zrozumieć nie potrafię.
Co ciekawe, cały tekst Orłowskiej-Popławskiej to dość suche, pobieżne omówienie raportu (w niczym nie wykraczające poza materiał we „wSieci”), z jednym szczegółem: wybiciem rozmyślań Poznańskiego o wirnikach oraz kilkuzdaniowym komentarzem autorki, której „wydaje się, że archeolodzy w racjonalny sposób tłumaczą stopień rozdrobnienia szczątków maszyny i osmaleń elementów kadłuba (…) to efekt m.in. prac ciężkiego sprzętu gąsienicowego na miejscu katastrofy”. Tak, jej się to właśnie WYDAJE, podobnie jak archeologom, którzy – podkreślmy to raz jeszcze – nie specjalizują się w analizowaniu odkształceń materiałów, z jakich zbudowane są samoloty, ale umiejętnym odnajdywaniu przedmiotów w ziemi. Uparcie należy więc żądać poddania raportu (opatrzonego tysiącami fotografii) i fizycznych znalezisk ze Smoleńska badaniom ekspertów. Niektórzy z nich – vide np. prof. Binienda – zdecydowanie stwierdzili, że żadne działania buldożerów nie miały prawa przyczynić się do takiego rozdrobnienia aluminium z TU-154M.
I wreszcie rzecz w całej publikacji „ND” najdziwniejsza – w wersji internetowej została ona uzupełniona o pliki do pobrania z raportem, opatrzonym prokuratorskimi znakami wodnymi. Nie wierzę, by śledczy o tym nie wiedzieli. Takich rzeczy nie publikuje się bez konsekwencji prawnych. Zwłaszcza w tym śledztwie. Dotychczas każde fizyczne ujawnienie fragmentu akt skutkowało komunikatem WPO o złamaniu prawa i skierowaniem zawiadomienia do prokuratury o naruszeniu tajemnicy postępowania (niżej podpisany sam był bohaterem podobnych zawiadomień, mimo że żadnego dokumentu publicznie nie pokazał – przy okazji warto dodać, że nigdy nie podważono jakiejkolwiek jego publikacji dotyczącej szczegółów tego śledztwa). W tym przypadku mamy głuchą ciszę ze strony panów w mundurach.
Krótko i zdecydowanie podsumowując – spotkałem się z rozsądną opinią, że z niezrozumiałych przyczyn „Nasz Dziennik” dopuścił się jakiejś przedziwnej „ustawki” z prokuraturą, w ramach której ktoś z „naszej” strony miał „zdetonować” niewygodny dla „czynników oficjalnych” dowód. Tak, DOWÓD – w sensie procesowym, uwzględniony w materiałach śledztwa i będący przedmiotem analizy dla sformułowania ostatecznej opinii przez biegłych. Więcej – niczym niepotwierdzona i paranoiczna dywagacja zakłada, że była owa „ustawka” możliwa dzięki pośrednictwu osoby wciąż będącej blisko śledztwa, ostatnio nieco mniej medialnej. Warte to rozważenia.
Tyle, jeżeli chodzi o dziwną publikację w „Naszym Dzienniku”. Wróćmy jednak do Twego oskarżania mnie o radykalizm uprawiany tanecznym krokiem. Smutne, że właśnie Ty stosujesz metody z taką lubością wypełniające łamy „Wyborczej”:
(…) w określonym, „pisowskim” targecie nic ich [emocji – przyp. MP] nie grzeje lepiej niż ogłaszanie kolejnych dowodów, że Putin zamordował prezydenta Kaczyńskiego przy co najmniej biernej współpracy Tuska i Komorowskiego.
Naprawdę znalazłeś takie sugestie w moim tekście o raporcie archeologów? Wydawało mi się, że autor z Twoim piórem i intelektem powstydziłby się tak tanich chwytów.
Twierdzisz dalej, że promujemy „naciągane dowody”, czym powodujemy że „ośrodki typu komisji Laska” będą skupiać się na „brechtaniu z helu” i udowadnianiu, że nie ma dowodów na eksplozje w powietrzu. I znów mam wrażenie, jakbym czytał Kublik albo Czuchnowskiego, a nie Ziemkiewicza. Bo to oni wykorzystują każdą okazję, by ośmieszyć kolejne poszlaki podważające oficjalne wersje nabijaniem się z helu i przywoływaniem nieszczęsnego adwokata. Gdybyś zamiast kopiować czerską retorykę wnikliwiej zainteresował się sposobem, w jaki komisja Laska „się brechta”, wiedziałbyś, że za każdym razem stosuje te same argumenty – wyciągając je z teczek pt. „nie na temat” bądź „kłamstwo”. Poczytaj sobie, co faktycznie badał np. Wojskowy Instytut Chemii i Radiometrii, na którego rzekomo poważną analizę tak chętnie dr Lasek się powołuje.
Rafale,
dochodzisz do wniosku, że szkodzimy wyjaśnieniu sprawy. I sugerujesz, że działamy na rękę putinowskich służb. A wszystko przez emocje, na jakie się, Twoim zdaniem, z kimś licytujemy.
Ponieważ rzecz dotyczy mojego tekstu (który tradycyjnie jest pozbawiony emocji, a dotyczy nieznanych faktów), zapytam – czy wymowa moich artykułów o 10/04 przeszkadzała Ci już wówczas, gdy razem pisaliśmy do starego „Uważam Rze”, czy zaczęła dopiero teraz – gdy publikujemy w różnych pismach?
Przykro to pisać, ale sprawie szkodzi niestety metoda walki z konkurencją, jaką stosujesz. Szkodzi jej bezrozumny zachwyt takimi publikacjami jak w „ND”, byle tylko wykorzystać je do walki z kolegami z innego medium, lepiej radzącego sobie na rynku.
Mam prośbę – zanim następnym razem wyżyjesz się na kimś za publikację o katastrofie smoleńskiej, posiądź więcej wiedzy o danym wątku. Szkoda narażać się na „rozbrat z rozumem”, który tak śmiało zarzucasz innym.
PS. A przy okazji – czy zrugałeś już swojego redakcyjnego kolegę za pisanie książki z Antonim Macierewiczem?
--------------------------------------------------------------------------
--------------------------------------------------------------------------
Polecamy wSklepiku.pl książkę:"wPolityce.pl Polska po 10 kwietnia 2010 r."
W książce znalazły się analizy publicystów oraz wzruszające wspomnienia Czytelników związane z wydarzeniami z 10 kwietnia 2010 roku. Teksty w niej zawarte pozwalają zrozumieć, co tak naprawdę wydarzyło się w Smoleńsku.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/186376-i-kto-tu-bierze-rozbrat-z-rozumem-w-odpowiedzi-rafalowi-ziemkiewiczowi-ws-smolenskiego-raportu-archeologow
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.