Czy spadający z niewielkiej wysokości na podmokły grunt samolot może rozpaść się na co najmniej 20 tys. kawałków? Według oficjalnych instytucji państwa polskiego nie ma w tym nic dziwnego i nie należy taką informacją się przejmować.
Wiedzę o tak licznych odłamkach rządowej maszyny śledczy (ale też, jak sądzę, przedstawiciele komisji rządowej) mieli od jesieni 2010 r. Co z nią zrobili? Wygląda na to, że kompletnie nic.
Proszę popatrzeć na powyższe zdjęcie. Różni się tym od dotychczas znanej wersji (z raportu MAK), że nanieśliśmy na nie część danych zawartych w raporcie archeologów, którzy pół roku po katastrofie TU-154M pracowali w Smoleńsku.
Szczegółowy opis tego dokumentu i całą fotografię znajdą Państwo w najnowszym wydaniu tygodnika „wSieci”.
CZYTAJ WIĘCEJ: Ukryty dowód na wybuch!
Już teraz wygląda, jakby posypało tam śniegiem. A gdyby dołożyć wszystko, co znajduje się (i może znajdować, a co nie zostało jeszcze wydobyte) w ziemi, mielibyśmy pełny obraz zniszczeń, do jakich nie doszło w żadnej katastrofie lotniczej spowodowanej inną przyczyną niż wybuch na pokładzie. Więcej – nawet nad Lockerbie, gdzie w 1988 r. na wysokości 9 km zdetonowano bombę, liczba odłamków była mniejsza. Przez kilka miesięcy ponad tysiąc osób wyzbierało (z niezwykłą skrupulatnością, wszak na przyczynę tragedii naprowadziła blaszka o wymiarach 2x2 cm!) ponad 10 tys. elementów. To co najmniej dwukrotnie mniej niż w przypadku polskiego TU-154M.
Treść raportu archeologów jest kolejnym dowodem na to, że istnieje pilna potrzeba upublicznienia jak największej ilości materiałów ze śledztwa. Nie ma w nim wiedzy wrażliwej, spokojnie można by odtajnić całość. Śledczy wolą uniknąć trudnych pytań? Nie unikną. To część z nich:
- Jak wytłumaczyć, iż PRZED miejscem uderzenia samolotu w ziemię odnaleziono wiele osmalonych części samolotu? Czy można poprzestać na luźnych dywagacjach archeologów (niespecjalizujących się w tej dziedzinie), jakoby było możliwe po uderzeniu w ziemię dostanie się tych odłamków w wirniki silników, tam ich osmalenie – a może nawet stopienie – i wyrzucenie kilkadziesiąt (do 40) metrów do tyłu?
- Jakie badania zlecono, by wytłumaczyć ten fakt?
- Co zrobiono, by naukowo wytłumaczyć tyle tysięcy znalezisk na miejscu katastrofy?
- Podstawą jakich innych czynności śledczych stał się wspomniany raport?
- Archeolodzy nie zbadali dokładnie terenu pomiędzy miejscem upadku samolotu a ulicą Kutuzowa i w ogóle nie zajmowali się terenem przed ulicą. Dlaczego wobec sensacyjnych wyników ich pracy nie zorganizowano drugiej wyprawy w celu uzupełnienia prospekcji?
Raport z jesieni 2010 r. to jeszcze jedna, mocna poszlaka wskazująca, że TU-154M rozpadł się w wyniku wybuchu, a nie „zwykłego” uderzenia w ziemię. Dość mówienia, że nic nie wskazuje na eksplozję. Najwyższa pora, by przestać uciekać przed kolejnymi faktami składającymi się na niepożądaną prawdę. Oficerom Wojska Polskiego to nie przystoi. Zwłaszcza, gdy rzecz dotyczy tragicznej śmierci naszych wybitnych rodaków.
-----------------------------------------------------------
-----------------------------------------------------------
Polecamy wSklepiku.pl książkę:"Obrączki.Opowieść o Rodzinie Marii i Lecha Kaczyńskich"
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/184088-20-tys-kawalkow-tupolewa-czyli-smolenski-raport-archeologow-jako-wiedza-niepozadana