New York Times ostro o niemieckim serialu "Nasze matki, nasi ojcowie": "Bohaterowie są niczym zdjęci z plakatów nazistowskiej propagandy"

fot. TVP
fot. TVP

„Nasze matki, nasi ojcowie” to serial bardziej interesujący jako materiał dotyczący teraźniejszości, niż opowieść o przeszłości. Tak jak II Wojna Światowa powoli znika z pamięci żyjących, tak pewni siebie Niemcy umacniają swoją dominującą rolę w Europie"

- stwierdza A.O.Scott, w swoim artykule na łamach amerykańskiej gazety "New York Times". "Nasze matki, nasi ojcowie" zdecydowanie nie przypadły do gustu Amerykanom. Dziennikarz w swoim tekście zdecydowanie krytykuje niemiecką produkcję.

To serial mocno nacechowany emocjonalnie, niekoniecznie pełen bolesnych wspomnień – to próba oczyszczenia niemieckiej historii. Przesłaniem produkcji jest, że zwykli Niemcy - tzw. „Nasi matki, nasze ojcowie”, nie różnili się od zwyczajnej młodzieży - a wręcz zasługują na empatię i zrozumienie przez swoje wnuki

- obnaża serial amerykański dziennikarz.

Film zawiera w sobie dziwne elementy, takie jak cienką granica pomiędzy naturalizmem i nostalgią. W efekcie serial staje się wołaniem – w imieniu Niemców urodzonych we wczesnych latach '20 – o włączenie ich w ówczesną globalną wielką generację. (...) Jest to próba wykreowania pamięci opartej na założeniu, że najwyższy czas, aby to co dawne, stało się dawne

- stwierdza Scott.

Autor tekstu w "New York Times'ie" wspomina także o tym, jak serial został przyjęty w Polsce

Zaskakująco popularny w Niemczech – zdecydowanie mniej w Polsce, gdzie próba przedstawienia żołnierzy Armii Krajowej jako antysemitów, wzbudziła publiczne oburzenie. „Nasze matki, nasi ojcowie” próbują połączyć niewyobrażalne barbarzyństwo tamtych lat, takie jak inwazja Związku Sowieckiego, z towarzyskimi spotkaniami. Częściowo melodramat, częściowo wojenny film akcji (...) opisuje historię życia pięciu znajomych, którzy są przedstawieni jako typowi, młodzi Niemcy

- podsumowuje dziennikarz. Scott kreśli zarys fabuły "Naszych matek, naszych ojców", zwracając uwagę na historyczne nieścisłości, m. in. na relację niemieckiej dziewczyny - Grety i żydowskiego chłopca - Victora.

Jednak nawet wizyta oficera Gestapo, który odkrył ich tajemnicę i ostrzegł Gretę o wstydliwej różnicy ras – nie zdławia optymizmu młodych bohaterów. (...) Natomiast inni bohaterowie - Wilhelm i Charly są niczym zdjęci z plakatów nazistowskiej propagandy - przywróceni do życia i lekko wygładzone na potrzeby współczesnej, liberalnej widowni

- krytykuje historyczne przekłamania Scott, zauważając także, że

Żaden z pięciu przyjaciół nie jest nazistowskim fanatykiem; żaden także nie dostrzega nadchodzącej katastrofy. Ojciec Victora, który służył w niemieckiej armii podczas I Wojny Światowej, i którego sklep został zniszczony podczas Kryształowej Nocy, wciąż wierzy, że jego przyjaciele Niemcy powrócą do zdrowych zmysłów „jak tylko zobaczą jak bardzo nas potrzebują”.

Autor tekstu zwraca uwagę, że sama fabuła produkcji jest fascynująca - głównie dzięki moralnym wyborom, których dokonują bohaterowie. Jednak jak podkreśla Scott, jako sfabularyzowany dokument historyczny serial jest "wątpliwy". Produkcja niewiele ma wspólnego z faktami - czytamy w "New York Times'ie:

Nazistowskie zło prawie nie jest potępione – jego uosobieniem stają się komiksowe postacie sadystycznych oficerów SS i Gestapo. W serialu są oni prawie tak samo brutalni w stosunku do zwyczajnych niemieckich żołnierzy, jak do Żydów i Rosjan. Jest tam także element moralnego relatywizmu, w sposobie jak serial przedstawia polskich partyzantów – nienawidzą oni Żydów tak samo jak Niemców. Żołnierze Armii Krajowej zachowują się z najgorszymi manierami, wręcz bestialsko.

Dziennikarz zwraca też uwagę, że serial pozbawiony jest kluczowych elementów, takich jak wzmianka o obozach śmierci.

Te pominięcia mają na celu, przynajmniej częściowe, odświeżenie niewinności bohaterów i utrzymania, że zwyczajni Niemcy byli oszukani przez Nazistów i ignorowali ich zbrodnie – że Niemcy byli w takim samym stopniu ofiarami Hitlera, jak ich sąsiedzi

- stwierdza Scott. I podsumowuje:

Niewinni Aryjczycy – pułkownik i pielęgniarka, mimo że nie są bez winy, są bohaterami tej historii – tak samo jak byliby w filmie wyprodukowanym w Niemczech w 1943 r. Puentą tej historii jest, że udało im się jednak uzyskać przebaczenie świata.

Trudno się nie zgodzić z amerykańskim dziennikarzem. Szkoda jednak, że tych faktów nie dostrzegła polska telewizja, płacąc za prawa do emisji niemieckiej produkcji.

CZYTAJ WIĘCEJ: TVP nie musi ujawniać ile zapłaciła za antypolski paszkwil "Nasze matki, nasi ojcowie". Na dodatek sędzia uznał, że "warto pokazywać takie filmy"

Amerykanie dbają o prawdę historyczną, tym bardziej, że historia II Wojny Światowej to także po części ich dzieje. Szkoda, że swojego dobrego imienia nie zawsze potrafią bronić Polacy.

mc,nytimes.com

 

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych