UJAWNIAMY! Kompromitacja Sekielskiego i TVP. Obrzucili prof. Cieszewskiego błotem na podstawie wątpliwego kwitu, nie zajrzeli do pracy naukowej na ten temat!

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. wPolityce.pl
Fot. wPolityce.pl

Jak już podawaliśmy TVP i Tomasz Sekielski, zasadniczo niechętni lustracji, tym razem użyli jej w najbardziej wulgarnym wydaniu by osiągnąć polityczny cel - zdyskredytować prof. Krzysztofa Cieszewskiego, naukowca, który odważył się podjąć współpracę z niezależnymi od władzy ośrodkami badającymi tragiczne wydarzenia ze Smoleńska, z 10 kwietnia 2010 roku.

CZYTAJ: Tomasz Sekielski lustruje prof. Cieszewskiego. Ujawnia dokumenty, które świadczą, że ekspert był zarejestrowany jako współpracownik SB. Profesor zaprzecza

W materiale wyemitowanym w TVP 1 i powtórzonym wielokrotnie we wszystkich serwisach stacji oraz w głównym dzienniku oparto się na jednym, jedynym źródle: dokumencie z Instytutu Pamięci Narodowej w którym Cieszewski miał zostać wskazany jako zarejestrowany przez SB tajny współpracownik. Dokument ten, jak wskazuje poseł Antoni Macierewicz, budzi bardzo poważne wątpliwości co do swojej wiarygodności. Kluczowa element - data rzekomej rejestracji jako "TW" oraz inne dane z tym związane zostały bowiem dopisane, wpisane w rubryki w których wcześniej były kreski oznaczające stan bez zmian. A więc były powtórzeniem wcześniejszego opisu Krzysztofa Cieszewskiego jako osoby rozpracowywanej przez SB. Sprawia to wyraźne wrażenie fałszerstwa, nikt w SB w ten sposób nie rejestrował agent.

Do tej sprawy jeszcze wrócimy.

 

Portalowi wPolityce.pl prof Cieszewski opowiedziało swojej działalności opozycyjnej i związanym z tym nękaniem przez SB.

CZYTAJ: "Jeżeli ktoś twierdzi, że współpracowałem – kłamie"

Oto fragment:

Nigdy nie widziałem akt IPN, więc nie wiem, co one mówią, ale nigdy nie byłem i nie mogłem być agentem SB. Nigdy z nią nie kolaborowałem ani nigdy nikogo nie zdradziłem. Jeżeli ktoś twierdzi, że “coś na mnie jest”, to kłamie.

Zdecydował się też na opisanie swojego zaangażowania w pracę opozycji w PRL i powody pospiesznego wyjazdu do Kanady w 1983 r.:

Byłem aktywnym działaczem „Solidarności”. W czasie stanu wojennego kolportowałem pismo „Głos”, współpracowałem też z prof. Witakowskim w ruchu „Wola”, dla którego rekrutowałem i szkoliłem ludzi oraz opracowywałem nowe pomysły na druk materiałów, m.in. na przenośnych urządzeniach i folii perforowanej.

W NZS w czasie strajku na SGGW odpowiadałem za wydawanie przepustek. Narażało mnie to na – mówiąc delikatnie – nieprzychylność kolegów, bo to moim zadaniem było nie wypuszczać „łamistrajków” ani nie wpuszczać nikogo do środka.

Później włączyłem się do strajku w szkole pożarniczej, mieszkałem razem ze studentami, a po pacyfikacji strajku uciekłem w przebraniu strażaka „z moją klasą”, przewiezioną przez milicję na Dworzec Zachodni. Następnie wróciłem do strajku na SGGW.

Na początku zaangażowałem się w NZS, ale z uwagi na różnicę zdań na temat sposobu działania organizacji, zrezygnowałem i poświęciłem się ruchowi Wola.

Osobą odpowiedzialną za inwigilowanie mojej grupy był Maciej Kuncewicz. Dowiedziałem się o tym niedługo po tym, kiedy zostałem aresztowany. W mojej teczce założonej przez Służbę Bezpieczeństwa znajdowała się sprawa dotycząca „Woli”, organizacji, dla której Kuncewicz wydrukował pewne materiały, oznaczając każdą stronę napisem „Drukarnia NIL”. Kiedy zostałem aresztowany przez SB, powiedziałem, że niczego nie podpiszę i że wolę raczej trafić do więzienia. Funkcjonariusze odpowiedzieli na to, że jeśli pójdę siedzieć, razem ze mną trafią do więzienia jeszcze inni związani ze mną ludzie, o których działalności SB dowiedziała się od Kuncewicza. Kiedy to usłyszałem, odpowiedziałem, że potrzebuję kilku dni do namysłu. Dostałem czas do poniedziałku, a w piątek wsiadłem na pokład samolotu odlatującego do Kanady. W poniedziałek funkcjonariusz SB zatelefonował do mojej matki, od której dowiedział się, że przebywam w Kanadzie. Esbek zmusił moją matkę do spotkania z nim, na nic jednak to się nie zdało. Matka była już weteranką odmawiania współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa.

Nikt z mojej grupy nie trafił do więzienia. Ja z kolei spędziłem cztery lata śpiąc w swoim samochodzie, dopóki nie ukończyłem swojego pierwszego kierunku studiów i nie znalazłem stałej pracy. Ani moi przełożeni, ani też moi współpracownicy nigdy nie zostali złapani.

W mojej teczce założonej przez Służbę Bezpieczeństwa znajdowała się sprawa dotycząca "Woli". Teczka ta zawierala jednen z numerow Woli, ktory zostal dla nas wydrukowany przez drukarnie NIL, ktora jak sie okazalo pozniej byla kontrolowana przez SB. W zwiazku z tym nie sądzę, żeby agent bezpieki o pseudonimie "NIL" kiedykolwiek istniał. Służba Bezpieczeństwa posiadała sklep drukarski o nazwie "Drukarnia NIL", z którym był związany Kuncewicz. Znakiem firmowym "Drukarnia NIL" został przez tego agenta o pseudonimie "Joanna" (czyli Macieja Kuncewicza, studenta Zoologii na SGGW) oznaczony jeden z naszych druków "Woli". A bylo to tak: Kuncewicz zaproponował nam darmowy druk jednego z naszych materiałów. Powiedział, że dysponuje nadwyżką papieru i ma sporo wolnego czasu, toteż chętnie nam pomoże. Zauważyłem jednak na papierze znak firmowy i zapytałem, dlaczego wydrukowal cos co nie bylo na matrycach. Zbyl to pytanie odpowiedzia ze "chlopcy chcieli to dla swojego ego za darmowa prace". Było to tuż po tym, kiedy dostarczył nam wszystkie materiały. Z tego właśnie powodu spaliłem niemal wszystkie wydrukowane przez niego egzemplarze. Wydrukowaliśmy je ponownie sami bez napisu "Drukarnia NIL". Nigdy o tym nie powiedziałem Kuncewiczowi. Kiedy później zostałem aresztowany przez SB i w czasie przesłuchania pokazano mi właśnie jeden z wydruków z emblematem "Drukarnia NIL", od razu zrozumiałem ze on był kretem i co SB wiedziała o naszej grupie.

Od tej pory ostrzegałem wszystkich w Polsce i w Kanadzie o roli Kuncewicza w SB, ale szczegółów na temat jego esbeckiej działalności dowiedziałem się dopiero wiele lat później, z opracowań Dr. Cecyli Kuty.

Nie interesuje mnie, co kto o mnie myśli, ale leży mi na sercu sytuacja wszystkich przyzwoitych ludzi w Polsce, którzy być może podzielają moją jasno wyrażoną opinię o kłamliwych i nieetycznych mediach.

Jak powiedział Mark Twain, kłamstwo obiegnie dookoła połowę świata zanim prawda zdąży włożyć buty. Jestem pewien, że „przemysł pogardy” ruszy teraz pełną parą i że trudno mi będzie odkłamać skierowane pod moim adresem pomówienia

- zakończył prof. Cieszewski.

Jego wersja ma bardzo poważne wsparcie w postaci naukowej książki wydanej przez IPN. W pracy zbiorowej "Osobowe środki pracy operacyjnej – zagadnienia źródłoznawcze" pod redakcją Filipa Musiała znajduje się praca Cecyli Kuty >>Przypadek TW „Joanna”<<.

To opis działalności bardzo groźnych agentów uplasowanych przez SB w środowisku wydawców niezależnych. Znajduje się tam wiele ważnych informacji o inwigilacji środowiska Krzysztofa Cieszewskiego w okresie jego działalności opozycyjnej. Widać, ze jest otoczony przez bardzo groźnych agentów, że działa odważnie i zdecydowanie, jest przez SB jednoznacznie ścigany i zwalczany, w końcu aresztowany - na podstawie donosów agentów. Nie ma raczej możliwości by przy tego rodzaju kwerendzie archiwalnej dotyczącej całego środowiska pominąć agenturalność jednej z osób.

Co więcej, w pracy padają nazwy i pseudonimy na które powołał się Tomasz Sekielski, ale w zupełnie innym kontekście. Fragment tej pracy zamieszczamy poniżej.

I pytamy: jak to możliwe by przygotowując program niosący tak poważny zarzut nie odnieść się do takiej pracy naukowej? Nie uwzględnić jej ustaleń? W ogóle zapewne nie wiedzieć o jej istnieniu? Nie przeprowadzić poważnej kwerendy archiwalnej i naukowej? Rzecz niepojęta, tym bardziej iż zdarzyła się w telewizji publicznej. Cała sprawa coraz wyraźniej sprawia wrażenie wrzutki i nagonki opartej na wątpliwym kwicie. To całkowita dziennikarska kompromitacja.

***

OTO FRAGMENTY WSPOMNIANEJ PRACY CECYLI KUTY. WARTO JĄ PRZECZYTAĆ BY ZROZUMIEĆ SKALĘ DOKONANEJ MANIPULACJI

Instytut Pamięci Narodowej Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu

Osobowe środki pracy operacyjnej – zagadnienia źródłoznawcze

pod redakcją Filipa Musiała

Kraków 2012

Tom wydany w ramach ogólnopolskiego projektu badawczego IPN „Struktura i metody pracy aparatu bezpieczeństwa Polski ludowej”

Recenzenci

prof. dr hab. Jan Draus

dr hab. Robert Klementowski

 

 

Cecylia Kuta

 

Przypadek TW „Joanna”

Rozwijający się w latach 1976–1989 pozacenzuralny ruch wydawniczy traktowany był przez władze komunistyczne jako element działalności opozycyjnej. Wobec osób związanych z drugim obiegiem stosowano różnego typu represje – począwszy od inwigilacji, rewizji, przesłuchań czy aresztów tymczasowych po karę więzienia. Zarówno odpowiedzialne za poligrafię struktury ugrupowań opozycyjnych, jak i nie związane z nimi oficyny wydawnicze były obserwowane przez tajne służby PRL. Ich stosunek do drugiego obiegu zmieniał się wraz ze zmieniającą się sytuacją polityczną.

W stosunku do niemal wszystkich wydawnictw niezależnych prowadzono sprawy operacyjne. Przeciw poszczególnym działaczom zakładano KE, SOR lub SOS.

Tajne służby nie zawsze jednak dążyły do likwidacji podziemnej poligrafii. Bardziej opłacalne dla nich było utrzymywanie kontrolowanych operacyjne oficyn. Dzięki temu bezpieka mogła ograniczać zasięg ich oddziaływania i infiltrować skupione wokół nich grupy opozycyjne.

Ważną rolę w zwalczaniu oraz kontroli drugiego obiegu wydawniczego odegrała agentura usytuowana zarówno w strukturach podziemnych wydawnictw, jak też wokół nich. Dzięki niej bezpieka znała nazwiska działaczy poszczególnych oficyn, miejsca druku, składu papieru i książek. Mogła realizować kombinacje i działania dezintegrujące. Poprzez kontakty pomiędzy oficynami, szczególnie zacieśnione po utworzeniu w 1985 r. Funduszu Wydawnictw Niezależnych, agentura usytuowana w jednym wydawnictwie mogła być użyta do infiltracji innego.

Nie ulega wątpliwości, że działania OZI miały znaczny wpływ na funkcjonowanie podziemnych wydawnictw.  (…)

 

Jednym z cenniejszych konfidentów wykorzystywanych w inwigilacji drugiego obiegu wydawniczego był TW „Joanna”, czyli Maciej Kuncewicz. Urodzony 18 sierpnia 1958 r. w Białej Podlaskiej, od 1968 r. mieszkał w Warszawie. W czasie studiów w Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego – Akademii Rolniczej działał w NZS tejże uczelni. Uczestniczył w podziemnym ruchu wydawniczym. Był redaktorem „Serwisu informacyjnego NZS SGGW-AR”, a następnie pisma „BOK”. Związany był też z Wydawnictwem im. Konstytucji 3 Maja oraz z Ruchem Młodej Polski na terenie Warszawy.

Do współpracy z SB Kuncewicz został pozyskany 28 grudnia 1981 r. przez ówczesnego inspektora Wydziału V Departamentu III MSW por. Józefa Nadworskiego. Był on jego oficerem prowadzącym przez cały okres współpracy z SB.

Wytypowanie kandydata na TW, a następnie pozyskanie go do współpracy nastąpiło dzięki informacjom uzyskanym od konfidenta o pseudonimie „Rybak”, czyli Pawła Mikłasza.

Poinformował on bezpiekę, że Kuncewicz posiada w domu nielegalne wydawnictwa bezdebitowe oraz ulotki wydawane po 13 grudnia [19]81 r. Wspomnieć należy, że po wprowadzeniu stanu wojennego za produkowanie i kolportaż wydawnictw niezależnych groziły surowe kary.

Wykorzystując ten fakt oraz opierając się na informacjach od TW „Rybak” SB postanowiła doprowadzić do pozyskania Kuncewicza na tzw. materiałach obciążających. Zamierzano przeprowadzić u niego rewizję, a następnie przewieźć go do gmachu MSW celem przeprowadzenia z nim rozmowy operacyjnej.

Plan został zrealizowany. W czasie rozmowy w budynku MSW 28 grudnia 1981 r. Maciej Kuncewicz przyznał się do prowadzenia [...] działalności organizacyjnej oraz drukarsko-kolporterskiej, a także Napisał stosowną informację deklarując pomoc w rozpracowaniu interesujących SB osób. Podpisał zobowiązanie do współpracy i przybrał pseudonim „Joanna”.

Ponadto dobrowolnie wydał funkcjonariuszom SB ponad 43 tys. zadrukowanych kart dwu opracowań bezdebitowych przygotowanych do zszycia. Były to książki: Aleksandra Bregmana Najlepszy sojusznik Hitlera: studium o współpracy niemiecko-sowieckiej 1939–1941 oraz Inny świat Gustawa Herlinga-Grudzińskiego. Poza tym, jak zapisał nowopozyskany TW we własnoręcznie sporządzonym oświadczeniu, w ręce bezpieki przekazał 200 egz. broszury Byłem więźniem Moczara.

Po spotkaniu z Kuncewiczem por. Nadworski stwierdzał, że jest on inteligentny, oczytany, elokwentny. Bardzo nieufnie odnosi się do naszych organów, co wynika z nieznajomości zadań stojących przez SB. Chętnie rozmawia na wszystkie tematy, przyjmuje logiczną argumentację. Wyraźnie widać, że jest pod dużym wpływem Pawła Mikłasza, którego ceni i podziwia. Funkcjonariusz wskazywał na cechy i walory osobiste nowopozyskanego TW, które mogły mieć znaczenie dla przyszłej w współpracy. Zwracał również uwagę na to, że Kuncewicz ma łatwość nawiązywania kontaktów i nie ma trudności w formułowaniu spostrzeżeń na piśmie.

Należy zauważyć, że pozyskanie Kuncewicza do współpracy nastąpiło wówczas, gdy Paweł Mikłasz od kilku dni przebywał w ośrodku internowania. Tajni współpracownicy byli specjalnie internowani i więzieni, aby prowadzić inwigilację środowisk opozycyjnych. Ponadto internowanie konfidentów było elementem ich uwiarygodniania w środowisku. Można wnioskować, iż pozyskując TW „Joanna” SB nie chciała tracić kontroli nad wydawnictwem i dążyła do tego, by zapewnić sobie dopływ informacji o pozostałych na wolności członkach grupy.

W pierwszym, krótkim i ogólnikowym donosie złożonym w dniu werbunku 28 grudnia 1981 r. TW „Joanna” informował: Papier wykorzystywany do wydawnictw bezdebitowych kupowany był w sklepach papierniczych bez wykorzystania zachęt w rodzaju łapówek etc. Druk tej części wydawnictwa, której „szefem” byłem ja odbywał się w Małej Poligrafii SGGW. Cena za wydrukowanie jednej składki (1000 obustronnie zadrukowanych arkuszy form. A3) wynosiła 2000 zł. Rozpowszechniana bibuła była poprzez punkt kolportażu na uczelniach i poprzez „Solidarność”.

W czasie kolejnego spotkania z oficerem prowadzącym 4 stycznia 1982 r. Kuncewicz był już bardziej rozmowny. Opowiadał funkcjonariuszowi o pytaniach ze strony środowiska odnośnie jego przesłuchania w MSW. Mówił, że udzielane przez niego wyjaśnienia nie wzbudziły podejrzeń. Sugerował jednak swoim mocodawcom podjęcie kroków represyjnych wobec niego co jeszcze bardziej mogłoby go uwiarygodnić w jego środowisku. Zastrzegł też, że nie będzie udzielał żadnych informacji, które mogłyby zaszkodzić Pawłowi Mikłaszowi gdyż jest to jedyna osoba którą b[ardzo] ceni i szanuje.

Na spotkaniu z oficerem prowadzącym 14 stycznia 1982 r. Kuncewicz, by zyskać wiarygodność w oczach kolegów i odsunąć ewentualne podejrzenia o współpracę z bezpieką, proponował jej następujące formy represji wobec siebie: aresztowanie na 48 godzin, internowanie w Białołęce, zwinięcie z ulicy na oczach ludzi z NZS (z nimi lub bez) lub zwinięcie z SGGW lub przed.

Maciej Kuncewicz udzielał SB informacji o działaczach NZS SGGW-AR. Mówił gdzie się ukrywali, co robili i czym aktualnie się zajmowali: Marek Poddany, Tomasz Cyngot, Jerzy Boruc, Ryszard Marszałek, Piotr Ogiński. W czasie spotkania z oficerem prowadzącym 14 stycznia 1982 r. proponował nawet, by internowani zostali Marek Poddany, Jerzy Boruc i Ryszard Marszałek. Argumentował: w ich własnym interesie należałoby ich internować.

TW „Joanna” stopniowo wykazywał coraz większe zaangażowanie we współpracę. Jego donosy stawały się bardziej szczegółowe. Pod koniec stycznia 1982 r. udzielił obszernych informacji o działalności NZS na SGGW-AR. Poinformował też SB, że po wprowadzeniu stanu wojennego wynoszono „wszystko co się da” z zaplombowanych już pomieszczeń NZS na SGGW-AR. Rozplombowano po prostu plomby sznurkowe a wynosić przestano gdy drzwi opieczętowano taśmami papierowymi. Wszystko co wyniesiono zostało przeniesione do pobliskiego kościoła św. Andrzeja Boboli.

Wartość przekazanych wówczas informacji docenił por. Nadworski: Biorąc pod uwagę ilość i wagę przekazanych informacji można stwierdzić, że TW ps. „Joanna” coraz bardziej wiąże się z naszą służbą. W prowadzonych z nim rozmowach coraz mniej czasu zajmuje przełamywanie resztek jego oporów psychicznych, jakkolwiek mam to zawsze na uwadze. Na spotkania przychodzi chętnie i punktualnie. Pozytywnym elementem jest to, że zaczyna się już identyfikować w niektórych momentach z naszą służbą.

Chociaż funkcjonariusz zauważał rosnące zaangażowanie Kuncewicza, postanowił go sprawdzić. W lutym 1982 r. pisał: Pozytywnym elementem jest fakt, że TW ps. „Joanna” coraz bardziej identyfikuje się z naszą służbą i chętnie realizuje zlecane mu zadania. Nie mniej jednak uważam za celowe zastosowanie PT na jego telefon domowy jako jedną z form sprawdzenia jego wiarygodności i prawdomówności. Ponadto w uzgodnieniu z Kierownictwem Wydz[iału] V przygotowuję plan sprawdzenia TW „Joanna” przez inne osobowe źródła informacji.

Ponieważ bezpieka liczyła, że od TW „Joanna” może nadal uzyskiwać cenne informacje o działaczach NZS oraz sytuacji w SGGW-AR, poleciła mu kontynuowanie przerwanych studiów.

(…)

Głównie jednak TW „Joanna” wykorzystywany był do rozpracowania niezależnego ruchu wydawniczego. TW „Joanna” donosił o sytuacji w Wydawnictwie im. Konstytucji 3 Maja. Mówił o aktualnie wydawanych pozycjach, miejscach druku, ale też o pojawiających się konfliktach. W lutym 1982 r. informował SB, że Pozostające na wolności osoby związane z Wydawnictwem im. Konstytucji 3 Maja wyprodukowały już 7 numerów „Prawdy” a ponadto drukują bliżej nieokreślone wiersze, które powstały po 13 grudnia. Dzielił się swoimi spostrzeżeniami z oficerem prowadzącym twierdząc, że wzajemne antagonizmy istniejące między M[arkiem] Ładą i T[omaszem] Gołębiewskim nie wpływają na ograniczenie nielegalnej działalności Wydawnictwa im. Konstytucji 3 Maja.

Na spotkaniu z oficerem prowadzącym 17 lutego 1982 r. „Joanna” przekazał mu pojedyncze egzemplarze „Prawda (wolnych Polaków)” nr 3–4 oraz nr 6 i nr 7.

Na polecenie bezpieki „zacieśniał kontakt” z Markiem Ładą. Realizując to zadanie 9 maja 1982 r. udał się do mieszkania, w którym przebywał Łada. Moment wizyty okazał się niefortunny, ponieważ w tym czasie odbywała się tam rewizja. Kuncewicz wraz z innymi został przewieziony na przesłuchanie do MSW. Tam też spisał swój donos dla oficera prowadzącego, a ponieważ nie miał przy sobie żadnych kompromitujących materiałów (co widzieli pozostali aresztowani) został wypuszczony do domu. Na obecnym etapie badań trudno dociec, czy miejsce ukrywania się Łady wskazał bezpiece TW „Joanna”, czy inny konfident, czy też może dotarła do niego w wyniku obserwacji Biura „B”.

Aresztowanie Marka Łady i Piotra Ogińskiego i wypuszczenie wolno Kuncewicza, spowodowało, że ten ostatni mimo posiadanego alibi zaczął być podejrzewany w środowisku o kontakty z bezpieką. W odręcznej „Notatce służbowej” z 11 maja 1982 r. por. Nadworski zapisał: TW ps. „Joanna” po przewiezieniu go do MSW z „kotła” na ul. Lotników i wypuszczeniu przez nas bez represjonowania jest podejrzany przez swoje środowisko oraz żonę Mikłasza o współpracę z nami. Funkcjonariusz tłumaczył, że zostało to spowodowane b[ardzo] niefortunnym zbiegiem okoliczności, a mianowicie: 1. w dniu, kiedy został zatrzymany P[aweł] Mikłasz TW „Joanna” był z nim umówiony, 2. po kilku odwiedzinach zakonspirowanego mieszkania, wykorzystywanego przez Konstytucję im. 3 Maja SB wkroczyła tam zabierając b[ardzo] dużo materiałów i sprzętu poligraficznego. Aresztowano 3 osoby a TW „Joanna”, który tam przyszedł został puszczony wolno, 3. w czasie jego intensywnych kontaktów z P[iotrem] Ogińskim SB internowała Ogińskiego. W związku z tym por. Nadworski sugerował jak najszybsze internowanie TW ps. „Joanna” co powinno odsunąć od niego podejrzenia. Wniosek ten jest tym bardziej zasadny, że TW „Joanna” jest zdyscyplinowanym i dobrze zapowiadającym się na przyszłość tajnym współpracownikiem. Proponował przeszukanie mieszkania Kuncewicza a następnie po przewiezieniu go do gmachu MSW internowanie go w obozie w Białołęce.

Ostatecznie jednak odstąpiono od internowania i w porozumieniu z TW „Joanna” przyjęto koncepcję „ukrywania TW” na terenie Warszawy.

Kuncewicz zaczął się ukrywać. Oczywiście o miejscu ukrywania wiedział oficer prowadzący, który pisał, że TW załatwił sobie „melinę” w Alejach Jerozolimskich w mieszkaniu byłego kapitana WP Jacka Kłucińskiego.

Maciej Kuncewicz, który przed wprowadzeniem stanu wojennego i rozpoczęciem współpracy z bezpieką, kierował Wydawnictwem im. gen. „Nila” Fieldorfa, liczył że przy pomocy tajnych służb uda mu się ponownie uruchomić działalność wydawniczą.

(…) Kuncewicz nie pozostawał bierny, przygotowywał się powoli do reaktywowania wydawnictwa. Przedstawił bezpiece swoje plany, niejako kusząc ją propozycją stworzenia kontrolowanego w pełni wydawnictwa. Na początku marca 1982 r. informował: Wydawnictwo Maćka Kuncewicza im. Emila „Nil” Fieldorfa przygotowuje się do wznowienia działalności. Ww. zamierza w przyszłości zaatakować KOR. Ale aby tego dokonać wzmacnia teraz swoją pozycję. Polega to na organizowaniu bazy do drukowania, ludzi i kontaktów z kościołem. Kościół powinien patrzeć przychylnie na człowieka, który wydaje kazania prymasa Wyszyńskiego. Wg mnie walka prowadzona z KOR-em metodą wydawania rzeczy, które KOR blokował, lub pomijał milczeniem będzie skuteczniejsza jeśli będzie to wydawnictwo liczące się na rynku, odpowiednio rozreklamowane, sprawne i posiadające mocne podstawy. Przykład: Wydana zostaje np. Historia Pobóg-Malinowskiego, a w piśmie ukazuje się notatka, że KOR wydawał mowy pana Kuronia a tak znaczącej i ważkiej pozycji nie raczył wydać. Oczywiście notatka wpisana w jakiś artykuł o zupełnie innej treści i temacie niż KSS KOR. Przy czym najlepiej byłoby, aby wydawnictwo zdobyło pozycję już podczas wojny a potem miało charakter literacko-historyczny. Wydanie kazań i np. życiorysu Prymasa Wyszyńskiego powinno stworzyć wrażenie dużych powiązań z kościołem co umocni pozycję wydawnictwa. Co wydawać? Wystarczy dostać katalog biblioteki „Nowej” i porównać go z tym co „Nowa” wydała. Wnioski nasuną się same.

TW „Joanna” nie ustawał w swoich zabiegach. Sondował rynek wydawniczy, przygotowywał bazę drukarską, a w kolejnych doniesieniach wysuwał nowe argumenty, by uzyskać zgodę SB na prowadzenie własnego wydawnictwa. W sierpniu 1982 r. proponował: Względem poszerzenia moich mizernych kontaktów mam następującą propozycję (która nota bene poprzednim razem nie została wzięta pod uwagę). Otóż ludzie nas interesujący sami zgłosili by się, gdybym zaznaczył swą obecność na rynku wydawniczym. Argumentował: Byłbym przy tym w o wiele lepszej sytuacji niż teraz. Ludzie zgłaszający się do mnie, lub zainteresowani moją działalnością byli by petentami, a nie na odwrót. Wiadomo jest, że w danej sytuacji człowiek prowadzący działalność wydawniczą jest nie lada gratką. Zwłaszcza człowiek nowy, ale taki o którym tu i ówdzie słyszano i którego można sprawdzić. Jeszcze teraz mógłbym wytłumaczyć tak późne (6 miesięcy postoju) przystąpienie do działalności sytuacją „lwa prężącego się do skoku”, jednym słowem – poważnymi przygotowaniami do działalności bez pudła i ze zmniejszonym ryzykiem. A, że w rozmowach z ludźmi na tematy poligraficzno-wydawnicze mam już niejaką wprawę zanim cokolwiek bym im zrobił, ksero leżałoby na biurku u osoby tym zainteresowanej. Dowodził: Przy tym wszystkim moja sytuacja byłaby lepsza, bowiem zawsze łączono mnie z działalnością poligraficzną i wydawniczą, a teraz jestem odbierany jako dziwna persona, która kiedyś coś robiła a teraz dudy w miech i kręci się nie wiadomo po co przy całym tym cyrku.

W kolejnych donosach TW „Joanna” informował o prowadzonych przez siebie działaniach zmierzających do przygotowania firmy wydawniczej. Stwierdzał, że ma możliwości szybkiego przepisywania na maszynie, robienia blach offsetowych oraz wstępne rozeznanie odnośnie druku. Na polecenie oficera prowadzącego przygotował też spis publikacji wydanych dotychczas przez Wydawnictwo im. gen. E. „Nila” Fieldorfa oraz wykaz posiadanych kompletów matryc.

Bezpieka po przeanalizowaniu sprawy stwierdziła, że warto wziąć pod uwagę propozycje Kuncewicza. We wrześniu 1982 r. w Wydziale II Departamentu III MSW opracowana została „Koncepcja kontrolowanej rozbudowy oficyny im. gen. „Nil” Fieldorfa. (…)

Plan tajnych służb przewidywał pełną kontrolę nad całokształtem działalności wydawniczej, realizowaną poprzez:


1. trwałe oznakowanie sprzętu poligraficznego będącego w dyspozycji wydawnictwa, gwarantujące identyfikację publikacji, ich nakład oraz kanały i zakres kolportażu (oznakuje Wydział Kryminalistyki)
2. stosowanie środków techniki operacyjnej w stosunku do TW i innych osób zaangażowanych w działalność wydawnictwa,
3. wzajemną i jednoczesną kontrolę wprowadzonej do realizacji sieci TW,
4. okresowe stosowanie środków techniki operacyjnej w odniesieniu do punktów druku, składowania i kolportażu wydawnictw.


Podkreślano, że całokształt polityki wydawniczej objęty będzie ścisłą kontrolą operacyjną z jednoczesnym zachowaniem możliwości sterowania, zgodnej z aktualną sytuacją operacyjną. Zakładano także, że Zlecane wydawnictwu do wykonania materiały w pierwszej kolejności będą poddawane ocenie i w zależności od treści nakład będzie wykonywany, zmniejszany lub przejmowany operacyjnie przez sieć kolportażu.

Nie wiadomo czy działania bezpieki przebiegały ściśle według przedstawionego w opisywanym dokumencie planu. Faktem jest, że Wydawnictwo im. gen. „Nila” Fieldorfa działało po 1983 r. i niewątpliwie wpływ na jego funkcjonowanie miały tajne służby PRL, o czym świadczy opisywana w niniejszym szkicu działalność TW „Joanna”.

W połowie 1982 r. Kuncewicz zbliżył się do drukujących pismo „Wola” – Bogusza Jagodzińskiego i Krzysztofa Cieszewskiego, którego poznał wcześniej w czasie strajku na SGGW-AR. Wkrótce Cieszewski i Jagodziński zaproponowali mu, by nauczył się drukowania metodą sitodruku, a następnie szkolił inne osoby. TW „Joanna” najpierw wstępnie wyraził zgodę, zastrzegając sobie jednak możliwość natychmiastowego wycofania się, jeżeli dojdzie do wniosku, że może to grozić dekonspiracją jego osoby, a potem po konsultacji z oficerem prowadzącym, na jego polecenie przyjął propozycję Cieszewskiego.

Gdy w czerwcu 1982 r. Jacek Kłuciński, wymówił Kuncewiczowi mieszkanie Cieszewski pomagał mu znaleźć nowe lokum. Wtajemniczony w te plany por. Nadworski notował: Krzysztof poprzez Marka (najprawdopodobniej Chodakowskiego – zam. W-wa Tucholska 9 m. 8) załatwia TW nową „melinę”. Pod wspomnianym przez funkcjonariusza adresem mieszkał Marek Chodakiewicz, u którego po pacyfikacji strajku w Wyższej Oficerskiej Szkole Pożarnictwa ukrywał się jego wujek Krzysztof Cieszewski, który czasami przyprowadzał też na nocleg swoich znajomych.

W kolejnych donosach Kuncewicz nie mówił, gdzie aktualnie zamieszkuje, informował natomiast, że Cieszewski i Jagodziński organizują mu jedzenie i szukają mieszkania.

14 czerwca 1982 r. TW „Joanna” w trybie alarmowym spotkał się ze swoim oficerem prowadzącym. Otrzymał bowiem od Cieszewskiego i Jagodzińskiego kopię trzeciego numeru pisma „OKNO” i miał go przenieść na matryce, uznał jednak że należy o tym przedtem niezwłocznie powiadomić funkcjonariusza, który następnie skopiował te materiały dla celów operacyjnych SB.

Podczas następnych spotkań z por. Nadworskim Kuncewicz udzielał informacji o grupie drukującej „OKNO” i „Wolę”, opisywał metody druku, zadania i rolę poszczególnych osób, mówił o miejscach przechowywania materiałów. W jednym z donosów opisując magazyn farby drukarskiej, papieru i matryc określił, że matryc wystarczy na kilka lat, farby – na kilka dni.

Na jednym z pierwszych spotkań z Cieszewskim Kuncewicz przekazał mu swoją starą, zepsutą maszynę do pisania. Gdy Cieszewski ją wyremontował, Kuncewicz powiadomił o tym swego oficera prowadzącego, który zlecił mu wówczas dostarczyć próbkę pisma maszyny do pisania będącej aktualnie w posiadaniu K. Cieszewskiego.

Jesienią 1982 r. SB poleciła Kuncewiczowi odebrać swoją maszynę do pisania od K. Cieszewskiego motywując to potrzebami własnymi. Wypełniając zadanie TW „Joanna” poprosił o zwrot maszyny do pisania, gdyż jak argumentował była mu ona bardzo potrzebna.

Bezpieka dążyła do tego, aby wzmocnić pozycję swego konfidenta w grupie Cieszewskiego i Jagodzińskiego, ale czuwała nad tym, by postępował zgodnie z jej sugestiami, wykazywał ostrożność oraz nie podejmował działań bez konsultacji z oficerem prowadzącym. Na początku lipca 1982 r. funkcjonariusz pisał: Zaleciłem TW również dużą ostrożność w deklaracjach dot[yczących] jego możliwości poligraficznych. Przekonałem go, że musi doprowadzić do takiej sytuacji aby grupie kierowanej przez Cieszewskiego zależało na nim a nie odwrotnie. Musi cały czas zachowywać rezerwę i dystans zasłaniając się faktem, że jest poszukiwany do sprawy Łady i musi się ukrywać.

Gdy latem 1982 r. Bogusz Jagodziński zaproponował Kuncewiczowi drukowanie „Woli”, ten mając na względzie przestrogi oficera prowadzącego, nie zgodził się drukować, ale nie chcąc tracić kontaktu z grupą podjął się dostarczania im papieru i farby drukarskiej. W donosie z 23 sierpnia 1982 r. pisał: 20.08 dostarczyłem mu [Boguszowi Jagodzińskiemu] 3 ryzy A-4 papieru klasy V. Żeby nie było zbędnych pytań powiedziałem mu, że papier kupuję od złodziei, a w rzeczywistości mam go trochę zadołowanego. Na jedno z poprzednich spotkań [...] dostarczyłem mu ok. 1 kg farby offsetowej czarnej.

Jesienią 1982 r. bezpieka doszła do wniosku, że wskazane byłoby aby TW „Joanna” przystał na złożoną wcześniej propozycję Jagodzińskiego i uczestniczył w drukowaniu „Woli”. Poleciła mu więc: udać się do K. Cieszewskiego i B. Jagodzińskiego i poinformować ich o pewnym dostępie do małej poligrafii. Będzie to naturalne, ponieważ proponowali oni TW w czerwcu br. zorganizowanie sieci druku i kolportażu.

Zgodnie z wytycznymi bezpieki Kuncewicz spotkał się z Cieszewskim i Jagodzińskim i przedstawił im swoją ofertę. Zdając swojemu oficerowi prowadzącemu relację z tego spotkania TW „Joanna” mówił: K. Cieszewski podszedł do mojej propozycji sceptycznie bowiem do tej pory zrobiłem go parę razy w konia. Ale teraz obiecał wznowić kontakt z odpowiednimi ludźmi i jeszcze raz spróbować. Pytał dlaczego nie podrzuciłem propozycji wcześniej – powiedziałem, że dopiero teraz złapałem faceta od maszyny, który nie chce wiedzieć nic o nich, lecz w zamian żąda takiego samego luksusu względem własnej osoby. [...] Później powiedział że jeśli teraz „skrewię” to będzie „bił”. Zaproponowałem mu następujące warunki: dostaję matrycę (lub materiał) i oddaję rozmnożony, oni zwracają koszty materiałowe. On mi zaproponował 10-12 dni na złapanie kontaktu powtórnego z tymi ludźmi, których rzecz interesowała. Materiał miałbym rozwozić pod wskazane adresy po uprzednim (w ostatnim momencie) sprawdzeniu ich u Bogusza.

Ponadto „Joanna” informował, że 16 września spotkał się z B[oguszem] Jagodzińskim, który wręczył mu tekst do najnowszego numeru „Woli” z datą 9.09.1982 r. Kuncewicz miał ten tekst nanieść na matryce białkowe i po wydrukowaniu dostarczyć gotowe pismo do B[ogusza] Jagodzińskiego.

Gdy przyniósł wydrukowane egzemplarze pisma okazało się, że widnieje na nich notka: „Druk – »Nil«”. Zapytany o to przez Krzysztofa Cieszewskiego Kuncewicz tłumaczył, że to wina drukarzy, którzy chcieli w ten sposób zaznaczyć swój udział w przedsięwzięciu. Cieszewski udając, że wszystko w porządku odebrał wydrukowane egzemplarze, dając do zrozumienia, że trafią one do dystrybucji. W rzeczywistości większość z nich spalił. O tym, że niektóre z nich są w posiadaniu bezpieki przekonał się kilka miesięcy później, kiedy na początku marca 1983 r., został aresztowany i podczas przesłuchania okazano mu wydrukowane przez ekipę Kuncewicza egzemplarze „Woli”. Potwierdzają to materiały archiwalne. W meldunku operacyjnym z 21 września 1982 r. por. Nadworski pisał: Operacyjnie uzyskano nr.nr. 28, 29 i 30 „Woli”. Numery te, wydrukowane przez Kuncewicza i sygnowane wspomnianą wyżej notką: „Druk – »Nil«” trafiły w ręce bezpieki w kilku egzemplarzach. Dołączone zostały do materiałów gromadzonych w ramach SOS/SOR „Polip” prowadzonej od maja 1982 do sierpnia 1983 r. przeciwko grupie zajmującej się drukowaniem i kolportowaniem pism „Wola” i „Okno”.

Zanim jednak doszło do aresztowania Cieszewskiego, pod koniec 1982 r. bezpieka podjęła działania zmierzające do całkowitego wyprowadzenia TW [„Joanna”] z grupy drukującej „Wolę”. Szukano pretekstu, który posłużyłby Kuncewiczowi do zerwania kontaktów z Cieszewskim i Jagodzińskim. Por. Nadworski argumentował: Aktualnie istnieją ku temu naturalne możliwości ponieważ zleceniodawcy są winni TW 5.000 zł, których nie zamierzają zwrócić, a ponadto TW pożyczył swoją maszynę do pisania K. Cieszewskiemu i również ma kłopoty z jej odzyskaniem. Powyższa sytuacja jest o tyle korzystna, [że] pozwoli TW aby w sposób naturalny i umotywowany niesłownością i nieuczciwością ze strony w/w grupy zerwać z nią kontakty. Plan został wkrótce zrealizowany. TW „Joanna” wywiązał się ze swoich zadań, pomógł bezpiece w rozpracowaniu grupy i przyczynił się do jej rozbicia. Jego doświadczenie postanowiono wykorzystać kierując go do penetracji kolejnych środowisk.

W grudniu 1982 r. Kuncewicz donosił oficerowi prowadzącemu, że odwiedzając swego kolegę Krzysztofa Makowieckiego został poproszony przez jego matkę o pomoc w załatwieniu przepisania 8 matryc białkowych. Odmówił wówczas, gdyż jak argumentował był to dzień Wigilii. Natomiast kilka dni później, podczas kolejnej wizyty u Makowieckich wykorzystał moment nieobecności gospodarzy i zauważył, że matryce nadal nie są przepisane. Por. Nadworski zlecił wówczas Kuncewiczowi, aby zgodził się na przepisane matryc oraz dyskretnie kontrolował poczynania rodziny Makowieckich. Realizując to zadanie TW „Joanna” w kolejnym doniesieniu dokładnie opisał całą rodzinę Makowieckich poinformował też, że od Krzysztofa otrzymał maszynę do pisania, a próbę pisma przekazał oficerowi prowadzącemu.

Za pośrednictwem Makowieckiego Kuncewicz poznał jego kolegę Leszka Maciejewskiego, który także zaangażowany był w niezależną działalność wydawniczą. Gdy powiadomił o tym swego oficera prowadzącego otrzymał polecenie, by utrzymywać kontakt z L. Maciejewskim wykonując zlecone przez niego prace.

Zaproponował Makowieckiemu i Maciejewskiemu, że w zamian za załatwienie mu mieszkania zgodzi się na umieszczenie w nim powielaczy białkowych. W donosie z 7 marca 1983 r. pisał: Dalszą działalność w kierunku Leszka Maciejewskiego proponuję prowadzić obecnym torem tzn.:

– stwarzać wrażenie o dużych roboczych kontaktach (dostarczanie papieru w razie potrzeby, nieograniczona możliwość przerobu materiału do przepisania na maszynie; praktyczna i realna możliwość jaką teraz na tym polu dysponuję wynosi ok. 500 arkuszy A-4 miesięczne, można w miarę potrzeby to zwiększyć);

– naciskanie na L. M. aby znalazł lokal na umieszczenie w nim powielacza

–wzajemne korzystanie z archiwów

– wymiana bezdebitów przeznaczonych do archiwów.

Oficer prowadzący polecił wówczas „Joannie” by Nie wychodzić w stosunku do L. Maciejewskiego z żadnym propozycjami. Czekać na jego inicjatywę. W przypadku konkretnych propozycji sprawę odwlec do czasu konsultacji ze mną. Jednocześnie pouczył TW, by nadal realizował zlecenia związane z przepisywaniem materiałów.

Kuncewicz próbował zyskać zaufanie grupy Makowieckiego i Maciejewskiego, by realizować także własne cele. W styczniu 1983 r. opracował dla bezpieki własne „Propozycje co do kierunku pracy”. W opracowaniu tym pisał: Po rocznej współpracy, w czasie której spotkałem się z życzliwością i pomocą doświadczonych pracowników oraz nauczyłem się sam od nich też kilku rzeczy, myślę, że mogę zaproponować projekt kierunkowy naszych dalszych poczynań. Sugerował następujące możliwości:


1. Powinienem się sam na stałe zakotwiczyć w jakiejś grupie lub takową stworzyć (lub stworzyć pozory posiadania grupy). Da mi to grunt pod nogami i lepsze „samopoczucie” na tym terenie. Najlepszym, chyba sposobem jest stworzenie jakiegoś wydawnictwa lub praca usługowa na tym polu. Uzasadnienie: na tym terenie działałem od początku i nie ma powodu by z niego schodzić. Taką możliwość stwarza kontakt z grupą reprezentowaną przez Krzysztofa Makowieckiego. W jego wypadku trzeba wymyślić sposób aby go z gry wyeliminować. Powód: a) stwarza zbyt duże zamieszanie, b) nie umie trzymać języka za zębami, c) jest mitomanem, d) jest nieodpowiedzialny.

2. Może wskazanym byłoby abym utrzymywał kontakt z grupą Bogusza Jagodzińskiego i Krzysztofa Cieszkowskiego? To, nawet jeśli kontakt byłby śladowy, dawałoby mi to coś w rodzaju „referencji” i jednocześnie byłoby ciągłością życiorysu. Lecz z tym faktem wiązałaby się pewna niedogodność; trzeba by ich (oczywiście tylko tych z którymi miałem kontakt) pozostawić w spokoju. Co myślę byłoby również wskazane ze względu na swąd jaki powstał wokół mnie, po moim wejściu w „kocioł” do Marka Łady.


Dalej TW „Joanna” rozważał: Jeżeli kontakt z Leszkiem Maciejewskim okaże się owocny to myślę, że powyższe propozycje warto rozważyć. Taka bowiem działalność może dać kontakty z wieloma ludźmi bądź też z wieloma sprawami, z których częścią być może uda nam się pokierować po myśli Firmy.

Przytoczone propozycje i argumenty wysuwane przez Kuncewicza wskazują, że po roku współpracy sporo się nauczył od swego oficera prowadzącego, zrozumiał jakie oczekiwania wobec niego ma bezpieka i wszedł w jej tok rozumowania

(…) Zakończenie współpracy z TW „Joanna” zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami miało nastąpić pod koniec 1987 r.. Ostatni donos jaki znajduje się w teczce pracy tego konfidenta, pochodzi z 2 marca 1988 r. Z ewidencji został wyrejestrowany w październiku 1988 r. W kwestionariuszu tajnego współpracownika jako powód zakończenia współpracy z TW „Joanna” (nr rejestracyjny 68567) podano, iż nastąpiło ono: na skutek tarć wewnętrznych w grupie konspiracyjnej, w której brał udział TW doszło do całkowitej dekonspiracji w/w. W tej sytuacji (mimo prób dalszego wykorzystania) kontakty z „Joanną” nie mają sensu i nie mogą być kontynuowane.

Współpraca TW „Joanny” z tajnymi służbami PRL była przez nie oceniana pozytywnie. Był on dla nich cennym źródłem wiedzy operacyjnej. Dlatego też kilkakrotnie kierownictwo Wydziału II Departamentu III MSW zwracało się do szefostwa Zarządu Wojskowej Służby Wewnętrznej z prośbą o wyreklamowanie Kuncewicza z odbywania służby wojskowej. Nadmienić należy, iż po wprowadzeniu stanu wojennego wojsko niezależnie od SB rozpracowywało podziemne wydawnictwa, sieci kolportażu oraz struktury zdelegalizowanej przez władze „Solidarności”.

W październiku 1986 r. poproszono wiceministra spraw wewnętrznych gen. Władysława Ciastonia o interwencję u Szefa Sztabu Generalnego Wojska Polskiego. Argumentowano, że: ob. Kuncewicz Maciej od grudnia 1981 roku to tajny współpracownik naszego resortu, którego informacje pozwoliły na zlikwidowanie wielu poważnych zagrożeń operacyjnych. Podkreślano, iż W/wym. był wielokrotnie sprawdzany przez techniczne i osobowe źródła informacji, które potwierdziły, że jest on rzetelnie i głęboko zaangażowany we współpracę z naszym resortem. Wieloletnia praca operacyjna – wspierana innymi źródłami operacyjnymi – zaowocowała w roku bieżącym znaczącym zwiększeniem jego możliwości operacyjnego wykorzystania szczególnie na odcinku zwalczania nielegalnej poligrafii. Dalej podnoszono, że ewentualne odejście Kuncewicza do wojska spowoduje określone straty operacyjne [...] szczególnie na odcinku kontroli nielegalnej działalności edytorskiej. Zwracano uwagę, że Odrobienie tych strat i przywrócenie poprzedniego stanu naszej wiedzy operacyjnej i możliwości operacyjnej kontroli będzie wymagało bardzo poważnego nakładu sił i środków oraz długiego czasu.

Interwencje bezpieki w sprawie odroczenia służby wojskowej Kuncewicza kończyły się pomyślnie. (…)

Za swoją współpracę z tajną policją Kuncewicz był nagradzany finansowo. Oprócz zwykłego wynagrodzenia otrzymywał zwrot kosztów poniesionych w czasie realizacji zleconego mu zadania, a niekiedy także podarunki rzeczowe. W teczce personalnej TW „Joanna” znajduje się 251 potwierdzeń otrzymania gratyfikacji pieniężnych kwitowanych pseudonimem. Pierwsze pochodzi ze stycznia 1982 r., kiedy to TW „Joanna” tytułem wynagrodzenia za współpracę otrzymał 1500 zł. Rok później, w listopadzie 1983 r. jako wynagrodzenie za współpracę za m-c listopad otrzymał 10 000 zł. Taką też kwotę gratyfikacji otrzymywał do końca współpracy. Ostatnie zachowane potwierdzenie otrzymania wynagrodzenia pochodzi z 5 lutego 1988 r.

Adnotacje umieszczone na pokwitowaniach potwierdzają informacje zawarte w innych materiałach zgromadzonych w teczce personalnej i teczkach pracy TW „Joanna”.

Przykładowo 9 lutego 1982 r. por. Nadworski wnioskował: W dn. 24 lutego br. TW ma imieniny i w związku z tym proponuję wręczyć mu kwotę 5000 zł za dobrą współpracę. Poza tym jego sytuacja finansowa (nie pracuje) jest zła. Wniosek Nadworskiego został zaopiniowany pozytywnie. Dowodem tego jest podpisane przez TW „Joanna” pokwitowanie z 22 lutego na kwotę 5000 zł.

Innymi prezentami, które oficer prowadzący wręczył Kuncewiczowi z okazji urodzin lub imienin były m.in.: zegarek, zapalniczka gazowa, srebrny łańcuszek.

Oprócz tego dostawał prezenty okolicznościowe. W marcu 1984 r. jako „prezent z okazji ślubu” otrzymał od por. Nadworskiego 10 000 zł. Taką samą sumą obdarowano go po narodzinach dziecka w kwietniu 1986 r. W piśmie skierowanym do zastępcy Dyrektora Departamentu III MSW płk. Mieczysława Kowalskiego por. Nadworski argumentował, że wręczenie TW tej sumy będzie jednym z dodatkowych elementów wiążących go z naszą służbą. Zaznaczył również, że dotychczasowa praca TW „Joanna” przynosi wiele konkretnych i pozytywnych korzyści operacyjnych.

Warto zauważyć, że znaczna część ze wspomnianych 251 potwierdzeń obejmuje „zwrot kosztów za realizację zleconego zadania”. Zdarzają się też pokwitowania za „zakup na potrzeby operacyjne literatury bezdebitowej”. Przykładowo: we wrześniu 1983 za przejęcie 100 egz. „NRD – odwilż, której nie było” otrzymał 4.300 zł, miesiąc później, w październiku 1983 r. za przejęcie 10 egz. broszury „Proces radia „Solidarności” wręczono mu 1600 zł.

 

***

Cecylia Kuta podaje następujący biogram Krzysztofa Cieszewskiego:

Krzysztof Cieszewski (ur. 1957) – działacz SKS na UJ w Krakowie, następnie NZS SGGW-AR w Warszawie. Jako jedyny delegat/obserwator NZS uciekł w przebraniu strażackim ze Szkoły Pożarnictwa po jej pacyfikacji przez ZOMO w grudniu 1981. Brał udział w strajku SGGW, był szefem przepustek. Uszedł aresztowaniu po pacyfikacji strajku. W konspiracji od początku stanu wojennego. Organizował struktury podziemne, odzyskiwał materiały drukarskie NZS z zaplombowanych i zdemolowanych kwater; zdobywał środki i sprzęt drukarski, szkolił nowych konspiratorów, w tym licealistów. Organizował zdecentralizowane drukarnie „Woli”. Bral udział w demonstracjach solidarnościowych w maju i sierpniu 1982. Aresztowany przez SB w styczniu 1983, namawiany do współpracy. Wypuszczony na kilkudniową przepustkę z aresztu w ciągu kilku dni zlikwidował z pomocą swojej grupy zagrożone składy papieru i materiałów drukarskich i nielegalnie uciekł z PRL do Kanady. Obecnie profesor leśnictwa w USA.

 

 

-----------------------------------------------------------------------------------

-----------------------------------------------------------------------------------

Pomysł na oryginalny prezent!

Płyta"W Radiu Wnet" autorstwa Ryszarda Makowskiego!

Płyta

 

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych