Niemiecki historyk: "Niemcy świadomie używają sformułowania 'polskie obozy zagłady'. Nie ma mowy o lapsusie językowym"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
polskieradio.pl - prof. Schenk w środku
polskieradio.pl - prof. Schenk w środku

W wypowiedzi dla Polskiego Radia niemiecki historyk profesor Dieter Schenk przyznał, że określenie „polskie obozy zagłady“, używane przez media w jego kraju, wcale nie są lapsusem językowym, lecz celową manipulacją.

Autorom określenia „polskie obozy koncentracyjne” rzadko można zarzucić niedbałość, częściej jest to świadoma manipulacja

- powiedział prof. Schenk.

To fundamentalne uznanie faktów jest bardzo potrzebne i nie sposób go nie docenić dla polskiej walki o dobre imię naszego kraju. Nawet w Polsce, tzw. pożyteczni idioci lub kupieni przez niemieckie fundacje „niezależni publicyści” twierdzą, że chodzi o zwyczajną pomyłkę, gdyż Niemcy nie mogliby być zdolni do aż takiego kłamstwa. Owszem, są zdolni i to robią, a prof. Schenk tłumaczy dlaczego.

Warto przypomnieć, że ten naukowiec kilka lat temu bardzo zaangażował się w proces rehabilitacji zamordowanych przez jego rodaków wziętych do niewoli obrońców Poczty Polskiej w Gdańsku. Aż do 1998 r. prawo niemieckie uznawało „proces” tych ludzi za zgodny z zasadami, a sędziowie, np. Kurt Bode został zdenazyfikowany już w 1945 r. i przywrócony do zawodu, gdzie wysoko awansował mając w aktach personalnych świetne opinie typu „taktowny, pracowity, godny zaufania.”

Jedną z najważniejszych publikacji prof. Schenka na półkach księgarskich w Niemczech jest książka pt. „Der Lemberger Professorenmord und der Holocaust in Ostgalizien” (polski tytuł to: „Noc morderców. Kaźń polskich profesorów we Lwowie i holokaust w Galicji Wschodniej“) na temat mordu dokonanym przez Niemców na polskich profesorach we Lwowie po zajęciu tego miasta przez Wehrmacht w 1941 r.

Podobnie szczerze i bez ogródek prof. Schenk wypowiada się dziś na temat tzw. „polskich obozów zagłady”. Według niego pisząc i mówiąc w ten sposób jego rodacy chcą pozbyć się bolesnych wspomnień i wyprzeć poczucia winy oraz wstydu.

Wspomnienia (z czasów wojny – przyp. red.) mogą być zbyt bolesne, więc w niemieckich rodzinach nie zadaje się krytycznych pytań, a dzieci oddzielają dobrego ojca od złego nazisty.

Stąd - jego zdaniem - prosta droga do tego, aby zadziałał mechanizm psychologiczny dobrze obrazują słowa niemieckiego filozofa Friedricha Nietschego:

Ja to zrobiłem, mówi moja pamięć. Nie mogłem tego zrobić - podpowiada duma. I moja pamięć się poddaje

- tłumaczył prof. Schenk i dodał, że w indywidualnej pamięci duma i wstyd pełnią rolę cenzora: uporządkowują przeszłość według własnych potrzeb. Posłużył się też cytatem literackim:

pamięć jest jak pies, kładzie się tam, gdzie chce.

Niemiecki naukowiec stwierdził też, że z polskiej perspektywy używanie zwrotu "polskie obozy koncentracyjne", czy "polskie obozy śmierci"

jest nie do zniesienia.

Zasugerował, aby kontrolę światowej sieci internetowej prowadzić za pomocą "Google-alert" dla wyszukiwania określeń obrażających Polaków i ich historię. Na końcu wezwał polski rząd:

aby rozpoczął bezwzględną walkę z przekłamaniami.

I właśnie z tym ostatnim postulatem może być największy problem. Nie ma bowiem wątpliwości, że Donald Tusk raczej w ogóle nie jest zainteresowany dbaniem o godność państwa polskiego w kontekście „polskich obozów”. Ten jego swoisty désintéressement schodzi w dół, np. do Ministerstwa Sprawa Zagranicznych. Skąd, owszem, słyszymy buńczuczne deklaracje o zajmowaniu się na bieżąco problemem, jednak w praktyce wychodzi to mizernie.

Na przykład wczoraj dowiedzieliśmy, że resort kierowany przez Radosława Sikorskiego rozpoczyna kampanię, aby kłamstwo historyczne „polskie obozy zagłady” nazywać... wadliwym kodem pamięci.

O wytaczaniu procesów oszczercom nie ma raczej mowy, bo jak stwierdził Artur Nowak-Far, wiceminister MSZ ds. prawnych oraz traktatowych, i prawdopodobnie pomysłodawca potworka językowego „wadliwy kod pamięci”:

Podchodzimy jednak do tego ostrożnie (do kwestii wytaczania procesów – przyp. red.), bo to już jest postawienie sprawy na absolutnym ostrzu noża. Skuteczniejsze w tej sprawie są roszczenia wysuwane przez osoby prywatne.

Nie wiadomo skąd przekonanie, że roszczenie prywatne są skuteczniejsze od tych oficjalnych. Jednak niedawna odmowa Ireny Lipowicz, dawnej posłanki Unii Demokratycznej i Unii Wolności, dziś Rzecznika Praw Obywatelskich przystąpienia do procesu przeciwko dziennikowi „die Welt” za użycie sformułowania „polskie obozy zagłady” wskazuje, że państwo polskie raczej podkłada nogę obrońcom polskiej historii i godności, zamiast podawać pomocną dłoń. Nawet w roszczeniach prywatnych.

CZYTAJ TAKŻE: NASZ NEWS. Rzecznik Praw Obywatelskich odmówiła udziału w procesie przeciwko oszczercom z "die Welt" za zwrot "polskie obozy koncentracyjne"

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych