Mądre głowy w Ministerstwie Edukacji Narodowej po namolnym forsowaniu ustawy dotyczącej sześciolatków w szkołach, po zapowiadanych na wrzesień zwolnieniach nawet siedmiu tysięcy nauczycieli, wpadły na kolejny pomysł. Jak informuje "Gazeta Krakowska", od najbliższego roku szkolnego uczniowie gimnazjum nie poznają - nawet we fragmentach! - "Pana Tadeusza". Z kolei uczniowie liceum dobrną do matury (i zapewne ją zdadzą) bez usłyszenia o "Trylogii" Henryka Sienkiewicza.
To efekt rozporządzenia MEN. Efekt, który - co najgorsze - nie będzie widoczny od razu. Bo przecież skutków decyzji pani minister Szumilas i jej urzędników nie zobaczymy natychmiast. Po prostu z każdym kolejnym rocznikiem kończącym szkołę, młodzi ludzie będą jeszcze bardziej wyprani z polskiej tożsamości, historii, kultury. Jeszcze bardziej będą ludźmi znikąd.
Oczywiście w imieniu "Pana Tadeusza" nie stanie tak wielu, jak choćby w przypadku decyzji Romana Giertycha o usuwaniu z kanonu lektur Gombrowicza. Nikt - spontanicznie, a jakże - nie skrzyknie się na demonstrację i nie wyryczy sympatycznych haseł o jeziorze, do którego powinien trafić wór. Pozostaje mieć tylko nadzieję i wiarę w dobrych polonistów i polonistki (a takich, na szczęście, wciąż dużo w naszych szkołach), którzy przemycą przekaz naszego wieszcza i zapoznają młodych ludzi z nazwiskiem Mickiewicz. Liczę też na reakcję Bronisława Komorowskiego, który urządził wielkie czytanie "Pana Tadeusza", wychwalając zalety dzieła. Prezydent ma okazję się wykazać i potwierdzić swoje poglądy. Jakoś dziwnie jestem przekonany, że tego nie zrobi.
Rządzący będą się tłumaczyć, że uczniowie i tak nie czytają, że lepiej, by poznali choćby Tolkiena czy Musierowicz niż jedynie ziewali na lekcjach poświęconych Mickiewiczowi. Ale skoro to konieczna reakcja, a nie zła wola, to skończmy z hipokryzją i zrezygnujmy z historii Polski, której i tak w szkołach jest coraz mniej. Tę najnowszą (po 1945) omówią tylko najbardziej zawzięci nauczyciele, bo lekcji jest tak mało.
Niechże tam się nie trudzą przy Pileckim, Piłsudskim czy Kościuszce, niech nie ziewają na akademiach 11 listopada, niech nie słuchają o jakichś rozbiorach, Reytanie, Targowicy. W zamian zaserwujmy im kolejny spektakl z trasy człapiącego Pendolino, kolejną wizytę w łazience uziemionego Dreamlinera, kolejne haratanie w gałę kolegów z Wiertniczej z tymi z Wiejskiej. Jak się dobrze jeden uczniak z drugim zakręcą, to i 50 złotych zarobią za klaskanie na meczu. A przecież nauka przedsiębiorczości ważna rzecz, prawda?
Ograniczcie więc, drodzy rządzący, wszystko, co może się kojarzyć z polskością. Historii września '1939 młodzi Polacy nie muszą się uczyć z nudnych książek i żmudnych lekcji historii - mają produkcje w stylu "Unsere Mütter, Unsere Väter", które włożą im do głowy, kto na kogo napadł, gdzie byli prawdziwi antysemici i czym była Polska. A trudne, niejednoznaczne czasy wytłumaczą im osoby pokroju brytyjskiego polityka, który otwarcie głosi, że Polska w 1939 roku sprowokowała Hitlera. Zresztą i w Polsce nie brak ostatnio podobnych publikacji i dyskusji.
Ale im większa jest determinacja i bezczynność rządzących, tym większa odpowiedzialność za kształtowanie młodych dusz i umysłów spada na tych stojących poziom niżej od odpowiedzialnego za to systemu. Na nauczycieli, na media, na oddolne ruchy, fundacje, a nawet kibiców, którzy nie raz i nie dwa zafundowali stadionową lekcję historii. Niestety, świadomość i tożsamość młodych Polaków trzeba kształcić bez wsparcia państwa; a często przeciw niemu.
Dyskusja o tym, jak zachęcić młodych ludzi do czytania, nie jest prosta, zwłaszcza gdy dotyczy tak odległych kulturowo dzieł jak "Pan Tadeusz". Ale może zamiast wylewać dziecko z kąpielą, powinniście zapytać na przykład Jana Ołdakowskiego, jak "sprzedać" polską historię? Może zamiast rezygnować z przekazania pałeczki w sztafecie pokoleń, powinniście spróbować zainteresować się (i uczyć od nich!) tymi, którzy robią to na co dzień, oddolnie, bez wsparcia państwa?
Zamiast oddawać walkowerem młode pokolenie i spisywać na straty ich znajomość polskiej historii, kultury i dziedzictwa, trzeba o nie zawalczyć. Ale do tego trzeba woli, chęci. Nie macie, drodzy rządzący, za grosz ochoty i determinacji, by młodzi Polacy byli zainteresowani swoją przeszłością i kulturą. Ciężko się oprzeć wrażeniu, że nie jest to zwyczajne lenistwo.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/165380-pendolino-zamiast-pana-tadeusza-niestety-swiadomosc-i-tozsamosc-mlodych-polakow-trzeba-ksztalcic-bez-wsparcia-panstwa-a-czesto-przeciw-niemu