Teatrzyk „Przegniły batonik” przedstawia operę „Don Rostowski". O spotkaniu ministra finansów z Deficytem Budżetowym

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. PAP/Leszek Szymański
Fot. PAP/Leszek Szymański

Libretto: Łukasz Warzecha

Muzyka: Wolfgang Amadeusz Mozart

Występują:

Jan Vincent-Rostowski – minister finansów

Deficyt Finansów Publicznych (bas)

Miejsce: mieszkanie Rostowskiego, noc. Rostowski w łóżku, czyta „Financial Times”.

 

Rostowski (do siebie): Bardzo dobrze, bardzo dobrze. Kolejna nominacja na ministra finansów roku. W końcu kto tak umie wszystko podliczyć jak ja. Dwa plus dwa, proszę państwa, to wcale nie musi być cztery. Tak myślą tylko nudni dogmatycy, jak ten głupek Balcerowicz.

 

Nocna cisza. Nagle rozlegają się głuche, potężne, ciężkie kroki.

 

Rostowski: Ech, znowu ten prezes spod siódemki się ubzdryngolił. A taki porządny apartamentowiec, piętnaście tysięcy za metr.

Rozlega się czterokrotne potężne walenie do drzwi.

Rostowski: Co u licha? A dzwonka to nie ma? Poza tym jest po północy. Może to ktoś od Donka? Znowu się nie mogą doliczyć jakichś kilkuset milionów? I o takie bzdury mi będą głowę zawracać w środku nocy? A telefonów już nie ma? Ech…

Niechętnie wstaje z łóżka, idzie otworzyć. Otwiera i cofa się z przerażeniem.

Rostowski: Przebóg!… Któż to?

 

Do mieszkania wchodzi olbrzymia postać o kamiennej twarzy, odziana w zbroję. Rozlega się muzyka ze sceny z pomnikiem Komandora z „Don Giovanniego” Mozarta i brzmi przez cały czas.

 

Deficyt (na melodię arii Komandora): Janie Rostowski, przyszedłem do ciebie. Ty mnie stworzyłeś, ty zaprosiłeś mnie!

Rostowski: Ja… nie rozumiem… pan z CBA?

Deficyt (nadal na melodię arii): Jam jest Deficyt Publicznych Finansów! Ogromny, potężny, niezwyciężony! Zaprosiłeś mnie, więc przychodzę. Stworzyłeś mnie i powiększyłeś. Te-raz czas odpokutować.

Rostowski (śmielej): Panie, kim pan tam jesteś. Ja nie mam za co pokutować. Ciężkie czasy są, kombinuję jak mogę, prawą ręką przez lewą nogę, upycham, zapycham, przeliczam i nie doliczam. Nasze obligacje sprzedają się bardzo…

Deficyt (przerywając): Milcz, śmiertelniku! To dzięki tobie już nigdy nie umrę. A teraz musisz odpowiedzieć mi.

Rostowski (coraz śmielej): Proszę bardzo, mogę wszystko wyjaśnić. Wykresy mam w komputerze, foldery w teczce, wszystko jest ładnie opisane, tylko próg ostrożnościowy trzeba znieść i…

Deficyt: Dość! Jeśli tak dumny ze swych wyczynów, bądź odważny i odpowiedz: czy podasz mi dłoń?!

Rostowski (na stronie): Może to jakiś gej? Ale chyba nie. Co mi tam. (do Deficytu) Podam.

 

Podaje rękę Deficytowi i w strasznym skurczu pada na kolana.

 

Rostowski: Jaki straszny chłód przenika me ciało! Jakie dreszcze!…

Deficyt: Żałuj za grzechy! I obniż podatki!

Rostowski (z wysiłkiem): Nie!

Deficyt: Żałuj!

Rostowski: Nie!… Nic nie obniżę… Niczego nie żałuję!…

Deficyt: Zatem – giń!

 

Z podłogi buchają płomienie, w których pogrąża się Rostowski ze strasznym krzykiem.

 

Deficyt (podnosząc z łóżka wydanie „Financial Timesa”, do siebie): O, miał dostać kolejną nagrodę.

Kurtyna

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych