Skąd się bierze poparcie intelektualistów dla uboju rytualnego? Ze sprowadzenia cierpienia żywej istoty do rangi filozoficznego abstraktu

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot.sxc.hu
fot.sxc.hu

Ogromnym niebezpieczeństwem intelektualistów jest relatywizowanie świata wartości. Szukanie większego i mniejszego dobra i zła. Ale czasem trzeba nazywać rzeczy po imieniu bez uciekania się w filozoficzne abstrakty. Zadawanie cierpienia jest złe. Tu chyba nikt nie ma wątpliwości. A jednak w kwestii uboju rytualnego wiele wykształconych osób doszukuje się jakiegoś "ale".

Jego zwolennicy najczęściej prezentują swoisty determinizm. Skoro są to zwierzęta i tak przeznaczone na rzeź, więc cóż za różnica jak umrą. To nieprawda. Rodzaj śmierci ma znaczenie. Wystarczy wyobrazić sobie własny koniec: Co wybieramy? Krótkie "puf", czy przedłużone męczarnie, przez duszenie się w potokach własnej krwi?

Co nie znaczy, że zwykłe, nierytualne rzeźnie są miejscami, gdzie się kocha zwierzęta. Nie. Strach jest często gorszy niż ból. I połowa z nas zostałaby dożywotnimi wegetarianami, gdyby choć raz przekroczyła mury takiego przybytku.

Ale metodyczne przysparzanie cierpień jest czymś absolutnie nieakceptowalnym. I większość zwykłych ludzi to po prostu czuje, nawet jeśli nie potrafi tego uargumentować.

Równie bałamutny jest argument, że jeśli nie my, to tym samym zwierzętom poderżnie gardła ktoś inny. Może tak, a może nie. Oczywiście nie jesteśmy w stanie wyeliminować całego zła świata. Ale to, że ktoś inny może zrobić coś złego, że coś stanie się i tak bez naszego udziału - nie usprawiedliwia nas w najmniejszym stopniu. Nie usprawiedliwiamy wszak morderstwa, ani wciąż jeszcze - chwała Bogu - eutanazji tylko dlatego, że i tak kiedyś umrzemy.

Dwie drogi prowadzą do tolerowania okrucieństwa: wyparcie go ze świadomości do poziomu czystej abstrakcji (to, moim zdaniem, powód akceptacji uboju rytualnego przez część intelektualistów) lub znieczulenie wynikające z ciągłego z nim obcowania (to przypadek rzeźników, którzy w taki, a nie inny sposób zarabiają na życie). A przecież ból i cierpienie zwierząt nie są pojęciem, grą słów – którymi tak łatwo żongluje się na papierze. To ból, krew, strach – takie same jak nasze. Bo choć może myślimy inaczej, to na poziomie fizjologii i emocji my: ludzie i one: krowy, owce, kozy - funkcjonujemy bardzo podobnie. Nie można tego tematu sprowadzać tylko do rzędu kolumn: zysków i strat.

Argument drugi to ekonomia. Tylko tu pojawia się jeden problem: nie ma żadnych wiarygodnych danych, które uwiarygadniałyby dramatyczne tezy o utracie miejsc pracy przez tysiące pracowników ubojni. Zakaz uboju rytualnego obowiązuje od pół roku i nic nie słychać o lawinowym upadku rzeźni, czy przemysłu mięsnego. Co więcej, nasze obroty w tej dziedzinie w pierwszych miesiącach 2013 roku nawet wzrosły. Nastąpiło jedynie przekierowanie eksportu. Zamiast do krajów muzułmańskich, głównie Turcji, eksportujemy wołowinę na Zachód. I to po wyższych cenach.

Ale oczywiście chciwość jest silnym bodźcem, więc bonzowie z zaplecza PSL chcieliby więcej i więcej. I uciekają się do argumentów nieuczciwych. Bo straszenie utratą miejsc pracy jest tu znacznie mniej uzasadnione niż w przypadku zakazu handlu w niedzielę!

Zresztą o jaką kwotę idzie? Półtora miliarda. To dla budżetu kwota nieznaczna. Ale oczywiście dla kilkudziesięciu przedsiębiorców – rolniczych prominentów – istotna. Parę willi można za to wybudować, kilka luksusowych samochodów kupić – na pewno.

Kolejny argument to wolność religijna. Sprawa najbardziej delikatna. Problem w tym, ze rzecz dotyczy mniejszości w naszym kraju stosunkowo niewielkiej. Praktykujących żydów jest w Polce ok 3 tys., muzułmanów - chyba jeszcze mniej.

Generalnie zasada tolerancji pozwala mniejszościom kultywować własne obyczaje, o ile nie stoją one w rażącej sprzeczności z zasadami, które honoruje większość.

A tu do takiej dochodzi. Nasza kultura stopniowo, acz sukcesywnie eliminuje okrucieństwo z życia publicznego i religijnego. Nie palimy już nikogo na stosach, nie stosujemy tortur. Nie składamy krwawych ofiar, nie kamienujemy za zdradę, ani nie zrzucamy z Tarpejskiej skały. Jeśli ktoś decyduje się żyć wśród ludzi odmiennego wyznania - powinien uszanować również zasady większości. Tolerancja obowiązuje w dwie strony.

Jeśli zdecydowałabym się zamieszkać w kraju muzułmańskim, nie żądałabym od razu ustanowienia święta państwowego w Boże Narodzenie, choć prosiłabym zapewne pracodawcę, by pozwolił mi spożyć wigilijną wieczerzę z bliskimi. Gdy mam ochotę obejrzeć meczet, zakrywam włosy, zdejmuję buty i nie pcham się do cześci dla mężczyzn. Nie żądam w żydowskiej restauracji schabowego. Ale chciałabym mieć też to przekonanie, że w miom własnym kraju, za moją miedzą nie rozgrywają się sceny rodem z horroru.

Zorganizowanie importu koszernego mięsa na potrzeby tych religijnych wspólnot, które nie mogą się bez niego obejść – naprawdę nie byłoby dziś wielkim problemem. Ale przecież w uzasadnieniu ustawy o uboju, argument religijny znalazł się gdzieś na marginesie. Bo główną przesłanką jest zysk. I to zysk nie wszystkich rolników – jak to się czasem próbuje przedstawiać - ale dość wąskiej grupy przedsiębiorców branży mięsnej.

W dodatku – jak podkreślają niektórzy prawnicy – prawo w takim kształcie, w jakim rozpatruje je Sejm, może zostać zakwestionowane przez Unię Europejską. Bo europejskie normy dopuszczają ubój rytualny wyłącznie na potrzeby mniejszości religijnych, a nie -  jak proponuje ministerstwo rolnictwa - na eksport.

A już przypisywanie przeciwnikom uboju motywów antysemickich – jest zagrywką po prostu nie fair. Za chwilę dowiemy się, że to obrońcy zwierząt zorganizowali holocaust!

Nie zgadzam się też ze stwierdzeniem Michała Karnowskiego, że zakaz uboju rytualnego to rodzaj pogardy dla pracy rolnika. Rolnik nie ma żadnego interesu w tym, by wyhodowane przez niego zwierzę, niepotrzebnie cierpiało. Podchodzi do niego zazwyczaj bez sentymentów, ale i bez okrucieństwa. Chce otrzymać dobrą cenę. I tyle. I wciąż może, bo rynki zbytu leżą nie tylko na Bliskim Wschodzie.

CZYTAJ WIĘCEJ. Michał Karnowski: W sprawie uboju rytualnego zwierząt PiS zachowuje się niezrozumiale. To nie jest sprawa godna dyscypliny partyjnej!

I kolejny argument Michała, z którym nie zgadzam się najmocniej. Że zakaz uboju to odzwierciedlenie lewicowej ideologii. To nieprawda. Najlepiej świadczy o tym koalicja, która zawiązuje się w Sejmie, a która idzie w poprzek tradycyjnych podziałów. Na tych samych manifestacjach i konferencjach spotykają się posłowie Ruchu Palikota, PiS, SLD i cześć PO. Rządową większość, z zupełnie niezrozumiałych dla mnie przyczyn, chce za to wspierać Solidarna Polska. Platforma pęka niemal na pół. Powtarzam – stosunek do zwierząt nie ma jasno określonych barw politycznych. Choć niestety często to politycy rozstrzygają o losie czworonogów. Politycy, którzy prywatnie też bywają ludźmi. Jedni mają koty, psy, czasem konie i krowy. Inni zarabiają na fermach norek, jeszcze inni polują.

Nawet jeśli ruchy lewicowe roszczą sobie prawo do monopolu na obronę zwierząt (a szczerze mówiąc ostatnio niczego takiego nie słyszałam) to jest to tylko zaniedbanie prawicy. Lech Kaczyński nie przejmował się żadnymi etykietkami, wspierając np. stołeczne karmicielki kotów. Jeśli natomiast komuś brakuje "podkładki ideologicznej", to przecież mamy naszą wspaniałą franciszkańską tradycję "braci mniejszych".

Michał pisze, że sprawa zabijania zwierząt nie jest warta tego, by podnosić ją do rangi sprawy światopoglądowej. Że nie jest dość ważna, by uciekać się do narzędzia, jakim jest dyscyplina w głosowaniu. Nie zgadzam się, choć też wolałabym, żeby żadna dyscyplina nie była tu potrzebna. Moim zdaniem człowieka określa nie tylko stosunek do innych ludzi, ale też do reszty świata, w tym zwierząt, które są jego częścią. To jest sprawa światopoglądowa. Ale też kwestia zwykłej przyzwoitości. I to, jak pokazują emocje, które wokół niej wybuchły - dla wielu osób bardzo ważna. Nie żyjemy na pustej planecie. Na szczęście. Zwierzęta nie są równe ludziom? Zgoda. Ale to my, jako ludzie, jesteśmy za nie odpowiedzialni. I dlatego mamy obowiązek zapewnić im przyzwoite życie, a gdy trzeba szybką śmierć, a nie - niepotrzebną udrękę.

Zresztą "oswajanie" okrucieństwa w społeczeństwie najczęściej zaczyna się od zwierząt właśnie. Odwracając argument o "wrażliwości dla krówek i świnek" i obojetności na ludzkie losy, można równie dobrze powiedzieć, że kto nie ma empatii dla zwierząt, ten zazwyczaj i wobec ludzi jej nie okazuje.

A w kwestiach wyborczych - decydując się na oddanie głosu na tego czy innego polityka, mamy prawo wiedzieć jak zachowuje się w sprawach etycznych. W tym wobec zwierząt. Ja zamierzam to sprawdzać. W jednym z Michałem się zgadzam. Sprawa ta zapewne wróci w kampanii wyborczej. Ale mam przekonanie, graniczące z pewnością, że stanowisko PiS w tej sprawie jest nie tylko słuszne, ale i głęboko racjonalne. Bo przeciwników uboju jest w Polsce - na szczęście - znacznie więcej niż rzeźniczych potentatów.

 

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych