Sebastian Ligarski, Grzegorz Majchrzak w odpowiedzi Michałowi Mońko. Rzecz o dziennikarzach w stanie wojennym

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
"Trybuna Ludu" z okresu tuż po wprowadzeniu stanu wojennego. Fot. wPolityce.pl
"Trybuna Ludu" z okresu tuż po wprowadzeniu stanu wojennego. Fot. wPolityce.pl

Sebastian Ligarski, Grzegorz Majchrzak

W odpowiedzi Michałowi Mońko w związku z opublikowanym na portalu wPolityce.pl następującym tekstem: M. Mońko: Stan poniżej prawdy. "Co robią dziś dziennikarze, którzy w stanie wojennym byli bunkrowcami i pomagierami gen. Jaruzelskiego? Dziennikarze ci nadal spokojnie pracują w TVP"

Naszą odpowiedź można byłoby zamknąć właściwie w jednym pytaniu:

Skoro Pan Michał Mońko jest o wiele bardziej kompetentny od nas, dlaczego sam do tej pory nie napisał o radiu i telewizji w stanie wojennym?


Ponieważ jednak zostaliśmy poproszeni o odpowiedź przez Pana Kornela Morawieckiego, to ze względu na szacunek dla niego, krótko ustosunkujemy się do postawionych nam zarzutów. Naszych, jak mniemamy, marnych "możliwości badawczych i intelektualnych" komentować nie będziemy. Języka naszego o adwersarza też nie. Pozwolimy sobie jednak zwrócić naszemu krytykowi uwagę, że opublikowaliśmy tom dokumentów. Jego zdaniem bezwartościowy, naszym (i nie tylko) znacznie poszerzający wiedzę na temat, którego dotyczy.

O ile dobrze rozumiemy (ach te ograniczone możliwości intelektualne...), głównym zarzutem jest brak czucia, czym było radio i telewizja oraz nieznajomość biografii ludzi z nimi związanych.

Według Pana Mońki rzeczona instytucja była "zorganizowana na wzór działających wówczas służb specjalnych". Cóż, do tej pory jako niedouczeni historycy sądziliśmy, że była (zwłaszcza telewizja) główną bronią propagandową rządzącej Peerelem Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, a jej (bizantyjską w latach 70.) strukturę ukształtował "krwawy Maciek", czyli Maciej Szczepański i właśnie w czasie stanu wojennego ją demontowano...

Tak na marginesie, w stanie wojennym Komitetem ds. Radia i Telewizji, mimo tego, że Służba Bezpieczeństwa - jak wynika z jednego z opublikowanych przez nas bezwartościowych dokumentów - nigdy wcześniej (i zapewne nigdy później) w tak szerokim stopniu nie zaangażowała się w sprawy kadrowe, rządziło ludowe Wojsko Polskie (a dokładniej komisarze wojskowi).

Przechodząc do spraw personalnych. Oczywiście sami mamy niedosyt, co do informacji zawartych w przypisach na temat osób występujących w publikowanych przez nas dokumentach. Przygotowaliśmy je na podstawie dostępnej literatury i materiałów, korzystając również z pomocy Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Zgodę na skorzystanie z akt personalnych pracowników (a właściwie jedynie ich niewielkiej części - pozostałych nie otrzymaliśmy. gdyż nie byliśmy w stanie podać /ciekawe na jakiej
podstawie?!/ dokładnych danych personalnych) Komitetu ds. Radia i Telewizji otrzymaliśmy (po kilkumiesięcznych bojach) już po zakończeniu prac nad tomem. Oczywiście i tak nie zawierałyby one "wiedzy korytarzowej", z które tak obficie czerpie Pan Michał Mońko. Takie są bowiem rygory pracy naukowej.

Dlatego, aby odtworzyć historię radia i telewizji tak ważne są wspomnienia i relacje świadków wydarzeń, do których kolegów i koleżanki z SDP, podczas promocji naszego tomu, gorąco namawialiśmy. Tej wiedzy, tych informacji, którymi dysponują byli pracownicy PR i TVP nie zastąpią bowiem żadne dokumenty!

Co do zawartości danych biograficznych jeszcze jedna uwaga - otóż przyjęliśmy zasadę, że podajemy informacje ograniczone do okresu "solidarnościowego karnawału" i stanu wojennego, a nie streszczamy całego życiorysu danej osoby. Przyznajemy, że prześledzenie życiorysów kierownictwa Komitetu ds. Radia i Telewizji czy jego czołowych dziennikarzy jest potrzebne. Nie było ono jednak naszym celem!

Na koniec kilka uwag szczegółowych.

W Polskim Radiu i Telewizji, jak w wielu innych instytucjach, pracowali różni ludzie. Zdarzały się (również wśród dziennikarzy) osoby zaangażowane w działalność opozycji demokratycznej w latach 70. czy uczestnicy protestów studenckich w Marcu 68. Pracowali też karierowicze i zwykłe świnie. Zaryzykujemy stwierdzenie, że jednak w większości zwykli ludzie.

Oczywiście PR i TVP znajdowały się pod szczególną kontrolą SB. Wiemy o tym doskonale. Świadczy o tym chociażby fakt, że do końca lat 60. w ramach "ochrony" obu instytucji (a dokładniej ich centrali) esbecy zgromadzili 100 tomów akt. Możemy jedynie szacować, że ich liczna do końca PRL wzrosła dwu-, a nawet trzykrotnie. Tyle, że zostały one wybrakowane, jako rzekomo bezwartościowe.
Nie przeceniajmy jednak roli i możliwości "smutnych panów". Tu jeden tylko przykład -  szef Radiokomitetu w latach 1986-1988 Janusz Roszkowski (notabene były podwładny Luny Brystygier w Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego) prowadził (jako szef Polskiej Agencji Prasowej) politykę personalną, która bardzo się bezpiece nie podobała... Jak się można domyślać nie inaczej też było, gdy objął rządy w radiu i telewizji.

Wbrew temu co pisze Pan Michał Mońko o Bogusławie S. (czyli jak się domyślamy Bogusławie Szykule) z naszego tomu można się dowiedzieć więcej niż to zauważył nasz adwersarz. Piszemy bowiem we wstępie (strona 48), że został on zaliczony do "wyróżniających się" w stanie wojennym propagandystów odznaczonych przez ministra spraw wewnętrznych w 1982 r. "Złotą Odznaką <<Za Zasługi w Ochronie Porządku Publicznego>>".

Podobnie uważna lektura naszego tomu pozwoli na stwierdzenie, że Marek Lewicki (w teksie naszego krytyka Marek L.) należał również do wyróżniających się po 13 grudnia propagandystów, zresztą współpracujących z Rakowiecką - w sposób jawny, żeby nie było wątpliwości...

Inna kwestia - według naszej wiedzy - "bunkier", czyli rezerwowe stanowisko emisyjne przy Żwirki i Wigury powstał dopiero latem 1981 r., a nie jak twierdzi nasz recenzent rok wcześniej. I nie zmienia tego fakt, że mowa o nim już w marcu 1981 r. w czasie tzw. kryzysu bydgoskiego (dokument nr 1 w opublikowanym przez nas tomie).

Na koniec myślimy, że w jednej kwestii z Panem Michałem Mońko zgodzimy się. Po "odzyskaniu" Polskiego Radia i Telewizji przez "stronę solidarnościową" zaniechano jej oczyszczenia z ludzi, którzy w żadnym wypadku w wolnym kraju w tej instytucji pracować nie powinni. I ludzie ci często do dzisiaj mają niestety znaczący wpływ na funkcjonowanie obu instytucji.

Ps. Mamy świadomość, że wydany przez nas tom jest daleki od doskonałości, iż zawiera błędy i nieścisłości, dlatego też jesteśmy otwarci na uwagi i najostrzejszą nawet krytykę. Byleby miały one charakter merytoryczny...

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych