NASZ WYWIAD. Redbad Klijnstra: "Ilu ludzi umierało, aby móc zawiesić biało-czerwoną na kolejnym zdobytym budynku?"

Marek Niedźwiecki w czasie marszu 2 maja. Fot. PAP/Radek Pietruszka
Marek Niedźwiecki w czasie marszu 2 maja. Fot. PAP/Radek Pietruszka

Czy różowe baloniki w Dniu Flagi miały być dla niektórych środowisk znudzonych Polską symbolem "nowego patriotyzmu" i ośmieszeniem tego klasycznego? A może substytutem patriotyzmu?

CZYTAJ TAKŻE: To straszne i groteskowe, że prezydent i premier nie wiedzą, iż święta państwowe to nie wesele w remizie ani gejowsko-lesbijski happening

W każdym bądź razie pomysł świętowania patriotycznego święta przez obrażanie symboli narodowych wcale nie przyszedł do Polski z Zachodu, o czym mówi Redbad Klijnstra, polski aktor i reżyser, pochodzenia holendersko-fryzyjskiego. W rozmowie z naszym portalem nie ukrywa, że jest kompletnie zniesmaczony akcją "Orzeł może".

 

wPolityce.pl: Podobał się panu w Dniu Flagi marsz z różowymi balonikami, różowymi okularami, z udziałem prezydenta?

Redbad Klijnstra: Wie pan co... hmmm... Mi trudno jest o tym mówić, bo to jest tego typu wydarzenie, które nie mieści mi się w głowie.

 

Dlaczego? Zdaniem organizatorów powinno się panu podobać.

Kompletnie nie mogę zrozumieć o co tutaj miało chodzić. Nie rozumiem komunikatu. Staram sobie wyobrazić „burzę mózgów”, która doprowadziła do tego pomysłu i zupełnie nie mogę sobie wyobrazić, jak można było na Dzień Flagi wymyślić różowe baloniki i okulary. Może te różowe okulary były im potrzebne, aby ta „zielona wyspa” wyglądała jak zielona wyspa, a nie jak g...no. Mam takie odczucie, że naśmiewanie się z tego wydarzenia, to tak jakby wyśmiewanie się z kogoś, kto właśnie zrobił w gacie i śmierdzi. No, ale jakieś to jest raczej mało śmieszne, bo to tak, jakby kopać leżącego. To przedsięwzięcie to kompromitacja samospełniająca się, bo oni już chyba wiedzą, że jeśli chcieli doprowadzić do tego, żeby Polacy się uśmieli, no to osiągnęli sukces, bo to kupa śmiechu była z przewagą kupy.

 

Środowisko, które wymyśliło tę imprezę, ciągle próbuje wmówić Polakom, jacy to oni są smutni i dziwni, że odbiegają od wesołych zachodnich nacji. Czy to faktycznie naśladowanie Zachodu?

Nie, nie bardzo. Holandia ma to szczęście, że ma królową, ma dom królewski, który jest nowoczesny, ale jednak jeśli społeczeństwo holenderskie zbudowane jest na jakichś symbolach, to znaczy nasza, holenderska tożsamość opiera się na takich symbolach jak np. lew czy kolor pomarańczowy, to można różne rzeczy robić z tymi symbolami, ale to musi być ładne. Nie zasługuje na obrażanie. W tym marszu w Warszawie jest parę poziomów problemów estetycznych, np. ten orzeł. Co on ma przedstawiać? Dlaczego ma być z czekolady? Jeżeli był do zjedzenia, to też kiepski pomysł – jedzenie orła. Jeśli jest już orzeł, to dlaczego nie ma korony? Itd. itd.

Patrząc na te zdjęcia z akcji odnoszę wrażenie, że to takie robienie dobrej miny do złej gry. Czyli, że ktoś, jakaś grupa w zaciszu gabinetu wymyśliła coś, co wydawało jej się z początku fajne, a gdy doszło do realizacji, to okazało się to kompletną porażką.

CZYTAJ TAKŻE: NASZ WYWIAD. Dr Fedyszak-Radziejowska: "To kompleks inżynierów społecznych wstydzących się własnego społeczeństwa, chcących 'przerobić' Polaków na coś 'lepszego'"

 

Czy widzimy tu jakieś kompleksy organizatorów i uczestników?

Kompleksy są tu widoczne w sposób oczywisty. Dla mnie osobiście smutne jest to, że w promowaniu tego wzięło udział sporo artystów, którzy są krytyczni wobec świata, są krytycznymi obserwatorami życia. Są wśród nich ludzie, którzy „nigdy nie spudłowali”, ich muzyka była zawsze na wysokim poziomie i sami sobie postawili bardzo wysokie poprzeczki i nagle promują takie coś. Nie znam drugiej takiej akcji, która byłaby takim niewypało-komizmem i zarazem kompletną żenadą. Radiowa Trójka – firma, marka. Radio dodające otuchy Polakom w ciężkich chwilach, żywe, młode duchem...

 

... a tu widzimy Marka Niedźwieckiego (fot.) w różowych okularach....

Tak, nagle go widzimy. Tak jak artystów, którzy codziennie, z mozołem budują swoją markę. I nagle coś takiego. Skąd się to bierze? Ja naprawdę nie mogę tego pojąć. Komu to było potrzebne? Trójce? A do czego? Ona nie musi się lansować i ogrzewać światłem prezydenta. To wygląda tak, jakby ktoś kogoś do czegoś zmusił, albo że nagle wszyscy uwierzyli, lub założyli okulary, w których oślepli. To też jest poziom gustu, już nie mówię o wymowie politycznej. Pal licho o co walczą, ale się sami ładnie podłożyli. Wybór koloru. Co on miał wspólnego z radością? Przecież to Dzień Flagi i tu już jest wystarczająco dużo możliwości. Kolor różowy nie kojarzy się z radością, raczej z miękkością. Prezydent z tym zegarkiem, Wedel. To kolejna firma, która nie musi się tak lansować. To oni – ci z Wedla – szykując się na tę imprezę, nie wiedzieli że ludzie przyjdą na Dzień Flagi z różowymi balonikami? Nie wierzę! Przecież mają tam zdolnych ludzi dbających o jakość marki, wykłócają się o każdą sekundę reklamy, jak ma wyglądać napis itd. I nagle to przekreślają. Wedel, "Trójka", wszyscy jak jeden mąż, bo prezydent jaki jest, to wszyscy wiemy.

 

... No i „Gazeta Wyborcza”, ale do niej akurat różowe baloniki w Dniu Flagi pasują jak ulał.

No więc właśnie. Zresztą to stamtąd musiało wyjść i z jakiegoś powodu wszyscy się na to zgodzili. Przyglądam się od  dwudziestu lat budowie demokracji, postaw obywatelskich, tożsamości i kompletnie nie rozumiem jak można, gdy niedawno odzyskało się niepodległość, przynajmniej przez 50 najbliższych lat nie budować i nie utrwalać wagi symboli narodowych, które tę tożsamość określają.

Ile pokoleń walczyło o te polskie barwy, ilu ludzi umierało, aby móc zawiesić biało-czerwoną na kolejnym zdobytym budynku? Z tej perspektywy, to te różowe baloniki podczas ważnego święta to jakieś pokłosie potraktowania prezydenta, który zginął w błocie smoleńskim, pokłosie potraktowania wraku, jego porzucenia. W tamtym momencie coś się zdewaluowało i to widzimy teraz, bo to konsekwencja tego. Nie doszłoby do tego, gdyby nie zdeprecjonowano tego, co parlament uznał za największą tragedię po wojnie.

To może przestańmy się bawić w Polskę? Po co nam ona? Niech Niemcy i Rosja po raz kolejny podzielą ją między siebie. No bo jeśli ludzie nie szanują własnych symboli, albo jeśli ta nasza kochana gwiazda Maria Peszek, która mówi, że nie oddałaby za Polskę ani kropli krwi, jest autorytetem, to po co te wszystkie pokolenia walczyły?

No i jeszcze jedna sprawa. Jeśli elity chcą, aby Polacy zaczęli się częściej uśmiechać, to niech zostanie porządnie przeprowadzone śledztwo smoleńskie. Niech elity doprowadzą do tego, aby pomóc przedsiębiorcom. Bo kiedy ja widzę ponurych Polaków? Gdy wychodzą z urzędów, gdzie właśnie przekreślono ich świetny pomysł na założenie własnego biznesu. Byli zmotywowani, przemyśleli wszystko i po wizytach w paru urzędach wychodzą ponurzy i smutni. Jeśli ktoś chce, aby Polacy byli uśmiechnięci i szczęśliwi, to trzeba umożliwić im działanie, bo Polacy są bardzo przedsiębiorczym i twórczym narodem. Wystarczy im nie przeszkadzać, nie utrudniać im życia.

Rozmawiał Sławomir Sieradzki

CZYTAJ TAKŻE: Infantylizm mediów, infantylizm prezydenta. Dzisiejszy marsz z czekoladowym karakanem to kulminacja pewnego zjawiska

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.