NASZ WYWIAD. Ewa Stefańska, tłumacz biografii Angeli Merkel: "Kanclerz buduje system, który powoli zmienia demokrację w system totalitarny"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. wPolityce.pl
Fot. wPolityce.pl

Późnym latem w polskich księgarniach pojawi się książka, która stała się już bestsellerem w Europie. "Matka Chrzestna" to biografia polityczna Angeli Merkel odsłaniająca kulisy systemu jej władzy. Co ciekawe czytelnikowi sposób działania Merkel łatwo skojarzy się z sytuacją w Polsce. I chyba nie przypadkiem oryginalne wydanie szwajcarskie ma na obwolucie słynne zdjęcie Donalda Tuska całującego dłoń "Dobrej matki chrzestnej Europy".

O książce, która w Niemczech staje się zarzewiem dyskusji dokąd zaprowadzą Europę rządy Angeli Merkel, oraz jak upodabnia się do jej rządów "system Tuska" rozmawiamy z Ewą Stefańską, tłumaczką takich znanych publikacji jak "STASI - zmowa niepamięci" Uwe Müllera i Grit Hartmann, czy "Zabawy w komunizm" Bettiny Röhl, o prawdziwym obliczu pokolenia Niemców 1968 roku.

wPolityce.pl: Co powinno skłonić polskiego czytelnika do sięgnięcia po tę książkę?

Ewa Stefańska: Na pewno uwagę przykuje okładka z Angelą Merkel – nawiązująca do „Ojca Chrzestnego” Francisa Coppoli. Zaś tylna strona okładki to słynne zdjęcie z „Bild Zeitung” z Donaldem Tuskiem, gdy polski premier całuje kanclerz w rękę. Tytuł współgra z obydwoma zdjęciami - „Matka Chrzestna” - i pozwala potencjalnemu polskiemu czytelnikowi zorientować się w zawartości publikacji autorstwa niemieckiej autorki - Gertrudy Höhler, byłej doradczyni Helmuta Kohla. Książkę wydano w Szwajcarii, gdyż żadne wydawnictwo niemieckie nie było zainteresowane jej wydaniem.

 

Dlaczego?

Ponieważ jest to fundamentalna krytyka kanclerz Angeli Merkel. Nie było dotychczas tak ostrej jej krytyki z pozycji konserwatywnych. Głównym tematem książki jest tzw. System M, nazwany tak od nazwiska Merkel. W przystępny sposób Gertruda Höhler opisuje w jaki sposób Angeli Merkel udaje się utrzymać przy władzy, bo właśnie główną ideą działania kanclerz RFN jest to, aby utrzymać się przy władzy. O nic więcej w zasadzie jej nie chodzi, bo jak autorka pokazuje – pani kanclerz nie realizuje żadnej strategii poza tą, która pozwala jej utrzymać się przy władzy. „Władza jest lepsza, niż jej brak” – to jest kredo Angeli Merkel.

System M w szczegółach polega na abstynencji od wartości, uciekaniu od wszelkich zobowiązań, lojalności i prawdy. Całkowita nieczytelność działań to też cecha tego systemu. To taka jakby „demokracja zapowiedzi”, czyli pewne rzeczy się mówi, ale potem cisza. Nikt nie pyta, nikt się nie odnosi do zapowiedzi itd. To jest takie powolne i ciche odchodzenie od demokracji. Autorka wprost pisze o przechodzeniu od demokracji do systemu totalitarnego. „Rząd Merkel opuścił ścieżkę demokracji” – pisze Höhler.

Takim mocnym przykładem jak działa System M jest podbieranie od konkurentów politycznych ich pomysłów i przedstawianie ich jako własnych – od Zielonych Merkel wzięła sprawy klimatyczne, od SPD np. kwestie edukacyjne. Jedynie od FDP nic nie wzięła, ale za to swoją obecną partię koalicyjną stopniowo wykańcza. Autorka wyraźnie pisze, że to zagraża demokracji, bo ten system opiera się na konkurencji, a Merkel niszczy ją. Niszczy też wartości parlamentarne, bo stara się go obchodzić w rządzeniu krajem. Zdusiła też tradycyjne wartości partii chadeckiej, której jest szefową.

Tak więc jeśli się czyta tę książkę, to w końcu czytelnik dojdzie do wniosku, że są punkty wspólne z tym, co się dzieje w naszym kraju. Gdy tłumaczyłam tę książkę, to zauważam, że zawarte w niej informacje nie są dla mnie obce, że widzę podobne schematy u nas na każdym kroku. Dlatego polski czytelnik może spokojnie zainteresować się tą książką.

 

Czyli można przyjąć, że System M w Niemczech, w Polsce nazywa się System T, od nazwiska Tuska?

Tak. Oczywiście przy wzięciu pod uwagę proporcji. W obu tych państwach szefowie rządu stosują taki sam algorytm naginania prawa, abstynencji od wartości i unifikacji sceny politycznej. Tak jakby polski premier terminował u niemieckiej kanclerz... Angela Merkel wprowadza System M u siebie, a Donald Tusk naśladuje ją i wprowadza na naszym podwórku podobny model.

Być może nie bez powodu oryginalne wydanie "Matki Chrzestnej" zdobi obwoluta, na której widnieje zdjęcie polskiego premiera całującego dłoń Angeli Merkel. Trzeba się nad tym gestem zastanowić. Kindersztuba jedynie? Czy może jednak hołd?

 

A dlaczego prawdziwy obraz systemu rządu Angeli Merkel nie dociera do świadomości Europejczyków, albo dociera w małym stopniu? W Polsce ma ona opinię superdemokratki, zwłaszcza na tle Putina, z którym się poróżniła trochę ostatnio.

CZYTAJ TAKŻE: Bild: "Polacy kochają Merkel... bardziej niż szefa własnego rządu." Takie wyniki sondażu mogą dziwić jedynie Niemców

To jest milcząca kanclerz, udziela bardzo niewielu wywiadów. Wiele zmian wprowadza po cichu. Nie tłumaczy się z nich, a nawet uważa, iż w ogóle nie musi się tłumaczyć ze swoich poczynań, bo to może prowadzić do zobowiązania się do realizacji jakichś planów. Dlatego tego unika. Ona działa metodą drobnych kroczków – zmierza do czegoś nie informując o tym. A potem wielka „bomba” jak z tą rezygnacją z energetyki jądrowej. Niemcy już zaczynają się tego bać.

 

Polskiego czytelnika zaskoczy też zapewne informacja, o której pani już wspomniała – że żadne niemieckie wydawnictwo nie chciało wydać krytycznej publikacji o szefowej rządu. To też nam przecież coś przypomina, prawda?

Bierze się to z braku odwagi. Tak też twierdzi autorka książki, która mówi o tamtejszych mainstreamowych mediach, że w „Niemczech nikt nie zadaje pytań”. Nikt nie reaguje już na zapowiedzi kancelerz Merkel, nie pilnuje ich spełniania itd. Nikt nie zauważa, albo nie chce zauważać, że w Niemczech zanika opozycja. Merkel dąży do tego, aby powstało coś w rodzaju państwa „wszechpartyjnego”. Czyli – jedna partia a reszta zgadza się z jej programem.

 

Naprawdę? Przecież jeśli powiedzie się ten eksperyment Angeli Merkel z Systemem M, to może to zwichnąć system polityczny Niemiec. A ten kraj jest bardzo wrażliwy na tego rodzaju eksperymenty.

Dlatego to jest zagrożenie. I dlatego ta książka jest wezwaniem do niegłosowania na Merkel. To jest wprost pokazanie, że Niemcy miały już dyktaturę i to co się dzieje nie jest jakimś tam żartem. Autorka książki – krok po kroku na trzystu stronach tego dowodzi.

I tu są te wątki, które można powiązać z sytuacją w Polsce. Merkel udało się wprowadzić do powszechnej świadomości, że „nieprzyzwoicie jest być przeciw”. Nawet w łonie własnej partii jeśli ktoś wychodzi na mównicę w Bundestagu i mówi rzeczy, które nie podobają się kanclerz, to bardzo szybko taki deputowany staje się „wrogiem”. Kanclerz podejmuje więc próby nałożenia „kagańca” na deputowanych.

 

I znowu chce się powiedzieć: skąd my to znamy?

Ano właśnie. Jeśli w jednej partii są odrębne zdania, to już ich nie wolno prezentować. Kanclerz Merkel w utrzymaniu stanu wzmożenia i przy władzy, pomaga kryzys. Trzymanie ludzi w stanie niepewności i zagrożenia. Roztacza nimb, że trzyma wszystko sprawną ręką i nikt o nic nie musi się już martwić. Używa też określenia, że w stosunku do jej władzy wszystko jest bezalternatywne, to jest takie słowo klucz.

Ciekawe jest też trzymanie władzy w samej partii kanclerz Merkel – w CDU. Ta jej władza nie opiera się już na zaufaniu, lecz na silnym podporządkowaniu. Lojalność polega tylko na zależności i posłuszeństwu. Ludzie nie skupiają się wokół Merkel, bo jej ufają, lecz dlatego, że boją się odrzucenia przez system.

Rozmawiał: Sławomir Sieradzki

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych