NASZ WYWIAD. Maciej Pawlicki o dyrektorce Teatru Ósmego Dnia: "Wydaje się, że zapiekła nienawiść przekroczyła pewną granicę"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. wPolityce.pl/
Fot. wPolityce.pl/

Ona jest przepojona jakąś szaleńczą, totalitarną nienawiścią, która dla mnie jest przykładem jakiegoś chyba już opętania, bo inaczej nie mogę sobie tego wytłumaczyć - mówi o Ewie Wójciak Maciej Pawlicki, reżyser, producent filmowy i publicysta Tygodnika w Sieci. Dyrektorka poznańskiego Teatru Ósmego dnia "zasłynęła" ostatnio obrzydliwym komentarzem nt. wyboru papieża Franciszka.

CZYTAJ: Skandaliczna ocena wyboru nowego papieża przez dyrektor poznańskiego teatru: "No i wybrali ch..." Czy otrzyma kolejną dotację na swoją działalność?


wPolityce.pl: Ludzi takich, jak pani Ewa Wójciak, dyrektorka teatru zwykło się nazywać "ludźmi świata kultury". Jednak jej obrzydliwy komentarz nt. wyboru Ojca Świętego każe zadać pytanie, jak bardzo i dlaczego od tej kultury tacy ludzie się oddalają?

Maciej Pawlicki: Pamiętam Ewę Wójciak z teatru jeszcze z lat 70-tych, na przedstawienia Teatru Ósmego dnia chodziłem z zapartym tchem jako nastolatek. Byłem zachwycony ich odwagą i tym, co proponują, taka opowieść o wolności i tęsknocie do wolności. Słysząc teraz, co powiedziała osoba o tym samym nazwisku, także Ewa Wójciak, nie mogę uwierzyć, że to jest ta sama postać.

Ja oczywiście słyszałem o radykalnie lewicowych zapatrywaniach pani Ewy Wójciak, wielokrotnie dała temu dowód w Poznaniu, ale wydaje mi się, że do tej pory pewne granice nie były przekraczane. Natomiast to jest nienawiść i to taka ostentacyjna.

Ona najpierw powiedziała, że to była wypowiedź tylko do znajomych, ale potem właściwie przyznała, że dokładnie tak myśli. Nie wstydziła się tego sformułowania i przede wszystkim takiego stosunku do Ojca Świętego. Wydaje mi się, że ta zapiekła nienawiść przekroczyła pewną granicę, której po artystach nigdy bym się nie spodziewał. Ona jest przepojona jakąś szaleńczą, totalitarną nienawiścią, która dla mnie jest przykładem jakiegoś chyba już opętania, bo inaczej nie mogę sobie tego wytłumaczyć.

 

wPolityce.pl: A może to się wpisuje w taki szerszy trend, gdzie świat kultury miesza się z polityką, gdzie aktorzy niczym politycy aż zieją nienawiścią do swoich przeciwników?

Z jakiegoś powodu uznaje się, że aktorów należy pytać o różne rzeczy. No, równie dobrze można by pytać rzeźbiarzy, myślę, że te wypowiedzi nie będą odbiegały od tego poziomu, który reprezentują niektórzy aktorzy, a emocji może nie mniej, a mogą to być bardziej przemyślane odpowiedzi. Natomiast w sytuacji sztucznie nadmuchanego konfliktu światopoglądowego, jaki istnieje teraz, to część ludzi o słabszych nerwach i słabszych umysłach zamiast rozmowy i wymiany argumentów uznaje, że inwektywy są właściwą formą. Że należy na kogoś nabluzgać, no to wtedy człowiek na nad nim przewagę. Jeżeli ja mam głos, ja jestem przy mikrofonie, ja jestem na ekranie, jestem popularny i zagrałem kilka ról w dobrych filmach, mam popularną twarz, którą ludzie dobrze kojarzą, to ja teraz zwymiotują w stronę kogoś, z kim się nie zgadzam i wtedy będę skuteczny.

To jest dosyć przerażająca tendencja. Można tym ludziom tylko współczuć, bo to jest, tak naprawdę oznaka ich słabości. Oznaka bardzo bolesnego zdarcia maski. Bo jeśli oni kiedyś mówili słowami Hamleta, czy Wyspiańskiego, czy Mickiewicza, to znaczy, że tych słów kompletnie nie zrozumieli. Nie zrozumieli tych tekstów, które wygłaszali, a one zobowiązują. Mówili jak automaty, a te piekne rzeczy, w których brali udział nie ukształtowały im ani duszy, ani umysłu.

 

wPolityce.pl: Czy uważasz, że tacy ludzie sobie nie zdają sprawy z tego, że to jest pociąg w jedną stronę? Że nigdy nie będą traktowani w świecie polityki inaczej niż "małpki w zoo", a jeśli dalej będą parli w tę stronę to stracą wiarygodność w świecie kultury?

Trudno powiedzieć, bo wydaje się, że niektórzy z nich mogą takie zachowanie traktować jako pewien rodzaj nadgorliwości, za którą idą dotacje. Dotacje do przedsięwzięć, inaczej mówiąc rozdzielane przez państwo "konfitury". Kultura jest u nas traktowana coraz gorzej, ale państwo pozostaje znaczącym mecenasem, więc jeżeli się "zasłużę" w inwektywach wobec opozycji, czy wobec osób światopoglądowo niemodnych, no to będę dobrze widziany zarówno w kręgach zarówno decydentów w Polsce, jak i w kręgach lewicowych w Europie, które decydują o różnych dotacjach, grantach czy tzw. programach. Niestety, to jest bardzo smutne, ale myślę, że u bardzo wielu osób motywacja jest właśnie taka.

No, ale… nie wiedzą, co czynią… Pan Daniel Olbrychski, który zagrał tyle pięknych ról, a teraz pozwala sobie o przeciwnikach politycznych rządu mówić per "bolszewicy"… Smutne. Widać, że nie rozumie słowa "bolszewicy", choć zagrał w takich filmach i przedstawieniach, które sugerowałyby, że to rozumie. Nie doczytał książek, nie zrozumiał wielu rzeczy i teraz wymachuje pałą sądząc, że tego się od niego oczekuje, że w ten sposób się zasłuży. No, nie tędy droga. Wystarczy tworzyć dobre role, a nie zdobywać punkty w nadgorliwości w pomiataniu przeciwnikami władzy. Bo to odrażająca i żałosna rola dla artystów.

 

wPolityce.pl: Wracając do pani Ewy Wójciak i kierowanego przez nią poznańskiego Ósmego Dnia, to ona jednak ma dostęp do tych wspomnianych przez ciebie "konfitur". Zastanawia mnie tylko, co sprawia, że takie osoby wierzą, że ten stan rzeczy nigdy się nie zmieni, że nawet ujawnienie najgorszej demoralizacji nie strąci ich z tego piedestału, na którym stoją dzięki władzy?

To jest taka zasmucająca niechęć do dialogu. Zawsze uważaliśmy, że warto rozmawiać, nie tylko dlatego, żeby być górą, ale żeby sprawdzić swoje argumenty w starciu z przeciwnikami. Żeby sprawdzić ich opowieść, może na tej podstawie zmodyfikować swoje myślenie, dojść do jakiegoś kompromisu. W sytuacji, kiedy mówimy: jesteś śmieciem, nie będę z tobą rozmawiał, bo ja mam 100 proc. racji i tak będzie zawsze - to jest postawa degenerująca przede wszystkim dla osoby, która to wypowiada. Ale niestety takie postawy są stymulowane. Artyści są do nich zachęcani, nie ma środowiskowego oburzenia na tego rodzaju zachowania.

To wprowadził "winiarz z Biłgoraja", media biegły do niego i biegną z kamerami i mikrofonami, kiedy jakikolwiek dźwięk z siebie wydobywa i z pietyzmem przedstawia się to jako ważną myśl polityczną. Potem przez tydzień się to roztrząsa. To jest świadoma destrukcja debaty publicznej w Polsce. Emocjonalne inwektywy miotane przez artystów w poczuciu ich bezkarności są kolejnym krokiem. Tych etapów, stwierdzam, ze smutkiem, możemy w przyszłości zaobserwować jeszcze wiele. Ale to się wszystko zaczęło od świadomej decyzji obecnie rządzących, że jest przyzwolenie na taka debatę, że tak ma teraz w Polsce być.

Rozmawiał Marcin Wikło

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych