„Bezpieczny budżet” ministra Rostowskiego zaledwie po dwóch miesiącach roku wali się w gruzy

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. PAP/Grzegorz Jakubowski
Fot. PAP/Grzegorz Jakubowski

Katastrofa budżetowa tuż, tuż – budżet na 2013 r. tonie i musi być szybko nowelizowany.

Świeżo awansowany Vice-premier J.V.Rostowski jeszcze 3 miesiące temu twierdził, że „to jest budżet bezpieczny, który zapewni Polsce i finansom publicznym Polski bezpieczeństwo w 2013 r. i pozwoli zapewnić rozwój w 2014 i 2015 roku”. Dziś, po zaledwie 2 miesiącach jego obowiązywania jest już pewne, że ten wirtualno-humorystyczny budżet z domieszką czarnego angielskiego humoru, przewidujący nawet realny wzrost wynagrodzeń o prawie 2 proc. i wzrost zatrudnienia o 0,2 proc., nadaje się już tylko do kosza. Jego nowelizacja jest murowana. Żaden przyjęty w nim wskaźnik makroekonomiczny zaplanowany przez naszego „Sztukmistrza z Londynu” – mistrza kreatywnej księgowości -  nie tylko nie ma najmniejszej szansy na realizację, ale trzeba je szybko znacząco obniżyć.

Co bardziej uczciwi i profesjonalni analitycy i ekonomiści ostrzegali MF J.V.Rostowskiego, że zaklina rzeczywistość i tworzy wirtualne byty, że odleciał w kosmos ustalając wzrost PKB na poziomie 2,2 proc., deficyt na poziomie zaledwie 35,5 mld zł, inflację na poziomie 2,7 proc., czy skrajnie zaniżając bezrobocie na poziomie zaledwie 13 proc. Nie ma oczywiście żadnych szans na wzrost dochodów podatkowych do poziomu 266 mld zł, czyli że mają być one ponoć o 5 proc. wyższe niż w 2012 r. Tyle tylko, że już w 2012 r. MF zabrakło bagatelka tylko z podatku VAT, aż 21 mld zł. W tym roku z podatków może zabraknąć 40 mld zł, a to oznaczać już będzie  prawdziwą katastrofę. W styczniu 2013 r. wpływy z VAT-u były niższe niż w styczniu 2012 r. aż o 4 mld zł, a to dopiero przedsmak tego co nas czeka.

Zupełnie humorystycznie wyglądają szanse na uzyskanie 1,5 mld zł z tytułu mandatów od polskich kierowców w tym roku. MF J.V.Rostowski nie pierwszy już raz obiecał Komisji Europejskiej – Niderlandy. PKB trzeba będzie obniżyć już teraz do poziomu maksymalnie 1,2-1,5 proc., choć realnie może się skończyć 0,5-0,8 proc. wzrostem gospodarczym – to wersja optymistyczna. W pesymistycznej możemy zobaczyć zerowy wzrost lub nawet recesję. Deficyt budżetu państwa zaplanowany na cały rok na poziomie 35,5 mld zł już po 2 miesiącach tego roku osiągnął poziom ok. 30 proc. i będzie dalej przyspieszał. W styczniu i lutym tego roku liczba bankrutujących firm gwałtownie wzrosła, ogłoszono już upadłość ok. 170 firm, to jest ok. 13 proc. więcej niż w dwóch pierwszych miesiącach ub. roku - firmy te zatrudniały ok. 5 tys. osób.

Prawdziwe tsunami dopiero przed nami. Duże zwolnienia w TP.SA, PZU.SA, LOT, PKP, bankach, szkołach, szpitalach, firmach budowlanych i u deweloperów. W tym roku może upaść nawet 1500 firm. Spada spożycie indywidualne w IV kw. aż o 1 proc., popyt krajowy o blisko 1 proc. – to największy spadek od kilkunastu lat, nakłady brutto na środki trwałe. A ponieważ mamy ostatnio w eksporcie żywności   w tym zwłaszcza mięsa prawdziwy „polski hit – wołkoninę” to nasz eksport żywności wynoszący 17 mld euro może się gwałtownie skurczyć. Skurczą się też pieniądze z Unii, która będzie solić kary i blokować  nam środki. Dane GUS budzą coraz większe wątpliwości, skoro wszystko w strukturze PKB spada z wyjątkiem eksportu netto, jakim cudem PKB nadal rośnie.

Coraz bardziej zadziwia metodologia liczenia polskiego PKB, długu publicznego deficytu sektora finansów publicznych czy inflacji, przez GUS. Ewidentnie widać, że naprawdę płoną już oba silniki polskiej gospodarki, ale rząd,  RPP, MF, a zwłaszcza dziennikarze TVN-CNBC już odwołują kryzys i widzą światła bezpiecznego pasa do lądowania „ekonomicznych debeściaków”. Tyle, że może to być pas lotniska w Modlinie i lądowanie Dreamlinerem w stylu kapitana Wrony, całkiem bez podwozia. Będzie też wielki problem z obsługą długu publicznego, która kosztuje nas już ok. 43 mld zł. Polacy zamiast na zieloną wyspę trafiają hurtowo na zieloną trawkę. Bezrobocie zapisane w budżecie na poziomie 13 proc., już  w lutym wyniesie blisko 15 proc., a pod koniec roku zbliży się do 18 proc. Będzie więc jeszcze gorzej z miejscami pracy. Ale żeby nie było, że tylko bezrobocie rośnie za tego rządu, rośnie też gigantycznie liczba komorników, w 2007 r. było ich 582,  w 2012 r. 1100, w 2013 r. będzie ich już 1300. Polskie firmy walczą o przetrwanie, latem znowu ruszy emigracja.

W maju czeka nas nowelizacja budżetu i okaże się, że spowolnienie jest większe i głębsze niż sądził  „najlepszy Minister Finansów” w Europie. Nasz majster bieda troszkę się tylko pogubił w rachunkach - biedaczek. Skończyły się sabaty euro – naganiaczy w Kancelarii Prezydenta i w MF, teraz czas na skrzeczącą rzeczywistość. Gdy idzie o polski budżet na 2013 r. można zanucić nie tyle platformerskie „Polacy nic się nie stało” – lecz raczej „Umarł Maciek, umarł - już leży na desce”.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych