NASZ WYWIAD. A. Jaworski: Rząd Tuska musi się wytłumaczyć z zakupu japońskich statków. Tyle samo kosztowałaby ich produkcja w Polsce

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. wikipedia
fot. wikipedia

Problem likwidacji stoczni był problemem czysto politycznym Donalda Tuska. Wiemy, że firmy związane z Platformą zyskały chociażby na szkoleniach dla zwolnionych stoczniowców i były to olbrzymie pieniądze

- mówi poseł PiS Andrzej Jaworski, były prezes Stoczni Gdańskiej.

wPolityce.pl: Polska Żegluga Morska podpisała umowę kredytową z PKO BP na 120 mln dolarów, które przeznaczy na zakup statków w Japonii. Dotychczas kupowaliśmy chińskie okręty, teraz sprowadzamy je z Japonii. Jak ocenia pan te decyzje w kontekście zlikwidowania polskich stoczni?

Andrzej Jaworski: Zakup okrętów w Japonii, gdzie koszty pracy są dużo wyższe niż w Polsce, to nieporozumienie. Gdyby kontrakty były realizowane w polskich stoczniach, sytuacja wyglądałaby zupełnie inaczej. Przypomnę, że jeszcze cały czas funkcjonuje Stocznia Gdańska, Gdańska Stocznia Remontowa i Stocznia Północna. Gdańska Stocznia Remontowa też buduje statki. Jestem przekonany, że koszt wyprodukowania tego typu statków w polskich stoczniach jest porównywalny lub nawet znacznie niższy niż w stoczniach japońskich. Gdyby te statki były kupowane w stoczniach wietnamskich czy chińskich, to różnica kosztów robocizny mogłaby być do 15-20 procent niższa. Koszty stali czy urządzeń są w tej chwili na tym samym poziomie. Japonia z pewnością nie jest konkurencyjna.

 

Jak to możliwe, że rząd podjął decyzję o likwidacji stoczni w czasie, kiedy realizował wieloletni plan odnowy tonażu, przewidujący powiększenie floty PŻM o 38 statków?

Byłem w tym czasie prezesem Stoczni Gdańskiej i od samego początku mówiłem, że rynek budowy statków będzie się rozwijał, bo zawsze będą potrzebne jednostki do przewozu towarów, ponieważ jest to najtańszy środek transportu przewozu towarów. Problem likwidacji stoczni był problemem czysto politycznym Donalda Tuska. Wiemy, że firmy związane z Platformą zyskały chociażby na szkoleniach dla zwolnionych stoczniowców i były to olbrzymie pieniądze.

 

Być może pomogła temu wcześniejsza decyzja o zakupie wielkotonażowych statków w Chinach? W 2003 r. Zastanawiający jest jednak fakt, że choć Stocznia Gdańska zajmowała 1. miejsce w Europie i 15. na świecie pod względem wielkości produkcji, postanowiono wydać miliard dolarów w Chinach. Skąd taka decyzja?

Argumentowano to w ten sposób, że będą kupowane masowce - to dosyć tanie statki - i kupowane będą w krajach, gdzie jest tania siła robocza. Miało to być tańsze i bardziej opłacalne. Mówiłem wtedy, że ze względów gospodarczych opłaca się, aby rząd polski stworzył specjalne warunki dopłat do zakupu tego typu statków produkowanych w Polsce, wyrównujące ewentualne różnice. Jest to rozwiązanie stosowane na całym świecie. Rządy potrafią zrobić dopłatę tylko po to, żeby dana inwestycja była realizowana w kraju. Oczywiście nikt z rządu Donalda Tuska nikt takiej argumentacji nie słuchał. Chińskie statki miały być tańsze. Teraz okazuje się, że zamawiamy japońskie. To dla mnie ogromne zaskoczenie. Uważam, że to niewłaściwe i ktoś powinien się z tego wytłumaczyć.

 

W tym samym czasie, gdy tereny postoczniowe idą pod młotek, Unia dokłada prawie 71 mln zł do rozbudowy portu w Świnoujściu. Czy nie zmierza to przypadkiem w kierunku zrobienia z Polski unijnej przeładowni?

Tak i to w dodatku przeładowni pomocniczej, bo główne porty to cały czas porty poza naszym wybrzeżem. Natomiast porty pomocnicze są też potrzebne. To także jest dla nas problem, że większość kontenerów idzie do Hamburga, bo stamtąd bardziej opłaca się przetransportowywać je dalej koleją czy ciężarówkami. To paranoje, które pokazują, że w zarządzaniu gospodarką jest coś nie tak. Jeśli naszym eksporterom bardziej opłaca się sprowadzenie towarów za pośrednictwem portów niemieckich, a następnie drogą kolejową czy transportem kołowym, zamiast bezpośrednio, to oznacza, że nikt racjonalnie tym obszarem nie zarządza.

 

Na polskich armatorów czeka kolejne pogrążające rozwiązanie, które niebawem wejdzie w życie. Parlament Europejski przyjął tzw. dyrektywę siarkową, która nakazuje stosowanie drogiego paliwa o obniżonej zawartości siarki. Ma to podnieść koszty utrzymania floty nawet o 60 proc. Apele i protesty armatorów nie spotkały się z zainteresowaniem rządu?

Omawialiśmy ten temat pod koniec ubiegłego roku na Komisji Skarbu Państwa. Bardzo mocno skrytykowałem wtedy przedstawicieli ministra za to, że nie zrobiono nic, aby statki pod polską banderą i statki, które pływają na Bałtyku były równo traktowane. Z informacji, które uzyskaliśmy wynika, że niektóre państwa, jak np. Rosja, nie będą się tej dyrektywie podporządkowywały.

 

CZYTAJ TAKŻE:

Polskie stocznie już zniszczone. Teraz czas na inwestycje i zakup okrętów. W Japonii...

Ukryty raport NIK: Rząd Tuska doprowadził stocznie do upadku. "Przedstawia ogromną liczbę nieprawidłowości"

 

Rozmawiała Marzena Nykiel

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych