Kilka dni temu TVN wyemitował w magazynie Uwaga materiał poświęcony salezjańskiemu gimnazjum z Lubina. Tendencyjna narracja osadzona w mrocznej atmosferze grozy miała udowodnić, że szkoła jest niedostępną twierdzą, w której dzieje się coś złego. Dziennikarka TTV w asyście dwóch kamer wdarła się na plac kościoła, gdzie odbywał się Festyn Rodziny z udziałem uczniów, rodziców i nauczycieli gimnazjum im. Dominika Savio w Lubinie.
Wspaniałą atmosferę zabawy i radości widać było gołym okiem. Ponad stuosobowa grupa uczniów, nauczycieli i rodziców tańczących makarenę czy tańce irlandzkie budziła sympatię. Reporterka TTV za wszelką cenę próbowała jednak uzyskać odpowiedź na tendencyjnie stawiane pytania o gimnazjalne otrzęsiny. Całość wyjazdu integracyjnego raczej jej nie interesowała. Pytała głównie o interpretację interpretacji wyrwanych z kontekstu zdjęć, które obiegły już cały świat. Rodzice, których dzieci zostały poddane medialnemu linczowi nie chcieli z nią rozmawiać. Dawno przestali ufać mediom, które za każdym razem, gdy tylko zabierali głos, manipulowały ich wypowiedzi. Kilkoro rodziców zdecydowało się jednak na wypowiedź. Mówili, że nie widzą niczego bulwersującego, że otrzęsiny nie naruszyły godności ich dzieci, a ksiądz jest człowiekiem czystym i oddanym swojej posłudze.
Jak wyglądałby obiektywny obrazek z Festynu Rodzinnego? Doskonale zgrana i roześmiana wspólnota szkolna - uczniów, rodziców i nauczycieli - integruje się we wspólnej zabawie pod przewodnictwem dyrektora. Jest Msza św., zabawa i rozgrywki sportowe. Ile szkół w Polsce może się pochwalić takimi imprezami? Byłyby też rzeczowe wypowiedzi rodziców, którzy nie obwiniają ks. Kozyry czy nauczycieli, lecz media za ich manipulacje.
Jednak zadanie autorki materiału, Moniki Nawrot, było najwyraźniej wytyczone wcześniej. By wprowadzić atmosferę grozy, opatrzyła materiał psychodeliczną muzyką i specjalnie dobranymi zdjęciami. Wszystkim uczestnikom zabawy zamaskowano twarze, co wprowadziło do odbioru widza dodatkowy podtekst, doskonale znany nam już z wcześniejszych działań medialnych. Smaczkiem uwypuklonym w materiale było nagranie wylegitymowania ekipy przez policję, którą wezwano po wielu bezskutecznych prośbach o opuszczenie terenu. Trudno się dziwić, że rodzice zdecydowali się na taki krok, skoro agresywna ekipa TTV, miotająca się pomiędzy uczestnikami festynu, nie reagowała na prośby rodziców, ks. dyrektora ani proboszcza.
Gdzie są granice? Wygląda na to, że w tej sprawie media przekroczyły już wszystkie. Bezrefleksyjny lincz, który zadały dyrektorowi szkoły i uczniom jeszcze się nie zakończył. W nagonce na księdza gotowi są posłużyć się każdą, najprymitywniejszą manipulacją, by dowieść swego. Niewinni ludzie stają się ofiarami chorego myślenia tych, którzy mają dostęp do propagandowych tub. Reguły odpowiedzialności i rzetelności dawno przestały ich już obowiązywać.
W sprawie otrzęsin w salezjańskim gimnazjum odwoływano się głównie do zasady poszanowania godności człowieka. Twierdzono, że zabawa ta odarła uczniów z godności. Nikt nie zadał sobie jednak trudu wysłuchania ich. Oni jednak zareagowali natychmiast. Ponad sto osób stawiło się w siedzibie lokalnej telewizji TVL Odra, która jako pierwsza wyemitowała szkalujący materiał. Złożyli w niej protest podpisany przez ponad stu uczniów szkoły, w którym domagali się sprostowania i przeprosin na antenie.
My, niżej podpisani, w związku z umieszczeniem w programie "Informacje" w dniu 14 września 2012 r. materiału filmowego o nazwie "Nieprzyzwoite zabawy z księdzem?", wyrażamy swoje oburzenie spowodowane stylem prezentowanego przez Państwa zdarzenia.
Przestawiona w materiale filmowym sytuacja określona jako "Zlizywanie przez kilkunastoletnie dziewczynki bitej śmietany z kolan kapłana" jest wyrazem Państwa nierzetelności w zdobywaniu i przekazywaniu informacji. Wydaje się, że ów materiał filmowy jest efektem zasłyszanych subiektywnych głosów osób trzecich, których nie było ani na wyjeździe integracyjnym, ani nie znały okoliczności powstania prezentowanych przez Telewizję Lubin fotografii.
Jak można się domyślać, żadne przeprosiny ani sprostowania nie zostały przez stację opublikowane. Na spotkaniu z uczniami dyrektor programowy Maja Grohman odparła jedynie, że materiał został opublikowany dla ich dobra.
Chcieliśmy pokazać coś, co w ocenie naszej, w ocenie psychologów, pedagogów, z którymi rozmawialiśmy na ten temat, jest niedopuszczalną formą zabawy nawet w formie otrzęsin. (...) Może państwo sobie z tego nie zdajecie sprawy, bo jesteście jeszcze bardzo młodymi, bardzo mądrymi ludźmi - jak widzę - że zostały naruszone pewne granice. Granice pomiędzy człowiekiem dorosłym a dziećmi. Dlaczego tam występuje ksiądz? Każdy ma prawo do oceny. Wy jako młodzież czy wasi rodzice mogą uznać tę zabawę za dopuszczalną, ale również my mamy prawo do własnego zdania. I w naszej ocenie to nie była zabawa, która licuje z zachowaniem księdza, nauczyciela, pedagoga. Mamy demokrację. Państwo macie możliwość wypowiedzenia swojego zdania, my swojego. My nie chcieliśmy nikogo urazić, nie chcieliśmy żeby opinia salezjańskiego gimnazjum straciła dobre imię, chcieliśmy pokazać że takie praktyki są niedopuszczalne i na tym stanowisku stoimy
- powiedziała Grohman. Cały wywód o demokratycznym prawie do własnej opinii sprowadza się de facto do władzy medium, które może powiedzieć wszystko. Uczniowie nie doczekali się sprostowania. W materiale nie powiedziano, że w wyjeździe integracyjnym brało udział 17 nauczycieli, 7 animatorów, którzy byli autorami scenariuszy zabaw, oraz prawie 90-ciu uczniów.
Prawa do demokratycznego głosu nie otrzymali także rodzice uczniów, którzy również napisali swój list protestacyjny do TVL Odra:
Po przeczytaniu tekstu pt. "Nieprzyzwoite zabawy z księdzem?” i obejrzeniu materiału filmowego zamieszczonego przez Państwa Redakcję czujemy wielki niesmak i rozczarowanie, gdyż myśleliśmy, że przynajmniej lokalne media (dbając o dobro wspólnoty lokalnej) są rzetelne i starają się dobrze sprawdzić przedstawiane materiały. Trzeba mieć dużo złej woli i negatywnego nastawienia do człowieka, by nie znając kontekstu i okoliczności w jakich zostało zrobione zdjęcie sztucznie nadmuchiwać sensację nie bacząc na to, że niszczy to dobre imię osoby, która ma wiele zasług dla młodzieży naszego miasta. To albo brak odrobiny wyobraźni i wrażliwości, bądź też zaplanowane prymitywne działanie mające na celu zniszczenie człowieka.
Pod listem, w którym szczegółowo przedstawiono liczne uchybienia i niedopełnienie dziennikarskiej rzetelności podpisało się 160 rodziców. Domagali się przy tym "sprostowania i przeprosin księdza dyrektora oraz całej społeczności szkolnej Gimnazjum Salezjańskiego im. Św. Dominika Savio w Lubinie, a w szczególności uczennic tej szkoły", które ukazane zostały w materiale jako osoby uczestniczące w nieobyczajnych działaniach.
Sformułowanie odpowiedzi zajęło szefowej stacji Mai Grohman znacznie więcej czasu niż realizacja materiału o gimnazjum jej pracownicy Katarzynie Szatkowskiej. Trzeba było przecież podjąć stosowne konsultacje prawne i zablokować dalsze roszczenia rodziców. W piśmie stwierdzono, że "dziennikarka przygotowująca materiał zachowała szczególną staranność i rzetelność przy zbieraniu informacji".
Jesteśmy zaskoczeni tym, że próbujecie nas Państwo winić za to, że pokazaliśmy w sposób rzetelny fakty, które bulwersują wiele osób m.in. rodziców, psychologów, pedagogów i nauczycieli
- napisała dyrektor programowy Maja Grohman.
W materiale nie wypowiedział się oczywiście pod nazwiskiem żaden rodzic, pedagog czy nauczyciel, który widziałby coś niepokojącego w działalności szkoły. Żaden z dziennikarzy, ani tym bardziej autorka materiału TVL Odra, nie pokazali prawdy o otrzęsinach, które były niewielkim elementem wielowymiarowego wyjazdu integracyjnego. Była wspólna zabawa, chodzenie po górach, ale i wspólna Msza Św. i modlitwa. Były rozmowy w mniejszych grupach i wspólna integracja całej społeczności uczniowskiej. To dzięki temu pierwszoklasiści przekraczają próg szkoły z zaufaniem i pewnością, że idą w bezpieczne miejsce, nie czują się zestresowani zmianą szkoły, znacznie szybciej budując wzajemne relacje.
Ks. Marcin Kozyra nie jest dyrektorem wyjętym ze schematu chorej szkoły zbudowanej na mocy reformy oświaty minister Hall, gdzie podstawą jest izolacja i stawianie granic. Jest oddanym swoim uczniom księdzem, katechetą, pedagogiem. Jego gabinet jest zawsze otwarty. Przebywa w szkole znacznie ponad normę i zawsze ma czas dla uczniów i ich rodziców. Niedorzeczne jest więc porównywanie go z dyrektorami wielu państwowych placówek, których uczniowie znają głównie z akademii. Do ks. Marcina uczniowie przychodzą ze swoimi problemami, wielu z nich się u niego spowiada. Dyrektor uczy, ale i chodzi z uczniami po górach, modli się, organizuje spływy kajakowe. Jest dla nich autorytetem. Wszystko w duchu salezjańskiego wychowania, które osadzone jest mocno w codzienności. Mówienie o stawianiu granic na podstawie wyjętego z kontekstu zdjęcia, przy jednoczesnym odrzuceniu całego morza faktów jest prawdziwym absurdem.
"Prowincjonalne żurnalistki", jak określił je prof. Aleksander Nalaskowski, doskonale wiedzą jak funkcjonuje salezjańskie gimnazjum. Wiedzą, że to elitarna szkoła, do której stoi długa kolejka chętnych. Wszyscy zatroskani o dobro swoich dzieci rodzice, starają się o umieszczenie ich właśnie tam. Od lat chodzą do tej szkoły dzieci lubińskiej śmietanki, lekarzy, prawników, nauczycieli, którzy wybierają tę placówkę właśnie dlatego, że wychowuje i mądrze kształtuje młodych ludzi. W ciągu dwunastu lat funkcjonowania gimnazjum nigdy nie było żadnego zgłoszenia na policję. Nie ma poważnych problemów wychowawczych, gdyż dzieci otoczone są profesjonalną opieką wychowawców, którzy współpracują ściśle z rodzicami. Szkoła nie ma sobie równych także pod względem edukacyjnym, a dyrektorzy liceów najchętniej przyjmują do siebie właśnie tych absolwentów.
Redakcja portalu wPolityce.pl wciąż otrzymuje listy w obronie ks. Marcina Kozyry, których nadawcy zapewniają o jego nieskazitelności.
Ten człowiek, z którego tak wielu kpi i którego tak wielu oskarża na podstawie kilku wyrwanych z kontekstu zdjęć, był i jest dla nas kimś ważnym. W czasie naszej wczesnej młodości dał nam bardzo wiele. Dał nam siebie jako duchowego ojca, jako wychowawcę, jako tego który ukazywał nam nie tylko Chrystusa, którego jako kapłan zobowiązany był głosić, ale także to, że lepiej być niż mieć, że można odnaleźć siebie w dawaniu siebie, że prawdziwe szczęście to nie konsumpcjonizm, ale służba dla Chrystusa i drugiego człowieka. Wielu z nas czerpało ze skarbnicy jego mądrości, świadectwa życia i czasu, który nam poświęcał
- napisali byli wychowankowie ks. Kozyry z czasów jego duszpasterskiej posługi w Środzie Śląskiej. Dziś mają po 25-35 lat i mimo, że dawno stracili kontakt ze swoim wychowawcą, wartości które im wpoił wciąż procentują.
Jedna z matek byłego ucznia salezjańskiego gimnazjum napisała do nas wzruszający list:
Ks. Marcin robi wiele dobrego dla młodzieży. Mój syn był w bardzo złej placówce i my rodzice nie mogliśmy poradzić sobie w wychowaniu krnąbrnego nastolatka. Ks. Marcin w ostatnim roku gimnazjum przyjął go pod swoje skrzydła. Chłopak od tamtej pory zmienił się diametralnie, wracał ze szkoły i opowiadał nam jak widzi nowe środowisko. Dla niego to było zderzenie dwóch światów, tu w gimnazjum salezjańskim były same anioły. Koledzy pomagali mu w nadrabianiu zaległości. Syn był zachwycony, że w szkole są tak dobre relacje uczniów z "Kozim" - ks. Kozyrą. Ksiądz śledził wpisy dzieci na portalach młodzieżowych i wymieniał z nimi informacje. Młodzież nie czuła się osaczona, ale czuła nadzór, opiekę mądrych dorosłych. Śmiałam się do syna aby nie siedział za długo na komputerze bo ksiądz ma na wszystko oko - nie tylko w szkole. To jest prawdziwy wychowawca młodzieży - na wzór Ks. Bosko.
CZYTAJ WIĘCEJ: OD NASZEGO CZYTELNIKA: "Ksiądz Marcin to nie tylko najlepszy kapłan jakiego znam, ale przede wszystkim mądry i szlachetny człowiek"
Redakcja portalu wPolityce.pl rozmawiała z rodzicami uczniów gimnazjum salezjańskiego, których dzieci uczestniczyły w otrzęsinach. Żaden z rodziców nie miał nawet cienia podejrzeń wobec ks. Kozyry, którego doskonale znają. Zapewniali o jego niewinności, uczciwości i bezgranicznym oddaniu w posłudze kapłańskiej i wychowawczej. Nie ulega wątpliwości, że musi być wyjątkową postacią, skoro nawet w obliczu tak szeroko zakrojonej nagonki medialnej, stoją za nim murem, a wspólnota szkolna jeszcze bardziej umocniła się po tym trudnym doświadczeniu.
Można odnieść wrażenie, że komuś wyjątkowo zależało na obrzuceniu salezjańskiego gimnazjum błotem, a sprawa jako wyjątkowo nośna znalazła rezonans w ogólnopolskich, czy nawet światowych mediach. Chora wyobraźnia interpretatorów zdjęć, narzuciła swój kierunek niemal całej Polsce, wpisując się doskonale we wściekłą nagonkę na Kościół i szukanie skandali wśród księży. Media coraz mocniej próbują wbić opinię publiczną w atmosferę podejrzliwości wobec kapłanów. Inne kraje Europy Zachodniej przerabiały to lata temu. Wystarczy spojrzeć na skutki. W Anglii czy Irlandii salezjanie wycofali się całkowicie z wyjazdów z młodzieżą, by nie wzbudzać podejrzeń mediów.
Wkraczamy w kolejną fazę medialnego terroru - fazę wycofywania wychowawców z wychowania.
Szkołom odebrano ten obowiązek za czasów minister Hall, wskutek czego fala przemocy w szkołach osiąga właśnie swoje apogeum. Rodzicom odbiera się przywilej wychowania do życia w rodzinie, próbując wprowadzić w zamian edukację seksualną, prowadzoną przez niepewnych moralnie edukatorów. Kapłanom odbiera się prawo do wychowania w świetle zasad etyki chrześcijańskiej, a każdą próbę obrony godności życia uznaje się za działanie polityczne. Coraz silniejsza staje się także próba dyskredytacji szkół katolickich, które przeżywają w ostatnich latach prawdziwe oblężenie.
Uczniowie salezjańskiego gimnazjum z pewnością wiele wycierpieli. Zyskali jednak, jak sami mówią, coś więcej. To dla nich niezapomniana lekcja edukacji medialnej. Będąc w centrum wydarzeń, nigdy nie przyszło im do głowy, by nadać sprawie ukazany przez media kontekst. Dzięki niej widzą doskonale, że medialna obrona fikcji dawno wzięła górę nad obroną faktów.
Ten prosty mechanizm manipulacji opisany jest w literaturze bardzo szeroko. Na koniec krótki fragment z "Montażu" Volkoffa, jakże pomocny w rozszyfrowywaniu wielu spraw:
Wie pan przecież, że całkiem dobrze można głosić jedną rzecz, a robić coś całkiem przeciwnego. Jeżeli tylko krzyczy się dość głośno i jeżeli dobrze przygotuje się opinię publiczną, zauważony zostanie tylko krzyk, działanie natomiast przejdzie niepostrzeżenie. Właśnie dlatego ideałem dźwigni jest prasa, a wkrótce także inne mass media. Gdy raz się poczyni odpowiednie przygotowania nie trzeba nawet pamiętać o stałym manipulowaniu informacji, wystarczy zdać się na "rezonans". Przykład: postanawia pan sterroryzować jakieś społeczeństwo. Inscenizuje pan pojedynczy akt terroryzmu. Prasa konserwatywna z oburzeniem potępia ten akt. Ale im głośniejsze potępienie, tym bardziej potępia się rozgłos i znaczenie tego czynu, co jest dla nas korzystne. (...)
- W jaki sposób naprzód przygotować opinię publiczną?
- Przez podawanie tendencyjnych informacji. W tym celu opanowuje się któryś z poważnych dzienników. Jeżeli postępuje się rozważnie i nie dopuszcza do kompromitacji, cała prasa zaczyna dotrzymywać jej kroku, pomnażając w nieskończoność nasz pierwotny wkład.
- I na czym polega tendencyjna informacja? (...)
- Vademecum podaje dziesięć przepisów na tendencyjną informację. (...) Nieprawda niedająca się zweryfikować, mieszanka prawdy i fałszu, deformacja prawdy, zmiana kontekstu, zacieranie i jego odmiany, wybrane fakty, komentarz podtrzymywany, ilustracja, generalizacja, nierówne części, części równe.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/141801-wszechwladza-mediow-zmieli-kazdego-w-nagonce-na-ksiedza-posluza-sie-kazda-najprymitywniejsza-manipulacja