Racewicz: jedna z żon dostała zdjęcia z miejsca katastrofy. Trzy. Na każdym inny człowiek. Wszystkie podpisane nazwiskiem jej męża

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. wPolityce.pl
Fot. wPolityce.pl

Chciałabym żyć w kraju, w którym jak jest wina, to jest i kara, jak choć jest białe, to jest białe, a jak czarne, to czarne. Jest we mnie niezgodna na kłamanie w żywe oczy

- mówi Joanna Racewicz, żona śp. Pawła Janeczka, szefa ochrony prezydenta Lecha Kaczyńskiego, w tygodniku "Wprost".

Odnosząc się do nieprawidłowości, jakie zobaczyła w dokumentacji medycznej na temat swojego męża wyjaśnia, że czytając akta "była w niej wściekłość, że tak można traktować drugiego człowieka". Zaznacza, że w dokumentacji dotyczącej każdej ofiary katastrofy smoleńskiej są błędy i nieprawidłowości.

Wynikiem tych zaniedbań może być to, że wiele osób modli się przy grobach, które w istocie nie są pomnikami ich bliskich...

- wyjaśnia Racewicz.

Opisuje również sytuację jednej z rodzin ofiar tragedii z 10 kwietnia:

Jedna z żon dostała zdjęcia z miejsca katastrofy. Trzy. Na każdym inny człowiek. Wszystkie podpisane nazwiskiem jej męża. Pyta więc prokuraturę, o co chodzi i słyszy, że to jakiś urzędniczy błąd i prokuratura zapewnia, że mąż został zidentyfikowany również również dzięki badaniom DNA. W związku z tym żona pisze do rosyjskiego instytutu, czy ciało jej męża poddano badaniom genetycznym. I dostaje pisemną odpowiedź, że nie poddano.

Żona Pawła Janeczka pytana o to, dlaczego po katastrofie smoleńskiej "nikt nie protestował, nikt nie interweniował", wyjaśnia "bo wtedy w każdym, we mnie również, była jedna myśl: zabrać ich stamtąd, z tego nieludzkiego świata".

Racewicz przyznaje, że była w Moskwie i widziała ciało swojego męża, jednak dziś nie ma pewności, czy to na pewno on leży w grobie na Powązkach. Pytana o to mówi:

Boże, nie wiem! Teraz nie wiem. Chcę wierzyć, że oni (Janeczek i trzech innych funkcjonariuszy BOR - red.) tam leżą. Ich rodziny też.

Racewicz zaznacza, że gdyby po 10 kwietnia miała wiedzę o skali nieprawidłowości, zapewne domagałaby się, by otwarto trumnę w Polsce.

Dla uczciwości. Po to, żebym mogła synkowi powiedzieć kiedyś całą prawdę. Wtedy jednak w Rosji jasno powiedziano, że trumny zostają zamknięte de facto na zawsze

- zaznacza.

Opisuje również zaskakującą procedurę pobierania próbek DNA. Okazuje się, że zaraz po katastrofie smoleńskiej funkcjonariusze ABW przybyli do niej i pobrali próbki DNA od jej syna oraz zabrali rzeczy osobiste Pawła Janeczka.

Kiedy pytałam w Moskwie, dlaczego mnie przesłuchują jeszcze raz, przecież już to wszystko powiedziałam, i czy mają te wszystkie badania, ślady DNA, rentgeny, powiedzieli, że nie mają nic. Gdzie to się wszystko podziało? Przecież taką dokumentację zabrano każdej rodzinie

- zaznacza Racewicz.

Wywiad z żoną Pawła Janeczka po raz kolejny pokazuje skalę nieprawidłowości, zaniechań oraz zaskakującego bałaganu, jaki panował w Polsce oraz Rosji po katastrofie smoleńskiej.

Trudno się dziwić, że coraz więcej rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej przyznaje, że nie ma już zaufania do organów państwa.

KL

CZYTAJ TAKŻE: Joanna Racewicz we "Wprost": "słyszę historie, że podczas transportu odpadły z trumien tabliczki z nazwiskami i Rosjanie przybijali jak popadło"

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych