Janusz Śniadek: Lech Kaczyński - człowiek "Solidarności". "Jak nikt dochował wierności wspólnym ideałom"

Czytaj więcej 50% taniej
Subskrybuj
fot. PAP/Adam Warżawa
fot. PAP/Adam Warżawa

8 września 2012 r.

Wypowiadam te słowa z głęboką satysfakcją i dumą. „Solidarność” rodząca się z portretami Ojca Świętego Jana Pawła II oraz wizerunkami Matki Boskiej na bramach strajkujących zakładów była wielkim wołaniem zniewolonego narodu o wolność i sprawiedliwość społeczną. Była wielkim i pięknym marzeniem o Polsce zbudowanej na wartościach. Nazywamy je wartościami Sierpnia, a wyraża je 21 postulatów.


Lech Kaczyński tak jak nikt dochował wierności wspólnym ideałom Solidarności. Dochował wierności jak żaden spośród liderów naszego Związku, którzy odeszli do życia publicznego, którzy ze społecznego mandatu sprawowali najwyższe funkcje w państwie. Lech Kaczyński stał się symbolem wierności zwykłym ludziom. To stąd ten wielki szacunek ludzi i żałoba po katastrofie smoleńskiej. To niestety powód tej zawziętej walki przeciwników politycznych z pamięcią o nim. Walka z pamięcią o Lechu Kaczyńskim to walka z wizją Polski solidarnej, z ideałami i przesłaniami Sierpnia, z marzeniami o sprawiedliwości społecznej. To walka z „Solidarnością” broniącą godności ludzi pracy.


Wróćmy jednak do chwili, kiedy Lech Kaczyński odszedł z władz „Solidarności”. Na III Krajowym Zjeździe Delegatów w Gdańsku w lutym 1991 roku, gdy kandydował na funkcję przewodniczącego Związku, w swoim wystąpieniu programowym mówił o sprawach bieżących. Mówił o problemach wynikających z prywatyzacji, potrzebie tzw. umowy prywatyzacyjnej z gwarancjami dla załogi, partycypacji pracowników w zarządzaniu firmą oraz o umowach zbiorowych. Wskazywał na napięcia pomiędzy strukturami branżowymi i regionalnymi. Proponował kompromisy faktycznie obowiązujące do dzisiaj. Między innymi postulował poszerzenie Prezydium o przedstawicieli branż. Był rasowym związkowcem. Przestrzegał przed budowaniem własnej reprezentacji politycznej, wskazując, że ewentualny udział we władzy wykonawczej jest nie do pogodzenia z zadaniami związku zawodowego. Późniejsze doświadczenia z Akcją Wyborczą Solidarność pokazały, jak bardzo miał rację. Po III Zjeździe zrezygnował z funkcji w Prezydium Komisji Krajowej NSZZ „Solidarność”. Przez pół roku był ministrem stanu ds. bezpieczeństwa w Kancelarii Prezydenta Lecha Wałęsy. Wybrany przez Sejm na Prezesa NIK w lutym 1992 roku pełnił urząd do czerwca 1995 roku. W 2000 roku został powołany na ministra sprawiedliwości w rządzie Jerzego Buzka. W 2001 roku jako współzałożyciel stanął na czele Prawa i Sprawiedliwości. W listopadzie 2002 roku został wybrany prezydentem miasta stołecznego Warszawy. Po odejściu z kierownictwa „Solidarności” dwukrotnie sprawował mandat posła.


Celowo wyliczyłem te wszystkie funkcje publiczne, bo w tym okresie Leszek nie tylko nie odwrócił się od „Solidarności”, ale stale utrzymywał żywy kontakt z kolegami. Podkreślał publicznie, że kiedy kierował różnymi instytucjami i urzędami, zwłaszcza gdy był Prezydentem Warszawy, związki zawodowe nigdy nie były dla niego przeszkodą, ale zawsze partnerem.


Moje bliższe kontakty jako Przewodniczącego NSZZ „Solidarność” z Leszkiem rozpoczęły się po nadaniu mu przez Redakcję „Tygodnika Solidarność” tytułu Człowieka Roku 2004 za przygotowanie obchodów 60. rocznicy Powstania Warszawskiego i Muzeum Powstania. Te dzieła to wielki osobisty sukces Leszka.


Kiedy zbliżały się wybory prezydenckie w 2005 roku, we wrześniu jako kandydat został zaproszony na Komisję Krajową. „Solidarność” zdecydowanie udzieliła poparcia Lechowi Kaczyńskiemu i jego programowi Polski solidarnej. Chcę podkreślić, że w wolnej Polsce od 1990 roku „Solidarność” w każdych wyborach prezydenckich popierała jednego z kandydatów. Duży wymiar przed drugą turą wyborów miało spotkanie na Krajowym Zjeździe Delegatów NSZZ „Solidarność” 13 października w Wasilkowie koło Białegostoku. Niedaleko rodzinnych stron księdza Jerzego Popiełuszki Lech Kaczyński mówił do zebranych:


„Najlepsze lata mojego życia to działalność w ‘Solidarności’, bo wtedy powstawała Wolna Polska, bo wtedy powstawał ruch, który nie znajduje precedensu w historii Europy. To jest ruch, któremu zawsze będę wierny”.


I nieco dalej :


Mówi się o mnie, że przeciwstawiam wolności solidarność. Ja chcę tylko walki z taką wolnością, która polega na czynieniu krzywdy innemu, bo takiej wolności być nie może. Często to po prostu działalność przestępcza, z przestępczością zamierzam twardo walczyć. Ale krzywdzenie innego może przyjąć także inny charakter, może to być właśnie nieograniczona władza nad pracownikiem.



To tylko wybrane zdania z ważnego wystąpienia. Najbardziej spójną wizję swojej prezydentury, piękną wizję Polski Lech Kaczyński przedstawił w orędziu wygłoszonym do Zgromadzenia Narodowego w dniu zaprzysiężenia.

Znowu tylko wybrane zdania.


Ta naprawa Rzeczypospolitej to zadanie konkretne, to usunięcie z naszego życia zjawisk patologicznych, a przede wszystkim wielkiej dziś przestępczości, szczególnie zaś przestępczości korupcyjnej – całego, wielkiego pędu do uzyskania nieuprawnionych korzyści, który to pęd zatruwa społeczeństwo, deformuje jego konstrukcję, tworzy zbyt wielkie i niczym nieuzasadnione społeczne dystanse, degeneruje instytucje rynkowe, a przede wszystkim degeneruje aparat państwowy i uniemożliwia prawidłowe wypełnienie przez państwo jego elementarnych zadań.



Naród jako wspólnota buduje się również wokół tradycji. Nie wolno przeciwstawiać jej koniecznym zamianom, koniecznej modernizacji Polski. To jest sprzeczność wymyślona. To jest szkodliwy sposób myślenia. Największe sukcesy w Europie odnieśli ci, którzy potrafili połączyć modernizację z dobrą tradycją.


Polsce potrzebna jest swego rodzaju umowa społeczna, która określi na następne lata sposób dzielenia wspólnego dorobku. Polacy muszą wiedzieć, czego mogą się spodziewać – jako konsumenci, jako pracownicy, jako pracodawcy – spodziewać od państwa.



Wkrótce po zaprzysiężeniu, już trzeciego dnia urzędowania w Pałacu Prezydenckim odbyło się spotkanie Pana Prezydenta z Komisją Krajową „Solidarności”, na którym oświadczył:


Równowaga pomiędzy interesami pracodawców i pracowników była w ostatnich kilkunastu latach poważnie zachwiania. Trzeba ją przywrócić. Chciałbym, jako urzędujący prezydent Rzeczypospolitej, być inicjatorem, swoistym opiekunem społecznego dialogu w Polsce.


Dotrzymał tej deklaracji.

W okresie rządów PiS rozpoczęły się prace nad nową umową społeczną. Platforma nie kontynuowała tych prac. Prezydent wielokrotnie spotykał się z partnerami społecznymi, organizacjami pracodawców i związkowcami. Uwzględniając argumenty związków zawodowych, kilkakrotnie zdecydował się zawetować antyspołeczne i antypracownicze ustawy. Jego weto na kilka lat opóźniło rozpoczynającą się ponownie prywatyzację służby zdrowia. Uwzględniając apele związkowców, a także organizacji pracodawców zdesperowanych załamaniem się dialogu społecznego w Komisji Trójstronnej w okresie rządów PO, Lech Kaczyński w 2009 roku zaczął zwoływać Szczyty Społeczne poświęcone sytuacji społeczno-ekonomicznej, bezrobociu i zapowiadanemu wejściu do strefy euro. W 2010 roku Prezydent powołał Narodową Radę rozwoju, do której zaprosił partnerów społecznych, środowiska samorządowe i naukowe. Patronował organizowanemu przez „Solidarność” konkursowi „Pracodawca przyjazny pracownikom”.

Nie sposób przecenić troski Prezydenta Kaczyńskiego o historię, zwłaszcza tę najnowszą, o tradycję narodową, dowartościowanie zapomnianych bohaterów walczących o wolną Polskę. Starał się być obecny na możliwie wielu rocznicach kluczowych zdarzeń na polskiej drodze do wolności. Prowadził konsekwentnie politykę docierania do zapomnianych cichych bohaterów i nadawania im odznaczeń państwowych. To jedna z najchlubniejszych cech jego prezydentury i powód do dumy dla całej Solidarności. To dopiero Leszek odznaczył orderami Orła Białego Annę Walentynowicz i Andrzeja Gwiazdę.

Na jubileuszowym XX Krajowym Zjeździe Delegatów NSZZ „Solidarność” we wrześniu 2006 roku w Szczecinie, omawianie prezydenckiej ustawy o zmianach do ustawy o Państwowej Inspekcji Pracy zakończył stwierdzeniem:


Nie ma lepszej ochrony dla pracowników niż rozsądne, mądre, dobrze zorganizowane i dobrze kierowane związki zawodowe.


Ta życiowa mądrość przypomniała mi inne doniosłe stwierdzenie o ruchu związkowym. W 1983 roku Lech Wałęsa otrzymał Nagrodę Nobla za pokojową walkę o prawo do zrzeszania się w związki zawodowe. Komitet Helsiński w tekście uzasadnienia stawia retoryczne pytanie: – czy są takie ideologie i systemy gospodarcze, w których obrona praw pracowniczych jest niepotrzebna? Po czym pada kategoryczne stwierdzenie:


Powinniśmy zapewne wierzyć, że są takie granice, poza którymi nie trzeba walczyć o prawa pracownicze; ale granice takie oczywiście nie istnieją.

Przypominam to zdanie tym, którzy mówią, że związki zawodowe w Polsce są dzisiaj niepotrzebne. Można odnieść wrażenie, że sam laureat już nie pamięta, za co otrzymał nagrodę. Nie za walkę o pokój na świecie, tylko o prawo do zrzeszania się w związki zawodowe.

Leszek Kaczyński podobnie jak Ojciec Święty Jan Paweł II wielokrotnie powtarzał, jak bardzo „Solidarność” jest ciągle potrzebna. Na XIX KZD powiedział:


Jest tendencja do tego, żeby zasadniczo zliberalizować kodeks pracy (...) Mogę powiedzieć, że ja w walce z tego rodzaju pomysłami będę Waszym sojusznikiem.


W innym miejscu:

Dziś wielkim zadaniem ‘Solidarności’ jest to, żeby na dalszej drodze rozwoju nie zapomniano o interesie pracowników.


W sposób najbardziej zwięzły i dobitny istotę toczącego się od początku transformacji sporu o drogę dalszego rozwoju Polski Prezydent wyraził na przywoływanym już XX Krajowym Zjeździe Delegatów „Solidarności”. Powiedział wtedy:


Demokracja i wolność muszą zakładać równoważenie interesów społecznych. Na tym właśnie polega Polska solidarna, na tym, że realizowany jest nie tylko interes jednej grupy.



Później, nawiązując do zapóźnień z PRL-u, stwierdził:


Dziś trzeba to nadrabiać tak, aby nie było ludzi zapomnianych, aby nie było ludzi wykluczonych. To kolejne zadanie Polski solidarnej, które musi być realizowane, a jest prawie codziennie zagrożone, bo istnieje też inna koncepcja budowy Polski dla silnych i bogatych, budowy takiej Polski, w której tylko ci, którzy dysponują własnością – szczególnie na dużą skalę – mają cokolwiek do powiedzenia. Mam nadzieję, że taka Polska nigdy nie powstanie. I mogę powiedzieć, że póki będę Prezydentem Rzeczypospolitej, to z taką wizją będę otwarcie walczył.



Parę dni temu w Sejmie mówił o tym lider obozu budującego Polskę dla wybranych Donald Tusk. Przedstawiając informację o działaniach instytucji państwowych w sprawie spółki Amber Gold, na początku wystąpienia powiedział:

Ten spór o zakres interwencji państwa wobec obywateli, ich wolności i zakres interwencji władzy politycznej wobec instytucji niezależnych od niej, w naszym ustroju wydaje mi się tak naprawdę najważniejszy i fundamentalny. Ta debata ma kluczowe znacznie nie tylko dla rozwiązania problemu Amber Gold, ale także dla przyszłości Polski.


Z kolei pod koniec swoich wywodów mówił:

Chciałbym też, żebyśmy odważnie i otwarcie pokazywali błędy, jakie zawiera nasz ustrój albo jakie błędy popełniają ludzie odpowiedzialni za działanie prawa i instytucji w Polsce, ale żebyśmy przy tej okazji nie dali sobie wmówić, że błędem jest niezależność instytucji, że demokracja rozumiana także jako prawo do podjęcia wolnych i ryzykownych decyzji jest błędem, że nasze państwo jest błędem. Nie dajmy sobie wmówić, że dzisiejsza Polska jest błędem.


Tak wołał premier Tusk, poszerzając katalog swobód obywatelskich o prawo do ryzyka. Te kuriozalne słowa znajdują już odbicie w chorych rozwiązaniach prawnych wprowadzanych przez Platformę. W nich prawo do ryzyka okazuje się prawem do oszustwa. „Wolności do czynienia krzywdy drugiemu być nie może” – mówił Leszek.

Wahałem się, czy to robić, ale powyższe nawiązanie do aktualnych realiów uznałem za konieczne, żeby pokazać prawdę o Leszku. Pełniej pokazać, o jak fundamentalne dla przyszłości Polski sprawy walczył. On wyniesiony na najwyższy urząd w państwie pozostał wierny Ideałom Sierpnia. Niestety, tej batalii o przyszłość naszego kraju strona solidarnościowa na razie nie wygrywa. Przegrywa, bo liderzy Platformy okazują się specjalistami od ryzyka i hazardu. Bezkarnie tuszują kolejne afery. Zręcznie zachęcają do udziału w swojej nieuczciwej loterii. Elektorat PO to jedna wielka kolejka do kolektury Totolotka.

Wszyscy wiedzą, że wygrywają tylko nieliczni, że na wygraną składają się wszyscy. Pokusa jest zbyt silna, wielu chce spróbować. Jednak w Polsce Tuska na wygrane tych nielicznych składać się muszą także Ci, którzy nie chcą i nie mogą nawet uczestniczyć w tej grze.

Państwo nie tylko się zadłuża. Zrujnowany został kapitał społeczny. Nikt nikomu nie ufa. W rozwarstwieniu społecznym i podziałach bijemy europejskie i światowe rekordy. Polska się latynizuje. Rosną wielkie bariery dla jej rozwoju. Prezydent Lech Kaczyński widział te niebezpieczeństwa, ostrzegał przed nimi i robił wszystko, żeby hamować i odwracać te groźne procesy. Kierował się wizją Polski solidarnej.

Wrócę teraz do słów, które powiedziałem na początku. Walka z pamięcią o Lechu Kaczyńskim to walka z wartościami, z których zrodziła się „Solidarność”. Ci, którzy wolą budować Polskę dla bogatych, chcą, żeby ludzie jak najszybciej zapomnieli o Ideałach Sierpnia i swoich marzeniach. Lech Kaczyński stał się uosobieniem tych wartości – patriotyzmu, tożsamości narodowej, sprawiedliwości społecznej i prawdy.

LECH KACZYŃSKI – CZŁOWIEK SOLIDARNOŚCI

relacja z konferencji

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych