Janusz Korwin-Mikke zażądał na swoim blogu (grożąc procesem) przeprosin od Piotra Zaremby za rzekome przeinaczenie własnych myśli. Chodziło o teksty publicysty krytykujące byłego lidera UPR za udział - razem z lewackimi radykałami - w marszu na rzecz legalizacji narkotyków, a także - wyrażone w toku dalszej dyskusji - oburzenie Zaremby na dywagacje JK-M nt. "euro-socjalistów, którzy mniej od narodowych socjalistów wierzą w instynkt samozachowawczy człowieka, a bardziej w zakazy i nakazy".
Ten ostatni wątek Zaremba opisał następująco:
"Korwin-Mikke dowodzi, że współcześni "eurosocjaliści" są gorsi od nazistów. Dlaczego? Bo w obozach koncentracyjnych na piętrowych pryczach nie kazano zapisać pasów, a teraz się każe w pojazdach. Niedorzeczność tego przykładu, i to na wielu płaszczyznach (naziści nie czuli się opiekunami swoich ofiar) zwalnia mnie z obowiązku dyskusji. Ocenie czytelników pozostawiam stosunek Korwina-Mikke do hitlerowskich zbrodni".
Co Korwin-Mikke "prostuje" następująco:
W rzeczywistości p. Korwin-Mikke nie pisał nic o zbrodniach hitlerowskich, wyraźnie podkreślał, że chodzi o "obóz pracy w Oświęcimiu" a nie o "obóz koncentracyjny", nie pisał też, że euro-socjaliści są gorsi od narodowych socjalistów - pisał tylko, że mniej od nich wierzą w instynkt samozachowawczy człowieka, a bardziej w zakazy i nakazy. Nie pisał też, że narodowi socjaliści "czuli się opiekunami więźniów" - lecz, że mogliby działać we własnym interesie bo "więzień mógł z górnej pryczy spaść i złamać sobie rękę lub nawet skręcić kark pozbawiając III Rzeszę cennej siły roboczej"
Korwin-Mikke - jak przystało na prawdziwego "konserwatystę" - tekst z rzekomym tekstem przeprosin Zaremby wrzucił w internet, pośrednio sugerując, że Zaremba przeprosił, choć Zaremba przepraszać nie zamierza. Ale ja nie o tym. Ja o dwóch sprawach - o niemieckich obozach śmierci i o narkotykach.
O obozach pewnie bym nie pisał, gdyby nie liczne wypowiedzi fanów Korwin-Mikkego, którzy wyraźnie "kupują" jego rozróżnienie na "obozy pracy" i "obozy koncentracyjne". Rozróżnienie historycznie prawdziwe w tym sensie, że rzeczywiście niemiecka maszyna śmierci stworzyła dwa rodzaje obozów - były to jednak obozy koncentracyjne (wg JK-M "obozy pracy") oraz obozy zagłady (według JK-M "obozy koncentracyjne").
Nawet założywszy, że Korwin-Mikke posługuje się terminami w sposób domyślny, trzeba stwierdzić, że jego opisywanie historii jest równie zafałszowane jak wojenna wizja Eriki Steinbach. Rzekome korwinowskie "obozy pracy" - a więc obozy koncentracyjne, np. Auschwitz (więźniami byli początkowo Polacy) - również służyły przede wszystkim zabijaniu więźniów, tyle że rozłożonemu w czasie. Obozy zagłady, np. Birkenau - służyły zabijaniu od razu. Ale cel i stosunek do więźniów był ten sam. Dywagacje o niemieckich nazistach myślących jak zachować siłę roboczą są czymś wyjątkowo odrażającym - bo depczącym i prawdę historyczną, i cierpienie więźniów. Niemal cała literatura obozowa opisuje właśnie "obozy pracy", czyli obozy koncentracyjne; to, co ludzkość zna jako "anus mundi" ("odbyt świata"), zostało opisane przez nielicznych ocalałych więźniów tych obozów (Borowski, Primo Levi, Żywulska).
Jest czymś smutnym, że trzeba to tłumaczyć w Polsce. Widocznie dotyka nas to samo zjawisko, które tak niepokoi nas u Niemców - banalizacja II Wojny Światowej, która zaczyna być przedmiotem "intelektualnej" żonglerki. Jest czymś jeszcze smutniejszym, że w szeregach polskiej - nominalnie - prawicy historię tak spreparowaną wykłada znany polityk. Polska prawica prawdę o obozach koncentracyjnych powinna znać szczególnie dobrze - straciła tam w końcu swoją elitę, zsyłaną do obozów w ramach wymierzonej w inteligencję akcji A-B.
Teraz o narkotykach. Dyskusja w sprawie de facto legalizacji za nami, i przyznam, że uważam ją za wydarzenie wyjątkowo frustrujące. Przede wszystkim dlatego, że dowodzi ona znacznego stopnia znarkotyzowania naszego społeczeństwa. Wszak najczęstszy argument - zwłaszcza w debatach anonimowych, internetowych - to osobisty, stały kontakt z narkotykami. W debatach publicznych mamy z kolei milczenie wielu osób, równie znaczące.
Ale do rzeczy. Za wyjątkowo fałszywy uważam argument o symetryczności alkoholu i narkotyków. Alkohol towarzyszy naszej cywilizacji od jej początków, jest kulturowo zaznajomiony, społeczeństwa wypracowały sposoby radzenia sobie z problemem, chronienia dzieci i młodzieży, rozpoznawania zagrożenia, eliminowania tych, którzy wpadli w nałóg, niesienia pomocy. W przypadku narkotyków - zjawiska nowego - nie mamy tego zasobu wiedzy, jesteśmy jak dzieci. Np. rodzice czy wychowawcy bez szkolenia nie wiedzą, czy dziecko bierze, nie wiedzą też, co bierze, kiedy się niepokoić. Alkohol - rzecz w nadmiarze zła - jest, i już go nie wyeliminujemy. Ale po co do tego nieszczęścia dokładać kolejne, o skutkach trudnych do przewidzenia?
Co ważne - nawet kraje takie jak Holandia, przodujące w tym eksperymencie, powoli się z niego wycofują, ograniczają dostęp.
No i jednak alkohol kończy się na wódce - a narkotyki mają co najmniej kilkanaście stopni ciemności. Jeżeli "trawa to wódka", to w przypadku narkotyków po "trawie-wódce" mamy jeszcze używki wielokroć silniejsze. Ściana jest dużo dalej, a jednocześnie jest dużo bardziej niebezpieczna. Prewencja ze strony państwa narkotyków całkowicie nie eliminuje, ale przynajmniej ogranicza ich zasięg, zniechęca wielu - niechętnych ryzykowaniu - do wchodzenia na tę ścieżkę. Daje też ważny argument wychowawcom ("tego nie wolno"). To już dużo.
Za wyjątkowo szkodliwy uważam argument "wolnościowców" o wolnym wyborze jednostek jako kluczowej zasadzie społecznej, będącej receptą - niczym marksistowskie broszurki - na wszelki zło tego świata. To kolejna ideologia, równie szkodliwa jak poprzednie, bo tak naprawdę rozbrajająca społeczeństwo, zwalniająca ludzi z troski o całość, a tym samym otwierająca drogę prawdziwemu złu. Konsekwentne jej stosowanie prowadzi do zanegowania społeczeństwa jako współpracującej wspólnoty, prowadzi do anarchii i rozpadu. Tak pojęty liberalizm - wspomagany przez niezwykle silny konsumpcjonizm - wyłącznie zużywa społeczne zasoby, nic nie budując.
W przypadku Polski prowadzi dodatkowo do narodowego rozbrojenia. Przy naszym położeniu geopolitycznym musimy mieć większą spoistość społeczną niż sąsiedzi, a nie niższą.
Tak promowanie kultury narkotykowej, jak i prawicowa wersja "róbta co chceta", Polsce nie służą.
Przypominam sobie dziś wygłaszane już wiele lat temu ostrzeżenia starszych kolegów przed korwinowską wersją prawicy. Mieli rację. To po prostu czarna dziura, pochłaniająca często bardzo wartościowych ludzi, ale prowadząca donikąd.
A może o to chodzi?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/113306-tak-promowanie-kultury-narkotykowej-jak-i-prawicowa-wersja-robta-co-chceta-polsce-nie-sluza
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.