Niby jej nie ma, a jest. Niby zwolniona, o czym ponoć dowiedziała się z Twittera, ale pensję chyba nadal bierze. Ona sama twierdzi, że nie da się wystrychnąć. Niby ma jakieś propozycje, ale jakie - milczy. Tylko do internetu przenikają przecieki, a to, że ma tworzyć polską telewizję anglojęzyczną, to znów, że będzie doradzała samemu prezesowi w sprawach publicystyki i informacji. Mowa oczywiście o byłej szefowej „Wiadomości” TVP Marzenie Paczuskiej.
Ot, taka sobie odsłona „dobrej zmiany” na wizji z rastrem. Można rzec ironicznie, clou informacyjno-publicystyczne z ul. Woronicza 17. Jeśli chodzi o sprawy kadrowe, dzieje się tam wiele. Ten temu tego, ten z tym, ta jemu, on temu, kto kogo w co całuje, kto kogo gdzie szczypie itd., od plotek aż się trzęsie to gniazdo szerszeni. Na zewnątrz - krawaciki, bukieciki, dywaniki, ramóweczka, popraweczka, plejada, pomada, rada, żenada… Nie zamierzam roztrząsać, kto z kim przeciw komu i dlaczego, bo i sam widz ma to „gdzieś”. Przeciętnego widza nie interesują kadrowe przepychanki lecz to, co widzi na ekranie swego telewizora. A co widzi? Krótko mówiąc: niedowład i niedorozwój.
Nie da się ukryć, przewietrzenie zawłaszczonej przez pluszaków TV/PO było niezbędne. Po utracie władzy przez poprzednia ekipę, TVP miała być inna: obiektywna, misyjna, wychodząca naprzeciw, spełniająca społeczne oczekiwania i takie tam imponderabilia snute przez nowych nadzorców. Jasne, nie od razu Kraków zbudowano. Ale czas leci, a jaki jest koń każdy widzi. Nad termosem na ul. Woronicza brak dziś tylko wielkiego transparentu: „Naród z partią, partia z narodem”…
Natrętna propaganda przeistacza się w autoparodię
— alarmował niedawno mój redakcyjny kolega Bronisław Wildstein, zaniepokojony sytuacją Marzeny Paczuskiej.
Pisałem wcześniej i ja. Nie chodzi bynajmniej o tasiemcowe serialne z dolnej strefy stanów niskich, bo te były, są i będą w każdej telewizji świata, począwszy od naszych, w tym także komercyjnych kanałów, przez np. nadawaną od 1985r. niemiecką „operę mydlaną” w tamtejszej, publicznej „Jedynce” (ARD) pt. „Lindenstrasse”, po jeszcze starszą, bo z 1976r., znaną i u nas brazylijską telenowelę z zezowatą „Niewolnicą Isaurą”. Chodzi o programy informacyjne i publicystyczne właśnie. Po wyborczym przetasowaniu na ul. Wiejskiej, dzienniki TVP odbiły się niczym wahadło w drugą stronę, a podobno tego miało nie być. Nie inaczej rzecz wygląda z tzw. publicystyką. W obu tych przypadkach nastąpiło pomieszanie pojęć i w efekcie serwowana jest papka ni to publicystyki ni informacji, nasycona natarczywą propagandą. Co gorsza, nowi prezenterzy i moderatorzy sprawiają wrażenie, jakby rywalizowali z Ri Chun Hi, znaną w świecie prezenterką północnokoreańskiej telewizji KCTV. Jeśli do tego dodać warsztatowe niedomogi tychże, obraz TVP jest zaiste niepokojący.
Propaganda, od łacińskiego propagare, jest stara jak świat światem, a jej główne zadanie to - ogólnie rzecz biorąc - kształtowanie opinii publicznej. Niezależnie od pejoratywnego wydźwięku tego słowa, może być dobra lub zła, realizowana efektywnie lub defektywnie. Znawca przedmiotu prof. Noam Chomsky z Massachusetts Instutute of Technology szeroko opisał sposoby i instrumenty docierania do ludzkich głów, notabene nie tylko poprzez media, aliści bez mediów, głównie telewizji i internetu tzw. marketing polityczny byłby w dzisiejszych czasach bezskuteczny. Wbrew pozorom, ludzie nie są jednak głupi, ani „dużo głupsi”, jak swego czasu wywodził w gościnie na Uniwersytecie Warszawskim „peowski” apologeta Tomasz Lis, udzielając osobliwej instrukcji, co i jak robić, aby telewidzowie, „te barany” nie „wzięli pilotów i przełączyli” na inne programy.
Sam Lis przegrał. Pozostał mu jedynie niemiecko-szwajcarski pasek wydawców „Newsweeka” i autorski program internetowy z oglądalnością „tłumu”, który można by zmieścić w jednym autobusie. To cena, jaką płaci się za propagandową służalczość wobec pracodawców/zleceniodawców i lekceważenie odbiorców. Niestety, także nadzorcy Telewizji Polskiej „dobrej zmiany” nie dostrzegają, iż sami, niczym lemingi, rozpoczęli samobójczy marsz swych ssaków z grupy gryzoni. Rzecz jasna, każde uogólnienie jest krzywdzące, są w gremium TVP osoby, acz nieliczne, które wiedzą w jaki sposób uprawiać skuteczną, a nie odpychającą propagandę, którzy nie ścigają się w odstręczającym kadzeniu obecnej władzy.
Czytaj dalej na następnej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Niby jej nie ma, a jest. Niby zwolniona, o czym ponoć dowiedziała się z Twittera, ale pensję chyba nadal bierze. Ona sama twierdzi, że nie da się wystrychnąć. Niby ma jakieś propozycje, ale jakie - milczy. Tylko do internetu przenikają przecieki, a to, że ma tworzyć polską telewizję anglojęzyczną, to znów, że będzie doradzała samemu prezesowi w sprawach publicystyki i informacji. Mowa oczywiście o byłej szefowej „Wiadomości” TVP Marzenie Paczuskiej.
Ot, taka sobie odsłona „dobrej zmiany” na wizji z rastrem. Można rzec ironicznie, clou informacyjno-publicystyczne z ul. Woronicza 17. Jeśli chodzi o sprawy kadrowe, dzieje się tam wiele. Ten temu tego, ten z tym, ta jemu, on temu, kto kogo w co całuje, kto kogo gdzie szczypie itd., od plotek aż się trzęsie to gniazdo szerszeni. Na zewnątrz - krawaciki, bukieciki, dywaniki, ramóweczka, popraweczka, plejada, pomada, rada, żenada… Nie zamierzam roztrząsać, kto z kim przeciw komu i dlaczego, bo i sam widz ma to „gdzieś”. Przeciętnego widza nie interesują kadrowe przepychanki lecz to, co widzi na ekranie swego telewizora. A co widzi? Krótko mówiąc: niedowład i niedorozwój.
Nie da się ukryć, przewietrzenie zawłaszczonej przez pluszaków TV/PO było niezbędne. Po utracie władzy przez poprzednia ekipę, TVP miała być inna: obiektywna, misyjna, wychodząca naprzeciw, spełniająca społeczne oczekiwania i takie tam imponderabilia snute przez nowych nadzorców. Jasne, nie od razu Kraków zbudowano. Ale czas leci, a jaki jest koń każdy widzi. Nad termosem na ul. Woronicza brak dziś tylko wielkiego transparentu: „Naród z partią, partia z narodem”…
Natrętna propaganda przeistacza się w autoparodię
— alarmował niedawno mój redakcyjny kolega Bronisław Wildstein, zaniepokojony sytuacją Marzeny Paczuskiej.
Pisałem wcześniej i ja. Nie chodzi bynajmniej o tasiemcowe serialne z dolnej strefy stanów niskich, bo te były, są i będą w każdej telewizji świata, począwszy od naszych, w tym także komercyjnych kanałów, przez np. nadawaną od 1985r. niemiecką „operę mydlaną” w tamtejszej, publicznej „Jedynce” (ARD) pt. „Lindenstrasse”, po jeszcze starszą, bo z 1976r., znaną i u nas brazylijską telenowelę z zezowatą „Niewolnicą Isaurą”. Chodzi o programy informacyjne i publicystyczne właśnie. Po wyborczym przetasowaniu na ul. Wiejskiej, dzienniki TVP odbiły się niczym wahadło w drugą stronę, a podobno tego miało nie być. Nie inaczej rzecz wygląda z tzw. publicystyką. W obu tych przypadkach nastąpiło pomieszanie pojęć i w efekcie serwowana jest papka ni to publicystyki ni informacji, nasycona natarczywą propagandą. Co gorsza, nowi prezenterzy i moderatorzy sprawiają wrażenie, jakby rywalizowali z Ri Chun Hi, znaną w świecie prezenterką północnokoreańskiej telewizji KCTV. Jeśli do tego dodać warsztatowe niedomogi tychże, obraz TVP jest zaiste niepokojący.
Propaganda, od łacińskiego propagare, jest stara jak świat światem, a jej główne zadanie to - ogólnie rzecz biorąc - kształtowanie opinii publicznej. Niezależnie od pejoratywnego wydźwięku tego słowa, może być dobra lub zła, realizowana efektywnie lub defektywnie. Znawca przedmiotu prof. Noam Chomsky z Massachusetts Instutute of Technology szeroko opisał sposoby i instrumenty docierania do ludzkich głów, notabene nie tylko poprzez media, aliści bez mediów, głównie telewizji i internetu tzw. marketing polityczny byłby w dzisiejszych czasach bezskuteczny. Wbrew pozorom, ludzie nie są jednak głupi, ani „dużo głupsi”, jak swego czasu wywodził w gościnie na Uniwersytecie Warszawskim „peowski” apologeta Tomasz Lis, udzielając osobliwej instrukcji, co i jak robić, aby telewidzowie, „te barany” nie „wzięli pilotów i przełączyli” na inne programy.
Sam Lis przegrał. Pozostał mu jedynie niemiecko-szwajcarski pasek wydawców „Newsweeka” i autorski program internetowy z oglądalnością „tłumu”, który można by zmieścić w jednym autobusie. To cena, jaką płaci się za propagandową służalczość wobec pracodawców/zleceniodawców i lekceważenie odbiorców. Niestety, także nadzorcy Telewizji Polskiej „dobrej zmiany” nie dostrzegają, iż sami, niczym lemingi, rozpoczęli samobójczy marsz swych ssaków z grupy gryzoni. Rzecz jasna, każde uogólnienie jest krzywdzące, są w gremium TVP osoby, acz nieliczne, które wiedzą w jaki sposób uprawiać skuteczną, a nie odpychającą propagandę, którzy nie ścigają się w odstręczającym kadzeniu obecnej władzy.
Czytaj dalej na następnej stronie
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/356911-termos-z-ul-woronicza-po-dwoch-latach-dobrej-zmiany-w-tvp-najwyzszy-juz-czas-wyciagnac-dobre-wnioski
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.