"Nasz Elementarz" jeszcze bardziej równościowy. Osobiście dopilnowała tego autorka: "Podaję np. kolory koszulek, by nie było tak, że chłopcy są zawsze ubrani na niebiesko, a dziewczynki na różowo"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Porównanie podręczników: MEN-u i WSiP-u (fot.wsip.pl)
Porównanie podręczników: MEN-u i WSiP-u (fot.wsip.pl)

Autorka „Naszego elementarza” Maria Lorek odpiera zarzuty dotyczące plagiatu i opowiada o poprawkach, jakie naniosła po społecznych konsultacjach. Szczególnie wzięła sobie do serca „uwagi równościowe”.

Dostaliśmy dużo uwag - i pozytywnych, i negatywnych. To bardzo korzystne, że aż tyle osób przeczytało tę książkę. Udało się dzięki temu wyłapać wiele drobnych błędów i je poprawić. Np. pewna nauczycielka zauważyła, że gdy wprowadzamy nową literę za pomocą imienia jednego z uczniów, to jego zdjęcie jest na dole strony. A osoba powinna być ważniejsza niż przedmioty

— zauważa Lorek.

Okazuje się również, że wytypowani przez MEN recenzenci dołożyli wszelkich starań, aby podręcznik nie uraził zwolenników ideologii gender. Udało się na przykład uniknąć tak niebezpiecznych stereotypów, jak kolory typowe dla płci męskiej i żeńskiej.

To była owocna współpraca, zwłaszcza jeśli chodzi o uwagi równościowe. Pracując nad elementarzem, piszę cały scenariusz. To nie jest tak, że ilustratorzy sobie sami wymyślają, co mają narysować. Dostają ode mnie opis. Dr Iwona Chmura-Rutkowska uświadomiła mi, że ten opis musi być bardzo szczegółowy. Teraz podaję np. kolory koszulek, by nie było tak, że chłopcy są zawsze ubrani na niebiesko, a dziewczynki na różowo

— mówi autorka rządowego podręcznika.

Niedawno Wydawnictwa Szkolne i Pedagogiczne alarmowały, że pierwsza część „Naszego elementarza” to w dużym stopniu kopia podręczników WSiP. Lorek jest zaskoczona tymi oskarżeniami.

Czytaj również:

Tzw. darmowy podręcznik lansowany przez rząd plagiatem?

MEN broni swojego podręcznika

Nie spodziewałam się, że do tego dojdzie. Zabolało - to przecież kolejne wydawnictwa w swoich książkach przez lata korzystały z tego, co ja wymyśliłam w 1993 r. Zaskoczyło mnie, że zdaniem wydawców, luźno „autocytując”, mogę sama siebie plagiatować. W „Naszym elementarzu” nigdzie nie ma dokładnego przeniesienia moich dawnych idei i pomysłów

— twierdzi Lorek.

Choć sama w końcu przyznaje, że zmieniona została jedna ze stron, na której pojawił się dialog z literką „j” jak jajko.

Na bazie liter, które dziecko do tej pory poznaje, praktycznie nie ma innego dobrego, łatwego słowa, które można by ułożyć. To jest moim zdaniem najbardziej naturalny sposób wprowadzenia litery „j” i dialogu. Podobny do oryginału, ale nie taki sam. Zresztą to już zamknięta sprawa - zmieniliśmy tę stronę

— ucina autorka.

Nie ma zamiaru rezygnować z komiksu ze smokiem, który również wytknięto jej jako plagiat.

Czy skoro 20 lat temu wykorzystałam komiks, to znaczy, że nie mogę tego robić już nigdy więcej? Dzieci uwielbiają komiksy i na pewno z tej formy nie zrezygnuję

— zapowiada Maria Lorek.

A co będzie, jeśli recenzenci uznają, że komiks o smoku koliduje z poglądami środowisk LGBT? W końcu smoki to wyjątkowo nietolerancyjne stworzenia…

zz/”Gazeta Wyborcza”

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych