Będziemy grać „Kopciuszka”, „Turco in Italia”, „Don Pasquale” i „Cyrulika sewilskiego”. Każdy z tytułów 4 razy i to w topowych obsadach. Na przykład tytułową rolę w „Don Pasquale” będzie śpiewał Rafał Siwek, Malatesty Stanisław Kufluk, Noriny Edyta Piasecka, a Ernesta Andrzej Lampert. Chcemy, by dyrygował Tadeusz Kozłowski. To wymarzona obsada, przez ostatnie 25 lat w WOK takiej nie było
—mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Jacek Laszczkowski, śpiewak operowy, doradca dyrektora Warszawskiej Opery Kameralnej ds. artystycznych.
Polityce.pl: MKiDN wydało komunikat, w którym wyraża zaniepokojenie obecną sytuacją w Warszawskiej Operze Kameralnej. Pana zdaniem jest ono zasadne?
Jacek Laszczkowski: Jeżeli chodzi o artystyczną stronę i przyszłość WOK, to jest ono absolutnie niesłuszne. Jest szansa, że jeżeli ta restrukturyzacja, która od wtorku się zaczyna zostanie przeprowadzona, to WOK może stać się potęgą na skalę europejską. Dzisiaj Warszawska Opera Kameralna jest nieudolnym i niewydolnym organizmem, który ma trzy orkiestry, 55 solistów i nie jest w stanie zrealizować żadnego artystycznego planu. Na nic nas nie stać, stąd też nie możemy angażować nikogo nowego o potencjale europejskim, bo o światowym nawet nie ma mowy.
Faktycznie jest aż tak źle?
Spośród 55 śpiewaków czynnych na poziomie krajowym jest tylko 10, a resztę trudno jest obsadzić w wiodących rolach. Chcemy zostać tylko z orkiestra na instrumentach dawnych, zresztą z takim zamysłem powstała w ogóle Warszawska Opera Kameralna. To był wówczas pierwszy zespół z 6 solistami. Wracając do tego elitarnego zespołu stajemy się natychmiast placówką bez precedensu na skalę światową. Bo nie ma teatru operowego, który ma na etacie orkiestrę, która gra na instrumentach dawnych. My ten luksus mamy i na tym zespole chcemy się skupić, nie jest nam potrzebny stały, 72-osobowy zespół orkiestrowy na instrumentach współczesnych, który co miesiąc pochłania gigantyczny budżet.
Ile osób musi zostać zwolnionych z WOK?
Około 140. Likwidujemy dwie orkiestry, zostając z jedną, która jest absolutnie na najwyższym poziomie artystycznym i gra na instrumentach dawnych. Rozstajemy się z Sinfonnietą, orkiestrą grającą na instrumentach współczesnych, w której jest 72 muzyków. Likwidujemy także etaty dla śpiewaków solistów, których jak wspomniałem jest 55. Z częścią z nich będziemy współpracować. Dzisiaj jednak 80 proc tych ludzi w ogóle nie śpiewa. Niektórzy nie śpiewali 3 lat ani jednego spektaklu, 5 osób tylko po jednym, a 9 osób mniej niż 10 spektakli, co kosztowało nas 680 tysięcy. To absurdalne wydatki na ludzi, którzy de facto w ogóle tutaj nie pracują.
Dlaczego w takim razie przez lata skład zespołu tak bardzo się rozrósł. Dyrektor Sutkowski miał inną wizję WOK?
Kiedyś za czasów Sutkowskiego były trzy orkiestry w WOK. Była Sinfonietta, orkiestra Warszawskiej Opery Kameralnej i MACV (Musicae Antiqua Collegium Varsoviense) grająca na instrumentach dawnych. Jego wizja była taka, że chciał graś wszystkie opery Mozarta jednym zespołem w ciągu miesiąca. Śpiewałem w tych 24 operach, otwierałem pierwszy Festiwal Mozartowski w 1991 roku premierą Don Giovanniego, w której brałem udział. Występowałem zarówno w wielkich spektaklach, tzw. dużych operach Mozarta, jak i w tych małych, więc widziałem na jakim były poziomie. Często były robione w wielkim pospiechu i nijak miały się do jakiegoś światowego poziomu.
Dalszy ciąg na następnej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Będziemy grać „Kopciuszka”, „Turco in Italia”, „Don Pasquale” i „Cyrulika sewilskiego”. Każdy z tytułów 4 razy i to w topowych obsadach. Na przykład tytułową rolę w „Don Pasquale” będzie śpiewał Rafał Siwek, Malatesty Stanisław Kufluk, Noriny Edyta Piasecka, a Ernesta Andrzej Lampert. Chcemy, by dyrygował Tadeusz Kozłowski. To wymarzona obsada, przez ostatnie 25 lat w WOK takiej nie było
—mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Jacek Laszczkowski, śpiewak operowy, doradca dyrektora Warszawskiej Opery Kameralnej ds. artystycznych.
Polityce.pl: MKiDN wydało komunikat, w którym wyraża zaniepokojenie obecną sytuacją w Warszawskiej Operze Kameralnej. Pana zdaniem jest ono zasadne?
Jacek Laszczkowski: Jeżeli chodzi o artystyczną stronę i przyszłość WOK, to jest ono absolutnie niesłuszne. Jest szansa, że jeżeli ta restrukturyzacja, która od wtorku się zaczyna zostanie przeprowadzona, to WOK może stać się potęgą na skalę europejską. Dzisiaj Warszawska Opera Kameralna jest nieudolnym i niewydolnym organizmem, który ma trzy orkiestry, 55 solistów i nie jest w stanie zrealizować żadnego artystycznego planu. Na nic nas nie stać, stąd też nie możemy angażować nikogo nowego o potencjale europejskim, bo o światowym nawet nie ma mowy.
Faktycznie jest aż tak źle?
Spośród 55 śpiewaków czynnych na poziomie krajowym jest tylko 10, a resztę trudno jest obsadzić w wiodących rolach. Chcemy zostać tylko z orkiestra na instrumentach dawnych, zresztą z takim zamysłem powstała w ogóle Warszawska Opera Kameralna. To był wówczas pierwszy zespół z 6 solistami. Wracając do tego elitarnego zespołu stajemy się natychmiast placówką bez precedensu na skalę światową. Bo nie ma teatru operowego, który ma na etacie orkiestrę, która gra na instrumentach dawnych. My ten luksus mamy i na tym zespole chcemy się skupić, nie jest nam potrzebny stały, 72-osobowy zespół orkiestrowy na instrumentach współczesnych, który co miesiąc pochłania gigantyczny budżet.
Ile osób musi zostać zwolnionych z WOK?
Około 140. Likwidujemy dwie orkiestry, zostając z jedną, która jest absolutnie na najwyższym poziomie artystycznym i gra na instrumentach dawnych. Rozstajemy się z Sinfonnietą, orkiestrą grającą na instrumentach współczesnych, w której jest 72 muzyków. Likwidujemy także etaty dla śpiewaków solistów, których jak wspomniałem jest 55. Z częścią z nich będziemy współpracować. Dzisiaj jednak 80 proc tych ludzi w ogóle nie śpiewa. Niektórzy nie śpiewali 3 lat ani jednego spektaklu, 5 osób tylko po jednym, a 9 osób mniej niż 10 spektakli, co kosztowało nas 680 tysięcy. To absurdalne wydatki na ludzi, którzy de facto w ogóle tutaj nie pracują.
Dlaczego w takim razie przez lata skład zespołu tak bardzo się rozrósł. Dyrektor Sutkowski miał inną wizję WOK?
Kiedyś za czasów Sutkowskiego były trzy orkiestry w WOK. Była Sinfonietta, orkiestra Warszawskiej Opery Kameralnej i MACV (Musicae Antiqua Collegium Varsoviense) grająca na instrumentach dawnych. Jego wizja była taka, że chciał graś wszystkie opery Mozarta jednym zespołem w ciągu miesiąca. Śpiewałem w tych 24 operach, otwierałem pierwszy Festiwal Mozartowski w 1991 roku premierą Don Giovanniego, w której brałem udział. Występowałem zarówno w wielkich spektaklach, tzw. dużych operach Mozarta, jak i w tych małych, więc widziałem na jakim były poziomie. Często były robione w wielkim pospiechu i nijak miały się do jakiegoś światowego poziomu.
Dalszy ciąg na następnej stronie
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/335790-warszawska-opera-kameralna-walczy-o-widza-i-jakosc-oper-mozarta-laszczkowski-priorytetem-jest-dla-nas-zadowolenie-ludzi-nasz-wywiad?strona=1